Łączna liczba wyświetleń

...

...

czwartek, 20 marca 2014

Zaspokojenie Nekrofila...


Czuje jak mokry materiał całkowicie oblepia moje ciało. Szarpię się, ale to nic nie daje. Jestem przywiązana grubym powrozem do żeliwnych prętów starego łóżka. Ścierpnięte ręce odmawiają posłuszeństwa, wyciągnięte mięśnie nóg drętwieją, ale i tak, co jakiś czas próbuję. Otarcia na nadgarstkach i kostkach bolą mocniej z każdym pociągnięciem. Wewnątrz nadal boli i ten ból przewyższa wszystkie rodzaje bólu, jakie dotąd kiedykolwiek czułam. Oczy mnie szczypią, ale nie mogę już płakać – już nie ma we mnie łez. Suche gardło nie pozwala wydusić kolejnego krzyku. Nadal czuję w ustach metaliczno – słony smak własnej krwi. Wściekłość i bezsilność mieszają się we mnie jak ohydna lepka maź, którą nadal czuje na skórze brzucha. Słyszę szelest po prawej stronie i szybko odwracam głowę, żeby sprawdzić, czy to znów oni, ale to tylko ta druga – przywiązana na stojąco do belki. Wyciągnięta całym ciałem najbardziej jak się da, szeleści palcem u stopy próbując przysunąć nóż leżący na podłodze, ale nie może do niego sięgnąć. Przy tak wygiętej sylwetce niektóre z małych nacięć na jej skórze znów się otwierają i widać jak czerwone ścieżki pojedynczych kropli krwi powoli suną w dół malując czerwonymi nitkami biel jej ciała. Po chwili odwraca oczy w moją stronę jakby wyczuła, że się jej przyglądam.

-          Spokojnie mała, wszystko będzie dobrze. – Mówi najłagodniejszym tonem, na jaki ją stać, a potem delikatnie wygina usta i uśmiecha się do mnie. To nie jest szczery uśmiech, ale widzę, że dziewczyna bardzo się stara. Nie chcę jej robić przykrości i również staram się uśmiechnąć. Kiedy tylko lekko wyginam usta lewy policzek znów zaczyna mocniej piec.

Czuję smród ich potu, brudu i jeszcze czegoś, czego nigdy wcześniej nie czułam. Jak zjełczałe masło z zepsutą rybą i zgniłą kapustą rezem wzięte. Potworny zapach, który jest tuż obok, jest na mnie na mojej skórze i nie mogę go z siebie wytrzeć, zmyć, wyczyścić. Znów bezwiednie zaczynam się szarpać. Nagle słysze skrzypienie na schodach i momentalnie zastygam, tak samo jak i ta druga. Patrzymy sobie w oczy i rozumiemy się bez słów. Trzeba się wyłączyć, trzeba nie reagować, trzeba przetrwać. Pomimo wszystko. Kroki zbliżają się, a ja mimowolnie zaczynam drżeć i słyszę charakterystyczne dudnienie w uszach. Jeszcze chwila w drzwiach znów staną oni. Zapadam się. Lecę szybko w dół, spadam. Budzę się. Pościel jest cała mokra, a ja nie mogę złapac oddechu, serce bije mi jak oszalałe. Mam dość koszmarów przeszłości. Chcę spokojnego snu a nie tej ciągłej ucieczki przed przeszłością. Wstaję i idę pod prysznic. Znów czuję ten ochydny zapach – muszę go z siebie zmyć. Musze wyszorować skórę, żeby była czysta, żeby już nie cuchnęła.

 

*          *          *

 

Opłaca się jeździć pociągiem na spotkania z Krzysztofem. Zawsze mam czas żeby poczuć się na chwile uwolniona z klatki warszawskiego światka. Oglądam polskie widoczki szybko uciekające za oknem i lekkie zawirowania wiatru w koronach szybko uciekających drzew. Miarowy stukot trochę mnie otępia, ale nie mogę zamknąć oczu dopóki nie dojadę na miejsce. Nie dowierzam własnej podświadomości, bo przez ostatni tydzień nie dawała mi ani chwili wytchnienia.

Z Krzysztofem zawsze „sesje” odbywają się w prosektorium. Kiedyś miejsce to kojarzyło mi się tylko z horrorami, ale po pierwszej wizycie uznałam, że w porównaniu z innymi przybytkami, w których bywałam wygląda schludniej i normalniej niż by się przypuszczało. Krzysztof wita mnie przy drzwiach przeciwpożarowych i zadaje kilka standardowych pytań o zdrowie. Po chwili prosi żebym podwinęła rękaw i podaje pierwszy zastrzyk. Wiem, co mnie czeka. Postrzegam to jak swoisty rytuał wprowadzenia, jak przygotowanie, do tego specyficznego odlotu gwarantującego całkowite poddanie się zalewającej fali nieodczuwania. Jedynie unoszący się w powietrzu zapach, lekko mdły słodko – gorzki zapach śmierci, przeszkadza w uznaniu tego miejsca za całkiem normalne. Idę w górę schodami za Krzysztofem na pierwsze piętro gdzie jest dobrze mi znana sala, pieszczotliwie przeze mnie nazywana rozkrajalnią. To tu próbując dociec, w jaki sposób delikwent zszedł kroi się go na mniejsze lub większe kawałki. Jest tu aseptycznie czysto i pomimo surowości otoczenia, czuje się tu bezpiecznie. Blado beżowe kafelki nie są może zbyt gustowne, ale nadają wnętrzu charakteru przeciętnej łazienki z podłego trzy gwiazdkowego hoteliku. W Sali są trzy blokowe stoły. Każdy ma żebrowe kanaliki do spływania płynów ustrojowych i jeden większy otwór na górze gdzie zazwyczaj kładzie się głowę denata. Nie wyglądają strasznie, raczej dostojnie. Jak katafalki starożytnych władców. Przy środkowym stoi stojak z przygotowaną kroplówką i przenośnym respiratorem. Pamiętam, że kiedy osiem lat temu trafiłam tu po raz pierwszy zapytałam zdziwiona gdzie są metalowe łóżka do przewożenia zmarłych, a Krzysztof słysząc to o omal nie udusił się ze śmiechu.

Wiem, że musi upłynąć godzina zanim zastrzyk zacznie działać, więc czeka nas jeszcze parę ładnych minut pogawędki o życiu. Siadamy obok siebie na stole do krajania zwłok i wymieniamy kilka zdawkowych pytań. Krzysztof stara się być miły i uprzejmy, ale wykręca się od mówienia na swój temat przerzucając pytania na mnie. Jest skryty, bardziej skryty od przeciętnego człowieka, ale ufam mu. Nigdy nie zrobiłby mi krzywdy. Krzysztofa kręcą zmarłe. Dokładniej, lubi sypiać z kobietami, które już zeszły z tego świata. Przez jakiś czas wyrabiał sobie wejścia i znajomości tu w prosektorium, co nie dziwiło, jeżeli wziąć pod uwagą młodego chirurga, który chcąc nie chcąc ucząc się musi przerobić pewne ćwiczenia również i w tym przybytku. Zaczął stawać się coraz częstszym gościem, aż wreszcie wszyscy przyzwyczaili się do jego ciągłej obecności. Cichy, skryty i nieprzeszkadzający nikomu, zaczął wreszcie realizować swoje dziwaczne upodobania i fascynacje. Jednakże raz zdarzyło się, że po zaspokojeniu nie zdążył dokładnie posprzątać po sobie i zostawił na denatce ślad, którego absolutnie tam być nie powinno. Przestraszył się konsekwencji i choć nigdy nikt nie dowiedział się czyje włókno znaleziono na denatce, która była już po ściągnięciu śladów zaprzestał wykorzystywania ciał, które były „pod ręką”. Długo szukał kobiety, która będzie w stanie dać się wprowadzić w stan znieczulenia ogólnego żeby móc spełnić swoje potrzeby seksualne, aż trafił na Olgę – znana z zaspokajania najbardziej dziwacznych zamówień. Jednak Olga tego zamówienia spełnić nie chciała. Stwierdziła, że dla takich jak on to tylko i wyłącznie psychiatryk i to taki, z którego nie wypuszczają do końca życia. Byłam świadkiem ich „rozmowy” i tak ja wkroczyłam w życie Krzysztofa. W tajemnicy przed Olgą umówiłam się z nim na kawę. Wydał mi się na tyle spokojny i zrównoważony, że postanowiłam zaryzykować. Po pierwszym spotkaniu czułam się jak nowo narodzona. Wreszcie stan, w którym uwalniałam się całkowicie od wszystkiego i wszystkich. Krzysztof po moim przebudzeniu wręcz kipiał z radości. Więc oboje postanowiliśmy powtarzać od czasu do czasu „rytuał”.     

Kiedy zbliża się ustalony czas rozbieram się, owijając jedynie przygotowanym wcześniej ręcznikiem i kładę się na stole. Krzysztof wkłuwa mi werflon i po chwili przykłada maskę.

-          Policz od dziesięciu do jednego.

-          Dziesięć dziewięć osieeee

Zapadam w nicość. Czerń bez końca. Ciemna ciepła pustka. Nie mam ciała jedynie lekką zwiewną chmurę rozproszonych świetlistych cząsteczek, które mają świadomość, że są mną, ale nie czują. Zupełnie nic nie czują. Czas nie istnieje, bo tkwię zawieszona poza nim. Istnieje tylko przestrzeń, nieskończona doskonała przestrzeń. Panuje idealna zrównoważona cisza. Czysta perfekcja nie istnienia, nieodczuwania, niebycia.

Ze snu wyrywa mnie jakiś głos, niewyraźny jakby dochodził z bardzo daleka. Nie mam ochoty wracać, było mi tak dobrze, tak spokojnie, tak ciepło. Ten głos każe mi wracać, każe mi się obudzić, ale ja nie chcę. NIE CHCĘ!!!

-          Izra wracaj do jasnej cholery, wracaj rozumiesz!!!! – Krzysztof stoi na de mną lekko potrząsając moją głową. – Otwórz oczy, no już, wiem, że mnie słyszysz.

Otwieram powieki cięższe niż zwykle. Szumi mi w uszach i mocno kreci mi się w głowie. Twarz Krzysztofa wygląda dziwnie.

-          Jezo, ale mnie wystraszyłaś. Przez chwile myślałem ze naprawdę odleciałaś na dobre. Kogo, jak kogo, ale ciebie jednak wolałbym widzieć wśród żywych. – Oddycha z ulgą.
Kładzie mi rękę na czole i odgarnia kosmyk włosów. A do mnie powoli dociera sens wypowiedzianych przed chwilą przez niego słów.         

6 komentarzy:

  1. O żesz,jak dla mnie upodobania trochę przerażające... muszę przeczytać to jeszcze raz, ale najpierw uspokoję emocje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam - nie chciałam nikogo przestraszyć. Dla mnie to raczej przyjemność;)

      Usuń
    2. Nie masz za co przepraszać. Nie wiem jak to wytłumaczyć...nie chodziło mi o to, że poczułam strach... ten tekst bardzo pobudził moją wyobraźnię, wrażliwość,pierwszy raz czytałam o takim zbliżeniu...próbowałam siebie postawić na Twoim miejscu i dla mnie osobiście to było przerażające. Ja Cię nie oceniam, nie potępiam i nie chciałabym żebyś przestała pisać. Trochę pokręcony ten mój komentarz, ale krasomówcą nie jestem, zdolności literackich nie posiadam, więc kończąc już powiem tylko PISZ NADAL :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. No i poszły konie po betonie...może nie jest to do końca trafne ale rozpędzasz się jak tornado...coraz więcej w tym Ciebie;) Zaczynam odczuwać Twoje emocje i fascynacje co lekko napawa mnie lekiem...Z drugiej strony nie rozumiem przyjemności Krzysztofa czerpanej z takiego zbliżenia, czytając to aż dreszcz przebiegł mi po plecach. Jeszcze w przypadku tej że sceny w której brałaś udział jestem sobie w stanie pewne kwestie wytłumaczyć ale już w przypadku zbliżenia z zupełnie martwą kobietą....sorry to nawet jak dla mnie za dużo. Tekst świetny, czekam na więcej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo, ja już dawno przestałam się zastanawiać, dlaczego pewne osoby mają takie a nie inne upodobania. Nie mam nic przeciwko dopóki nie czynią krzywdy innym. Natomiast to co mnie przeraża jest mocno związane z moją przeszłością i tego nie zmienię, choćbym bardzo chciała.

      Usuń
  3. A co cię tak przeraża?Wiem że przeszłość czasami trudno uporządkować w taki sposób by nie wracała do nas jak bumerang za każdym razem gdy pojawi się sytuacja o niej przypominająca. Ale także wiem że jeżeli stawisz temu czoła to już nik i nic nie zdoła cię złamać...pisz bo widzę że to swoista terapia dla ciebie....pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń