Łączna liczba wyświetleń

...

...

czwartek, 26 lutego 2015

Najważniejsza...

Szary październikowy poniedziałek przytłacza depresyjną aurą. Po drodze do pracy marznę bardziej niż zwykle i pierwszy raz w tym roku zaczynam się zastanawiać nad przygotowaniem na następny dzień cieplejszego zestawu ubrań. W pracy w swojej klitce odpalam system i szlag mnie trafia kiedy widzę, że zamiast się wczytać zaczyna się raz za razem restartować. Dzwonię do działu IT i proszę, żeby przysłali kogoś z adekwatną wiedzą. Po godzinie przychodzi pryszczaty chudzielec z rudą czupryną i dziwną namiastką brody. Kwadrans zabiera mu stwierdzenie, że „Niestety komp umarł śmiercią naturalną i nie ma się co dziwić, bo to siedmioletni staruszek.” Trochę marudzi kiedy proszę, żeby jednak zaniósł „staruszka” do ich działu i żeby spróbowali odzyskać z niego tyle danych ile się da. Na odchodnym stwierdza, że mam szczęście, bo właściwie to dziś już nie popracuję. Dzwonię do działu kadr z pytaniem czy w takiej sytuacji mogę się ulotnić i po potwierdzeniu zbieram się w ciągu paru minut. Wychodząc z pracy o tak wczesnej porze zachłannie wdycham powietrze i napawam odrobiną wolności. „Blue monday” staje się „Lovley day”. Idę rozkoszując się jesiennym, popołudniowym deszczem. Obserwuję rozproszone światła przejeżdżających samochodów i próbuje znaleźć odpowiednie określenie dla nastroju, który wślizguję się podskórnie coraz głębiej z każdą następną kroplą i gnieździ się gdzieś wewnątrz mnie odnajdując swoje miejsce przeznaczenia. Wchodząc na teren parku widzę starszą kobietę w granatowym prochowcu i kapeluszu stylizowanym na lata trzydzieste i w przebłysku pamięci odnajduję obraz Hoppera „Automat”. Nigdy nie mogłam się pogodzić z tytułem, bo wbrew znawcom sztuki wcale nie dostrzegałam na nim „wypierania życia zgodnego z naturą na rzecz rozwoju technologicznego”. Zawsze widziałam po prostu wyalienowaną kobietę, na której twarzy malował się ten specyficzny wyraz melancholii i tęsknoty za czymś, co jest zbyt ulotne by nadać mu odpowiednią słowną definicję. Zatrzymuję się na chwilę i wciągam głęboko w płuca rześkie powietrze. Wiem, że takiego dnia nie można zmarnować, więc odszukuje telefon i pisze sms-a  do Olgi.
Jesteś dziś wolna?”
Będę wolna za godzinę.”
Przyjedziesz do mnie? Pogadamy na spokojnie? Zrobię macchiatto ;)”
OK. Będę za godzinę z minutami.”
Zdążyłam jeszcze wstawić ryż i pokroić warzywa gdy odezwał się dźwięk domofonu. Olga z mokrymi włosami z których lekko krople skapywały na jej bladą skórę ramion stanęła w drzwiach.
-          Podać Ci ręcznik??? – pytam, widząc wściekłość malującą się na jej delikatnej twarzyczce.
-          Nie nabijaj się ze mnie. Część drogi musiałam iść na piechotę, bo idiota taksówkarz wpakował nas w jakiś gigantyczny korek na alejach.
Łagodnieje, kiedy wchodzimy do mojego pokoju i przynoszę jej gorącą intensywnie aromatyczną kawę w wysokiej szklance. Z głośników sączy się leniwe Chris Botti  i widać jak z sekundy na sekundę na jej twarz wpływa wyraz odprężenia. Uwielbiam ją obserwować. Lata temu próbowałam naśladować jej płynne ruchy, ale nigdy nie udało mi się nawet w połowie osiągnąć takiej gracji. U mnie zawsze wygrywała zbyt duża ekspresja, nerwowość. Olga powoli upija pierwszy łyk i zaczyna swoje przesłuchanie. Każdą odpowiedź najpierw kwituje lekkim kiwnięciem i dopiero po dłuższej chwili dopytuje o kilka szczegółów, jakby próbując nakreślić specyficzny obraz ostatnich dwóch miesięcy. Czoło marszczy tylko słysząc o incydencie z brzytwą. Widzę jak jej usta zaciskają się w prostą wąską linię, a jej twarz tężeje z napięcia, ale nie komentuje ani jednym słowem, czekając, aż dopowiem historie do końca.
-          Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie??? – w jej głosie nie słychać pretensji, raczej rodzaj rozżalenia.
-          Nie miałam siły. Chciałam być sama. Chciałam, żeby przestało boleć. Chciałam uciec.
Znów kiwa głową, dając sobie chwilę na „przetrawienie” informacji.
-          Wiesz, że jesteśmy ze sobą związane, że jesteś mi najbliższa i doskonale zdawałaś sobie sprawę że prędzej czy później i tak się dowiem.
-          Przepraszam, nie chciałam Cię dodatkowo nakręcać.
-          Nie rób tego więcej. Nie chowaj się przede mną. Ja i tak Cię zawsze znajdę.
Odstawia szklankę z kawą na stoliku i bierze najpierw moje dłonie w swoje ręce potem przesuwa je wyżej aż do łokci.
-          Pamiętasz? – trzyma mnie mocno jak wtedy, kiedy byłyśmy jeszcze nastolatkami i „po wszystkim” przyrzekałyśmy sobie, że zawsze będziemy dla siebie najważniejsze, bo tylko razem możemy przetrzymać wszystko co najgorsze.
Potem rozmawiamy o książkach, koncertach, filmach i czas płynie zbyt szybko. Olga sama zaczyna coraz częściej spoglądać na zegarek. Wiem, że to znak, że już jest gdzieś spóźniona, ale wreszcie mi ulżyło, że się przed nią wyspowiadałam i teraz najchętniej zatrzymałabym ją na noc. Znam ją jednak wystarczająco, żeby nie robić sobie nadziei. Wymyka się, mijając w drzwiach Matiego.
Obserwując ich mierzące się spojrzenia wyczuwam dziwny rodzaj napięcia pomiędzy obojgiem. Jakbym na chwilę stała się specyficznym rodzajem membrany tłumiącej dwie odmienne siły. Kiedy tylko Olga wychodzi, Mateusz chwyta mnie za ramię i wymusza spojrzenie mu prosto w oczy.
-          Co ona tu robiła? Po co przyszła? – staram się wydostać ramię z jego zaciśniętych palców, ale mi się nie udaje.
-          Puść, to boli. – posłusznie puszcza moje ramię. W wyobraźni widzę już kolejny siniak. – Przyszła, bo ją zaprosiłam. Chciałam z nią pogadać. Dawno się nie widziałyśmy.
-          Nie chcę żebyś się z nią zadawała. To nie jest towarzystwo dla Ciebie.
-          Słucham???!!! – czuje jak adrenalina zaczyna krążyć w moim krwiobiegu i wiem, że za moment serce niebezpiecznie mi przyspieszy. – A skąd Ty ją znasz, co?! I co Ty o niej wiesz?!
-          Nie istotne. Nie chcę, żebyś się z nią spotykała, nie chcę, żeby się tu kręciła podczas mojej nieobecności. – jego głos zwyczajowo łagodny, gryzie się z treścią wypowiadanych przez niego słów.
-          Ty chyba sobie w kulki lecisz? – prycham ironicznie, ale czuje jak policzki zaczynają mnie piec i zdaje sobie sprawę, że przestaję panować nad własnymi odruchami. – Chcesz mi czegokolwiek zabraniać??? Chyba Cię totalnie popierdoliło??!! Kim Ty jesteś, żeby mi dyktować warunki???!!! Kim jesteś, żeby mi mówić z kim mam się zadawać????!!!! – wiem, że krzyczę, ale nie umiem się już wycofać.
-          Może nie jestem ideałem, ale teraz tu jestem. Jestem i będę. I znoszę wystarczająco dużo Twoich walniętych zachowań, żeby mieć prawo głosu. I nie chce żebyś się z nią zadawała. Rozumiesz?! – robi krok i znów boleśnie zakleszcza swoje wielkie dłonie na moich ramionach i zaczyna lekko mną potrząsać, jakbym była jedynie szmaciana lalką.
-          A mnie mało obchodzi czego chcesz. Ona jest dla mnie ważniejsza, niż Ty. Zawsze będzie?! I puść mnie do jasnej cholery, bo to boli. – szarpię się. Puszcza mnie, jednak stoi zbyt blisko. Jestem wściekła. On wpatruje się we mnie, chwyta moja twarz w obie ręce i całuje. Wymusza pocałunek, choć moje zaciśnięte szczęki skutecznie mu to uniemożliwiają.
-          Czemu taka jesteś? – pyta łagodnie biorąc oddech.
-          Wyjdź. – wrzeszczę wprost w jego twarz. – Nie mogę na Ciebie patrzeć. Mam Cię dość.
Przez moment się waha, ale potem zabiera ręce, robi dwa kroki w tył i kieruje się w stronę drzwi. Trzaśnięcie jest tak mocne, że futryna lekko się trzęsie. Potem zalega głucha cisza. I słyszę tylko moje nadal zbyt szybko bijące serce.  

niedziela, 15 lutego 2015

Uzależnienie...

W drodze do domu siedząc obok niego w samochodzie mrużyłam oczy. Światła miasta rozmazywały się w łunach i na chwilę mogłam pogrążyć się w nierzeczywistym kolorowym świecie jak Alicja po drugiej stronie lustra. Miarowy ruch wycieraczek i jego dotyk przywracał mnie do tu i teraz. Gorąca duża dłoń, którą co chwilę kładł na moim kolanie parzyła moją skórę. Chciał czuć, że jestem obok, jakby sam widok mu nie wystarczał. Wiedziałam, że o coś chciał zapytać, bo jedna ze zmarszczek na czole układała się w charakterystyczny łuk, ale nie chciałam go poganiać. Jest mniej cierpliwy ode mnie w wyrażaniu swoich myśli, więc wreszcie wydusi z siebie, o co chodzi. Zaparkował przed bramą i bez słowa wszedł za mną  na schody i do mieszkania. W korytarzu próbował pocałować mnie w szyje, ale lekko się odchyliłam i skręciłam do kuchni.
-          Czemu się ze mną droczysz???
-          Nie droczę się tylko chce zrobić herbatę.
-          Nie chcę herbaty. Chcę Ciebie.
-          Jestem cała mokra. – i zmęczona, dodaje w myślach.
-          Lubię jak jesteś mokra. – uśmiecha się, szczerząc zęby jak młody wilczek.
Przechodzę w stronę sypialni dla gości przez uchylone drzwi, czując jak kroczy tuż za mną. Zapach, który czułam tam pod mostem teraz jakby się wzmógł, jakby znów się urzeczywistnił. Czuję jego gorące palce na moim biodrze nawet przez mokry materiał sukienki. Nie wytrzymuje zbyt długo, łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Drzwi lekko domykają się. Patrzę mu prosto w oczy. On natychmiast przyciska mnie jeszcze mocniej do siebie. Zaczyna wdychać mój zapach oddychając coraz ciężej. Szuka moich ust, ale drażnię się z nim, dając mu jedynie błądzić po szyi i policzkach. Jego ramiona przyciskają mnie do niego w żelaznym uścisku. Nie za bardzo mogę manewrować, jednak, kiedy tylko zbliża usta kąsam jego wargę. Syczy. Czuję jak lekko zwalnia uścisk i przesuwa palce tuż pod sukienkę. Zaciskam uda uniemożliwiając jego palcom przesunięcie się bliżej mojego wejścia. Specjalnie naciskam i jednym krokiem zamieniam nasze miejsca, teraz to on plecami przywiera do drzwi. Nadal drażnię się z nim, dając mu odczuć swój oddech na policzku, tuż przy uchu, ledwie muskając jego usta. Mateusz szuka dotyku moich ust z coraz większym szaleństwem i zapamiętaniem. Wreszcie całuję go miękko wdzierając się w jego usta. Mój język drąży, porusza wszystkie nawet najbardziej wrażliwe miejsca. Na chwilę przerywam.
-          Jesteś pionkiem w mojej grze. – szepczę wprost do jego małżowiny.
Potem znów przywieram do jego ust, schodzę językiem na szyję, wreszcie do ucha. Jego jęk brzmi dla mnie jak muzyka. Uśmiecham się do siebie. On nie mogąc się swobodnie poruszać zaczyna się szamotać. Próbuje dostać się do moich czułych miejsc, na szyi, karku, lecz jest jak w pułapce. Przyparty przeze mnie do drzwi. Delikatnie odpinam guziki jego spodni i koszuli. Mój język nadal błądzi w jego uchu, moja lewa lodowata ręka delikatnie przemieszcza się po jego prawym boku, drugą ręką pocieram sztywne wybrzuszenie w dżinsach. Jego zapach i smak pobudzają mnie. Przysysam się do jego ust, ale na krótko. Jego oddechy są coraz szybsze. Przyciska mnie do siebie z całych sił.
-          Nie uduś mnie. – szepcze i czuję jak jego ciało drży.
-          Co tttyyy ze mnąąąą robiszszsz? – pyta pomiędzy szybkimi oddechami.
-          Nic, na co sam nie miałbyś ochoty.
Wydaje mi się, że za moment skończy, ale on gwałtownie odrywa się od drzwi lekko popychając mnie w głąb pokoju i z impetem dopada do mojej mokrej sukienki. Szarpię się z nią chwilę, po czym jednym ruchem zrywa. Guziki spadają stukotem na podłogę, sukienka spada ciężkim plaśnięciem. Sama zsuwam z jego ramion koszulę. On unosi mnie i całuje gorączkowo drążąc językiem. Moje nogi oplatają go w pasie a płatki wyczuwając pod grubszym materiałem jego nabrzmiały penis instynktownie ocierają się o niego. Nasze ciała uprawiają jakiś rodzaj mało subtelnego tańca to zbliżając to oddalając się od siebie. Spodnie zaczynają go drażnić, więc stawia mnie na podłodze i szamocząc się pozbywa się ich rzucając niedaleko mokrej sukienki. Tym razem to ja popycham go na kanapę. Nie jest rozłożona, więc ląduje na niej na siedząco z członkiem w pięknym stojącym wzwodzie. Siadam na nim okrakiem i jeszcze chwilę jedynie ocieram się o niego. Potem chwytam sztywny penis w dłoń i nakierowuję wprost pomiędzy płatki. Nadziewam się najwolniej jak się da starając kontrolować swoje oddechy, ale jego wściekłe przekleństwa dekoncentrują mnie w chwili, kiedy jest już cały we mnie. Zaczynam poruszać się miarowo, powoli dokładnie wyczuwając jego rozdygotanie. Jego wielkie dłonie łapią mnie w pasie i przez cały czas próbują narzucać szybsze tempo, ale stanowczo utrzymuje wolny rytm, jedynie delikatnie przyspieszając, co jakiś czas. Utrzymuje ten stan do momentu, kiedy mój pot i mlaskanie naszych ciał nie pozwalają mi już przedłużać katorgi. Moje ruchy są coraz bardziej naglące. Czuję jego żołądź wbijającą się we mnie najgłębiej jak się da i już nie mam siły powstrzymywać się przed skurczami. Ich fala pogrąża moje ciało w jednym nieustającym drżeniu. Kiedy już mogę złapać oddech on zaczyna dygotać i przedłużonym oddechem w zagłębieniu mojego obojczyka kończy ściskając mnie do bólu obręczą z swoich ramion. Po dłuższej chwili jego ramiona opadają i oddech się uspokaja.
-          Jak to możliwe, że im więcej Ciebie mam tym bardziej Ciebie chcę??? To przecież niemożliwe uzależnić się tak od drugiej osoby.

-          To tylko cielesność, cielesność w końcu Ci się znudzi.