Łączna liczba wyświetleń

...

...

środa, 26 marca 2014

Pracowity dzień


Codzienna szarość za oknami przygnębia. Mżawka powoduje że docieram do pracy przemoczona i wściekam się sama na siebie że znów gdzieś zgubiłam parasolkę. Napięta sytuacja pomiędzy Rosją a Ukrainą utrzymuje się wystarczająco długo, żeby wszyscy dookoła w biurze zachowywali się jak nakręcone marionetki pozbawione naturalnych odruchów i wciąż klepiące dokładnie te same wyuczone teksty, w ten sam wyreżyserowany sposób. Przechodząc do siebie widzę na korytarzu holu głównego wysoko postawionych dygnitarzy stojących w mniejszych cztero, trzyosobowych grupkach szepczących pomiędzy sobą. Konferencyjna jest zajmowana przez nich od mniej więcej trzech tygodni dzień po dniu i powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego nowego stanu oblężenia dotąd cichej przestrzeni. Z powodu ciągłego zamieszania praca nigdy się nie kończy, bo lewie zdążę uporać się z tym co podesłano mi w ciągu poprzednich paru godzin już kolejne papierki piętrzą się w kolejce. Tak jak większość w biurze nie mam czasu, żeby wyrwać się na dłuższą przerwę śniadaniową i biorę coś z firmy cateringowej  obsługującej nasze piętro. Zazwyczaj przechodzą obok mojego pokoju około 13.00 więc kiedy o 12.45 ktoś puka do moich drzwi odruchowo odwracam się na krześle sięgam po torebkę i portfel nie patrząc nawet kto wchodzi.

-          Macie może kanapki z indykiem takie jak wczoraj??? – pytam.

-          Nie mam, ale jeżeli bardzo Ci zależy mogę się wybrać na łowy do spożywczego.

Odwracam się  z portfelem w dłoni i choć mam wielką ochotę parsknąć śmiechem, nie robię tego mocno kontrolując mimikę swojej twarzy.

-          Co Ty tutaj robisz??? Nie wolno Ci odwiedzać mnie w pracy. – mówię pilnując, żeby intonacja wyraźnie dawała do zrozumienia mój gniew.

Wchodzi do pokoju i patrząc na mnie z góry z rękami w kieszeniach zaczyna tyradę.

-          Nie miałem wyjścia. Od trzech tygodni stosujesz jakieś dziwne uniki, a mam dość sms-ów, cytuję: „Przepraszam, ale teraz naprawdę nie mam czasu”. Przegięłaś, mała i to mocno. Miesiąc czasu???? Aż tak odporny i cierpliwy nie jestem.

Patrzę na tego przystojniaczka o twarzy naburmuszonego chłopca i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mimowolnie tęskniłam za widokiem tej słodkiej twarzyczki. Jest ode mnie trzy lata młodszy, ale wygląda jakby dopiero kończył liceum. Wzrostem nie dorównuje moim pozostałym facetom, ale i tak jest ode mnie o pół głowy wyższy. Ma najcieplejszy orzechowy odcień oczu jaki kiedykolwiek widziałam. Teraz patrzy na mnie z wyrzutem jak dzieciak, któremu odebrałam lizaka.

Faktycznie, trochę za długo zwlekałam, ze spotkaniem. Najpierw wyjazd do Berlina, potem Olga i wreszcie „regenerujący” wypad do Krzyśka. Wiem, że nagięłam lekko zasady, ale on je właśnie złamał. Mimo wszystko nie umiem się na niego gniewać. Jest jednym z najbardziej bezpośrednich i szczerych facetów jakich znam. Przy nim często czuję się jak kumpela, a nie tylko kochanka od zaspokajania „stanów dewiacyjno – seksualnych”.

-          No dobra. Teoretycznie masz trochę racji. Ale tylko trochę. – uśmiecham się delikatnie i już wiem że dałam mu zielone światło, które na pewno teraz wykorzysta.

Patrzy mi prosto w oczy lekko przechylając głowę i nawet nie chcę się domyślać co zamierza zrobić. A on po prostu odwraca się i cofa do drzwi przekręcając w nich klucz.

-          Szymon, ani się waż. Nawet o tym nie myśl. – wstaje z krzesła, próbując pokazać mu, że teraz się naprawdę wkurzyłam. Ale on jak gdyby nigdy nic z ironicznym uśmiechem na twarzy znów obraca się w moją stronę i robi kolejne dwa kroki.

-          Za późno. Już pomyślałem i nie ma powrotu do sytuacji sprzed. – w jego uśmiechu czai się podstęp.

Jeszcze jeden krok i staje naprzeciwko mnie po drugiej stronie biurka. Chwyta moje ręce, mocno prawie boleśnie w nadgarstkach i jednym szybkim ruchem przyciąga do siebie, zmuszając do pochylenia w jego stronę. Sam również lekko pochyla się nad drewnianą krawędzią. Kiedy jest już na odległość oddechu delikatnie muska ustami moje wargi.

-          I tak nigdzie mi nie uciekniesz, więc po prostu mi pozwól.

Widzę ten lekki odcień desperacji w jego oczach, więc przestaję siłować się z jego rękami. Puszcza mnie i obchodzi biurko dookoła. Kładzie chłodną dłoń na moim karku i przyciąga mnie wpijając się mocno w moje usta. Tym razem to nie muśnięcie i choć wargi dotykają jedynie warg czuję ten pocałunek całą sobą i zaczynam odczuwać jego głód. Rozumieć jego pragnienie. Potem jego język zaczyna drążyć i dołączam do niego, próbując oddawać ten sam rodzaj zapamiętania.

Jego druga ręka najpierw przytrzymuje mnie w pasie, ale zaraz sunie w dół, zatrzymując się dopiero na wzgórku łonowym i zaciskają na nim palce. Czuję ten dotyk mocno pomimo warstwy materiału spódnicy, rajstop i bawełny bielizny. Haczę palce o jego pasek od dżinsów i próbuje przyciągając jego ciało, wybić go z rytmu, ale wyczuwa mój podstęp i lekko popycha w stronę ściany przy oknie, przez cały czas całując i lekko pocierając głębiej moje „wejście”. Gorąco zaczyna powoli obejmować moje ciało i poddaję się chwili. Szymon odrywa się od moich ust i teraz czuje jak końcówką języka śledzi linię na mojej szyi. Delikatne dreszcze są coraz przyjemniejsze i zaczynam oddychać głębiej. Wyciągam rękę i zaczynam pocierać jego wybrzuszenie odznaczające się na dżinsach. Jego jęk jest jak najpiękniejsza muzyka dla mich uszu. Przez nanosekundę zastanawiam się czy nie doprowadzić go ręką, ale jakby czytając w moich myślach odsuwa moją dłoń i szepcze mi wprost do ucha:

-          Nie tak, nie w ten sposób. Długo czekałem i chcę być w Tobie cały, a nie kończyć w przedbiegach.

Znów wczepia się w moją szyję, po czym zadziera w górę spódnicę najwyżej jak się da.

-          Rajstopy mają być całe. – mówię patrząc jak ocenia wzrokiem co z nimi zrobić.

Posłusznie roluje je w dół razem z bawełnianymi figami, aż do kostek. Czuję jego język na brzuchu i zamieram. On wie, że ta strefa mojego ciała nie lubi ust i języka.

-          Przepraszam. – mówi podnosząc się z klęczek i całując łagodniej w usta.

Ktoś puka do drzwi

-          Catering.

Zamieramy wstrzymując oddechy i próbując myślami zatrzymać rozgorączkowany puls. Patrzymy na siebie i oboje liczymy w myślach sekundy, zanim dziewczyna z wózkiem przejdzie dalej i nie będzie miała szansy nas usłyszeć. Szymon znów wbija się pocałunkiem w moje usta. Moje palce teraz bardziej pożądliwie zaczynają rozpinać jego koszule i spodnie. On ślini dwa palce i wbija je we mnie kciukiem masując łechtaczkę. Jego przyspieszony oddech mówi mi, że też chciałby jak najszybciej znaleźć się w środku, ale odwleka ten moment, jakby świadomie torturując samego siebie. Robię się naprawdę mokra i chcę go wreszcie poczuć, więc dotykam dłonią jego slipy. Wkładam rękę pod gumkę i już bezceremonialnie obejmuję członek wykonując dwa ruchy w dół i w górę. Syczy mi wprost do ucha, po czym na chwilę przestaje zabawiać się palcami w moim wnętrzu i podnosi mnie w górę za pierwszy razem przenosząc kilkanaście centymetrów w bok na wprost okna za drugim sadzając mnie na parapecie. Teraz jest na idealnej wysokości więc wreszcie lekko zsuwa dżinsy, ściąga slipy i pokazuje wzwód do tej pory więziony w jego bieliźnie. Oczy błyszczą mu z podniecenia.

-          Muszę teraz, bo dłużej nie wytrzymam.       

Rozchylam uda i pozwalam mu wsunąć się w siebie. Gorący i twardy. Na moment zastyga, ale potem znów wysuwa się i wchodzi głęboko, po same jądra. Z ust ucieka mi całe powietrze.  Wolniejsze ruchy i jego place bawiące się moim słabym punktem, doprowadzają mnie do wrzenia. Już nie chcę czekać, więc sama narzucam szybsze tempo. Wymuszam parę szybkich skurczów i jego zawziętość nagle zaczyna przybierać odpowiednią szybkość. Nasze ruchy są zbyt szybkie, zbyt nachalne, zbyt zaciekłe. Jakbyśmy oboje ścigali się które pierwsze osiągnie orgazm. Plaskanie naszych ciał zaczyna szumieć w moich uszach i po chwili odpływam. Szymon dochodzi kilka pchnięć później, opadając czołem na moje ramię, drżąc i ściskając najmocniej jak się da. Trzyma mnie w ramionach jak jakiś najcenniejszy skarb i jego zwalniający oddech rozchodzi się falami gdzieś w okolicy mojego obojczyka.

-          To się nazywa pracowity dzień. – mówi dochodząc do siebie.         

4 komentarze:

  1. Apetyczna przerwa śniadaniowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, apetyczna tyle, że zamiast dodawać energii, to ją zabiera;)

      Usuń
    2. Na takie zabieranie energii to ja bym się pisała....niestety u mnie w pracy jest to niewykonalne.... ;)

      Usuń
  2. Nieźle piszesz!

    OdpowiedzUsuń