Łączna liczba wyświetleń

...

...

wtorek, 27 stycznia 2015

Teraz, już...

Taniec pozwala się wyżyć. Uzewnętrznić wszystkie emocje, bez dodatkowej babraniny, poza potem słono osiadającym na całym ciele i zapachem wypitego alkoholu. Pozwala zapaść się w sobie i obudzić z kacem następnego dnia. Pamiętam, dlaczego wcześniej chodziłam do klubów. Klubowe życie wciąga, bo nie jest realne. Bo jest jedynie przyjemną odskocznią od monotonii rzeczywistości. Jest jak chwilowa magia, która szybko zmienia się w ból głowy i mdłości o poranku. Kiedy Szymon ciągnie mnie w stronę baru zastanawiam się czy dziś wieczór, znów chcę się całkowicie zatracić i szybko podejmuje decyzje. Nie.
-          To, co dwa szoty?
-          Wodę z lodem.
Szymon przygląda mi się uważnie, ale po chwili, kiedy może już stanąć tuż przy barze zamawia szota i wodę. Po lewej stronie widzę barmana, u którego są moje rzeczy. Obserwuję jego szybkie wykalkulowane ruchy i mimowolne gesty. Nie jest przypadkowym studentem próbującym dorobić, zna się na tej robocie. Jest zwinny i spostrzegawczy. Jego ciemne oczy błyszczą w odbijającym się w szkle neonowym świetle. Pod koszulką widać wyrobione mięśnie, odznaczające się bardziej przy każdym wyciągnięciu tułowia. Odwraca głowę w moją stronę jakby wyczuwał, że na niego patrzę. Uśmiecha się do mnie zapraszająco i zmienia minę na zdziwioną, kiedy Szymon łapie mój łokieć próbując skierować w stronę wąskiej ławy stojącej pod ścianą. Siadamy. Wpatruję się w bezładną masę ciał podrygującą w stroboskopowym świetle. Czarne i białe pulsujące rozbryzgi. Obraz przed moimi oczami przypomina mi jedno z dzieł Jackson'a Pollock'a. Przymykam powieki, żeby oczy odpoczęły od drażniącego rozdygotanego światła.
-          Dobrze się czujesz? – Szymon mówi wprost do mojego ucha, delikatnie głaszcząc moje ramię.
-          Tak. Jestem trochę zmęczona. – otwieram oczy.
Wydaję mi się, że mój głos jest zbyt cichy, ale Szymon po chwili znów się odzywa.
-          Wiesz, dlaczego Olga Cię tu ściągnęła?
-          Kiwam twierdząco i upijam łyk zimnej wody.
-          Chciała mnie na chwile zgarnąć. Dawno się nie widziałyśmy. Zbywałam ją i poczuła się zaniedbana.
-          Chyba chodzi o coś więcej. – odwraca się tak, żeby patrzeć mi prosto w oczy, chwyta mnie mocno za rękę jakby próbując wesprzeć. – Wypytywała o Ciebie bardziej szczegółowo niż zwykle. Kiedy się ostatnio widzieliśmy, co robiliśmy, o czym mówiliśmy. Pytała nawet jak odpowiadałaś, kiedy się z Tobą kontaktowałem. I pytała o tego Twojego nowego. Ale ja jeszcze nie miałem z nim przyjemności. Nie wiem, co jest grane, ale lepiej z nią pogadaj, bo ta kobieta nigdy nie odpuszcza. – zawiesza głos i po chwili widzę jego lekko skonsternowany wzrok.
Olga podchodzi do nas z promiennym uśmiechem i siada pomiędzy nami rozdzielając nasze ręce.
-          No kochani, chyba nie utknęliście na tej ławie??? Izra, Tom nagrał dla Ciebie jakieś kawałki, powiedział, że tylko Ty będziesz potrafiła je docenić. – kładzie płytę Cd na moich kolanach. – Wspomniał, że jutro chętnie by się z nami spotkał na mieście, bo wieczorem ma samolot.
-     Olga, wiesz, że nie mogę. Właściwie to powinnam się zbierać, bo jutro nie zwlekę się z łóżka. – w moim głosie słychać zmęczenie i podświadomie mam nadzieję, że słychać je na tyle wyraźnie, by Olga pozwoliła mi się ewakuować do domu.
-          Nie żartuj, jeszcze nie ma pierwszej.
-          Nie żartuję. Muszę się zmywać. Jestem padnięta, a za parę godzin muszę być w pracy. Ale Ty zostań i baw się za nas dwie. – wstaję, zabierając płytę i sięgając po ostatni łyk zimnej wody.
Przepycham się do barmana i proszę o swoją torebkę i kurteczkę. Podaje mi lekko nachylając się w moją stronę i uśmiechając drapieżnie.
-          Koleżanki Olgi, zawsze są mile widziane. – nie wiem, co oznaczają jego słowa, ale domyślam się, że Olga przyprowadza tu „TE” dziewczyny i nagle czuję jak zaczynają mnie piec policzki. Robi mi się duszno.
Wychodząc o mały włos nie przewracam się na śliskich schodach, w ostatnim momencie łapiąc się poręczy. Wszystko we mnie pulsuje. Chcę do domu, chcę już być w domu. Na zewnątrz lekko siąpi i wreszcie mogę zaciągnąć się rześkim powietrzem. Robię kilka głębszych wdechów próbując się uspokoić. Idąc w stronę postoju taksówek znów tracę na chwilę oddech. Kilka kroków ode mnie stoi Mark. Podchodzi i kiedy jest już na wyciągnięcie ręki, robi krok w tył, pokazując, że oddaje mi swobodę przestrzeni.
-          Musiałem się z Tobą zobaczyć. Unikasz mnie, a ja już nie miałem pomysłów, co jeszcze mogę zrobić. I ten Twój "bodyguard", strzegący Cię w każdej sekundzie.
-          To mój nowy facet.
-          No błagam, on nie jest w Twoim typie.
-          To ja mam jakiś typ??? – zaczynam z niedowierzaniem kręcić głową. – Olga Ci powiedziała, że tu będę???
-          Nie, ona mi pomogła Cię tutaj sprowadzić. – robi dwa kroki i już jest za blisko.
Czuję jego zapach, mieszanka deszczu, bergamotki, cytryny, pelargonii i przytłaczającej ambry. Nie chcę go czuć, nie chcę jego bliskości, ale kiedy przylega do mnie obejmując nie jestem w stanie go odepchnąć. Budzi we mnie głód, który już raz dziś uśpiłam. Teraz dochodzi do mnie, że popełniłam błąd. Powinnam już dawno mu wytłumaczyć, że to koniec. Powinnam się spotkać i rozliczyć naszą przeszłość. Jego oddech słyszę tuż powyżej ucha i zaraz lekko odrywa się ode mnie i całuje. W tym pocałunku czuję całą jego desperację, bezradność i pożądanie. Moje ciało odpowiada na jego pocałunek, ale tuż pod powiekami pojawia się wielki czerwony neon z napisem NIE!!!
-          Nie mogę. – mówię wprost w jego usta w sekundzie, kiedy nabiera powietrza.
Czas na chwilę zamiera, a on zmienia się w zimnego obcego człowieka.
-          To koniec, prawda???
Kiwam głową, bo nie mam siły powiedzieć tego na głos. Jego ramiona nadal mnie obejmują, ale wiem, że to tylko spowolnienie reakcji, jak w zwolnionym filmie. Mija jeszcze parę minut, za nim jego ciało oddala się ode mnie, odchodzi, w końcu znika z pola widzenia. We mnie nadal gorąco napływa falami i pulsuje, pomimo delikatnie kłujących zimnem kropelek mżawki. Idę przed siebie, ale moje kroki szybko zaczynają zmieniać się w trucht, jakbym mój głód popędzał mnie bardziej, szybciej. Moja bestia obudziła się na dobre, a ja zostałam sama. Zatrzymuję się i wyciągam komórkę. Wysyłam sms-a:
„Przyjedź. Teraz.”
„Gdzie jesteś?”
„Bulwar Grzymały, przy moście.”
„Będę za 10 minut.”
Czas rozciąga się. A ja w nim. Jakby minuty trwały i trwały w zawieszeniu, w bezruchu. Wszystko dookoła zastyga oprócz zimnych drobinek wody delikatnie głaszczących mnie po rozgrzanej twarzy. Wreszcie widzę jego ciemną dużą sylwetkę. Opieram się o balustradę i czekam z napięciem przekraczającym zdrowy rozsądek.
-          Jesteś cała mokra. – mówi, ale na więcej słów mu nie pozwalam.
Przywieram do niego całym ciałem i całuję władczo, chciwie, niecierpliwie. Drży oddając mi pocałunek. Lewą ręką trzyma mnie w zagłębieniu talii, a prawą bezceremonialnie wsuwa pod przyklejoną do ud sukienkę. Szybko namierza wzgórek i zaczyna pocierać tuż pod nim, ale przemoczona koronka fig denerwuje go, więc po chwili klęka na jedno kolano i roluje ją w dół, do kostek, a potem wyciąga z niej moje stopy. Zaczyna całować wnętrze ud, ale kiedy jego język idzie wyżej, moje ręce desperacko zaciskają się na jego włosach i raptownie ciągną w górę. Wstaje lekko zdezorientowany.
-          Dlaczego? – jego pytanie, dławię zachłannym pocałunkiem.
Nie mam teraz czasu na kolejne tłumaczenia i przepychanki. Chcę go jak najszybciej, chcę go teraz. Ale on znów dwoma palcami jedynie pociera wejście. Schyla się i całuje mój obojczyk, jednocześnie zataczając kciukiem małe kółka na łechtaczce. Bawi się moim pożądaniem. Palcem wskazującym lewej ręki łapie kroplę wody z mojego czoła i kreśli nią zarys policzka, podbródka i szyi, potem rozsuwa sukienkę bardziej by lekko gładzić mój mokry brzuch. Wkurza mnie jego opieszałość. Chwytam dłonią jego krocze i lekko ściskam w miejscu, w którym wyczuwam mosznę. Wydaje z siebie lekkie charknięcie. Przez chwilę mocuję się z guzikami spodni i już oswabadzam napiętego i gotowego penisa z lekko drgającą żołedzią. Obejmuję dłonią i przeciągam po całości, skupiając się jedynie na wędzidełku, które delikatnie pocieram kciukiem, czując na palcu lepkość ejakulatu. Wybijam go tym z rytmu.
-          Nie rób tak, bo długo nie wytrzymam.
-          Nie masz wytrzymywać, masz we mnie wejść i skończyć tą zabawę.
Jeszcze raz dłonią przeciągam po jego członku.
-          Naprawdę tylko tego chcesz?! – wyrywa siebie z pół oddechu.

Kiwam głową. Odrywa się ode mnie, bardziej zsuwając spodnie i natychmiast jednym płynnym ruchem wbijając się we mnie po same jądra. Wypełnia mnie całkowicie i wreszcie czuję ulgę. Zaczynam się poruszać. Pręty balustrady wbijają się moje pośladki, a poręcz boleśnie odbija się od mojego kręgosłupa, ale zaciskam zęby byle tylko szybciej poczuć ulgę. Jego ruchy też przybierają na prędkości. Ale więcej w nich złości niż pogoni za spełnieniem. Jakby każdym kolejnym ruchem chciał mnie ukarać. Jego żołądź uderza coraz szybciej głęboko wewnątrz mnie i zatracam się w tym. Byle szybciej, byle mocniej. On opiera swoją rękę za moimi plecami i na chwilę zastyga. Druga ręka wślizguje się pomiędzy nas i zaczyna drażnić moją napęczniałą łechtaczkę. Znów przyspiesza, ale tym razem każde jego pchnięcie jest połączone z lekkim naciskiem z przodu. Nie za bardzo wiem jak, ale skurcze przechodzą gwałtowną falą i mój urywany oddech zagłusza całkowicie myśli. Po chwili on przekleństwem kończy i lepka ciepła sperma delikatnie spływa mi po udach. Jego ręce przytrzymują się balustrady, ale i tak czuję jego ciężkie ciało z opartym czołem na moim ramieniu.           

piątek, 16 stycznia 2015

Odprężenie

To już końcówka września, a ja nadal nie mogę dostrzec najmniejszych symptomów mojej ulubionej jesieni. Jest zbyt ciepło, zbyt sucho, za mało kolorów, za mało zapachów. Wszystko dookoła wydaje się wyjałowione. Przybrudzone żółcie i brązy spadających liści i ani jednego przebłysku przyjemnie grzejących od środka czerwieni i pomarańczy. Lato ociąga się z odejściem, trwa, ale jest bez smaku jak zwietrzały szampan, którego już nikt nie chce dopić. Jadąc do pracy rowerem nadal narzucam na siebie jedynie koszulkę i szorty, a przecież powinno być chłodniej, wilgotniej inaczej. W biurze staram się robić wszystko jak najdokładniej, bo ten psychol Max próbuje wyżywać się na wszystkich, a ja z racji bycia jego asystentką jestem teraz na pierwszej linii ognia. Wróciłam do dawnych nawyków noszenia „zabawek”, bo inaczej w chwilach eskalacji wzburzenia nie umiałabym zapanować nad odruchami i najprawdopodobniej rzuciłabym się Maxowi do gardła. Dziś mam na sobie opaskę na ramię z kolcami zakończonymi igiełkami i kiedy tylko mój szanowny szef wzywa mnie do siebie i zaczyna swoje wrzaski, przyciskam ramię do tułowia najmocniej, by igły wbiły się w skórę. Ból, krótki stan błogości i powrót do samokontroli. Koło południa odzywa się moja komórka, ale jestem zbyt zajęta wklepywaniem danych, żeby ją odebrać i dopiero dwie godziny później mogę sprawdzić i oddzwonić.
-          Mała nie odzywasz się, a obiecałaś. – lekka pretensja w głosie Olgi brzmi niegroźnie, jak u małej dziewczynki.
-          Przepraszam, nie mogę się wyrobić, od powrotu z urlopu.
-          Obiecałaś, że się spotkamy i na spokojnie obgadamy ten twój najnowszy nabytek. Czuję się pominięta, a wiesz, że potrafię być bardzo niegrzeczna, kiedy się mnie ignoruje. – wyczuwam rodzaj ironii, ale nie za bardzo wiem jak na niego zareagować, żeby jej nie sprowokować i nie być zmuszoną do tłumaczenia się z ostatnich wydarzeń. Nie mam na to czasu i chyba najpierw muszę sobie wszystko przemyśleć, żeby potem opowiedzieć jej to w miarę logicznie.
-          Przyrzekam, że w przyszłym tygodniu coś zorganizuję. Spotkamy się na mieście i pogadamy.
-          Przyszły tydzień może być Mała, ale dziś idziesz ze mną do klubu.
-          Olga, nie dam rady. – staram się przybrać błagalny ton.
-          Dasz, dasz. Tom przyjechał, a to jedyny DJ, którego znamy osobiście, więc kochana nie masz wyjścia. Przyjadę po Ciebie o dwudziestej.
Jestem lekko wkurzona, więc odruchowo przyciskam ramię i fala ciepłego bólu zagłusza wszelkie emocje. Teraz szybko muszę wysłać sms-a do Matiego, żeby dziś do mnie nie przychodził. Przez jedną chwilę się waham i przychodzi mi przez myśl, żeby zabrać go z nami, ale wiem jak bardzo Olga lubi w klubach prowokować, więc odpycham ten poroniony koncept jak najdalej. Nie mogę go okłamać, ale nie chcę mu pisać całej prawdy. „Nie przyjeżdżaj. Idę z kumpelą na imprezę. Wrócę bardzo późno”.
     
 *         *          *
Olga punkt dwudziesta dzwoni. Nie zdążyłam się przygotować. Nadal mam mokre włosy. Szybko wsuwam balerinki na stopy zbieram w biegu moją dżinsową kurteczkę, torebkę i wybiegam zatrzaskując za sobą drzwi.
Taksówka pachnie skórzaną tapicerką. Olga patrzy wymownie na wielki zegarek na swoim nadgarstku.
-          Od kiedy to się spóźniasz Mała???
-          Zlituj się, z pracy wróciłam pół godziny temu. – odburkuję siadając obok niej. – Ledwie zdążyłam wyskoczyć spod prysznica.
-          Faktycznie wyglądasz jak zmokły kurczak. – śmieje się dźwięcznie.
Wygląda jak ucieleśnienie męskich fantazji. Włosy kruczoczarne układają się w delikatne fale, bordowe usta kontrastują z mleczną karnacją i ogromne turkusowe tęczówki oczu, od których nie można oderwać wzroku. Czarna bluzka z złotymi aplikacjami z lejącego materiału miękko podkreśla jej figurę i mini kończąca się gdzieś w połowie uda podciągnięta teraz do granic przyzwoitości. Kojarzy mi się z ostatnim zdjęciem Moniki Bellucci z „Figaro” gdyby tylko podmienić aktorce kolor oczu z ciepłego brązu na odblaskowy niebieski. Jest piękna. Nierealnie piękna, jak senne marzenie. Często się zastanawiam, czy gdyby nie nasza wspólna przeszłość miałabym szanse się z nią przyjaźnić.
Dojeżdżamy do klubu po 30 minutach i już zza rogu widać kolejkę przestępujących z nogi na nogę ludzi. Przechodząc obok nich czuję się dziwnie skrępowana, bo większość nawet tych ładniejszych dziewczyn nie będzie miała szansy wejść do środka. Z daleka słychać basy nadające nie zawsze równy rytm.
-          Cześć Byku. – Olga uśmiecha się promiennie do napakowanego selekcjonera w garniturze.
-          Olga, jak miło, o widzę dziś z koleżanką? – uśmiecha się do niej i pochyla żeby ucałować policzek.
-          No wiesz, Izry nie poznajesz?
Byku przez sekundę patrzy mi w oczy i zaraz pochyla się w moją stronę.
-          Izra, kobieto wieki Cię nie było.
-          Wiesz, praca, obowiązki. – czuję się jak na przesłuchaniu, przecież nie powiem, że już wyrosłam z szlajania się po klubach.
Wreszcie przepuszcza nas i wchodzimy do środka. Przechodzimy wąskim korytarzem potem w dół parę schodów. Jeszcze jeden krótki korytarz i wreszcie wchodzimy do wielkiej sali wypełnionej po brzegi ciałami, poruszających się szybko w rytm „Gold Dust” Fresh’a. Przeciskamy się i Olga mocno trzymając mnie za rękę ciągnie mnie w stronę baru.
-          Marcin, zostawimy to u Ciebie OK.?! – krzyczy do barmana podając mu nasze torebki i moją kurteczkę. Chłopak kiwa z uśmiechem głową odbierając nasze rzeczy i mrugając porozumiewawczo okiem.
Potem wciąga mnie z powrotem na parkiet. Zaczynam podskakiwać, ale muzyka przechodzi w inny rytm i słyszę już przejście w inną tonację. Samplowanie w wykonaniu Toma to mistrzostwo świata – piosenki wręcz przenikają się i właściwie nie wiadomo, w którym momencie jedna jest zastępowana przez drugą. Teraz wyraźnie słyszę Kiesze. Światła migają w rytm muzyki z zawrotną szybkością i ciężko mi się skupić, więc poddaję się próbując dopasować do niego własne tempo. Patrzę na Olgę, ale ona nadal podskakuje od czasu do czasu bardziej kręcąc biodrami.
Znów słyszę przejście tym razem to kawałek „Shake it off” Taylor Swift – przypominam sobie zabawny teledysk i robię śmieszne miny. Olga przypatruje mi się i z dezaprobatą zaprzecza ruchem głowy, ale zaraz robi zeza i pokazuje mi język. Rytm pozostaje podobny jednak już inne gitarowe wstawki dają się słyszeć, choć musi minąć jeszcze parę taktów, żebym mogła rozpoznać „Don’t mess with me”. Lubię ten kawałek bardziej. Olga też. Obie zbliżamy się do siebie i tańczymy obchodząc się nawzajem i ocierając jak dwie pantery. Jakiś facet lustruje Olgę z daleka i wiem, jaki manewr Olga wykona, żeby się go pozbyć, ale czekam cierpliwie, aż sama da mi znak. Metrum zmienia się ledwo zauważalnie i nagle słyszę najnowszy kawałek Jack’a White’a „Lazaretto”. Olga w swych wygięciach jest teraz bardziej nachalna. Zbliża się do mnie robi krok pomiędzy moje rozstawione nogi i chwyta mnie w pasie. Znam tą metodę wystarczająco dobrze, żeby grać razem z nią. Ocieramy się o siebie w jednoznaczny sposób pokazując swoją zażyłość. Facet mimo to nie spuszcza z niej wzroku. Następny kawałek „Addicted to you” przez cały czas obserwuje nas stojąc bez ruchu kilka metrów od nas. W jednej ręce ma szklankę, drugą trzyma luzacko w kieszeni dżinsów. Pod koniec kawałka Olga jeszcze bardziej zbliża się do mnie i po paru sekundach nachyla się w stronę mojej twarzy. Całuje mnie kładąc swoje gorące bordowe usta na moich i jednocześnie mocno przyciskając się swoimi piersiami do moich. Jakaś para obok nas na chwilę przestaje się kołysać wpatrując się w to przedstawienie. Olga odsuwa się i zaczyna tańczyć zgodnie z pulsem „Chandelier”. Ruszam się wolniej i patrzę na faceta, który wciąż patrzy na Olgę, choć teraz jest już to wstydliwe spojrzenie człowieka, który ma świadomość, że jest intruzem. Słysząc Ufie uśmiecham się do siebie i wiem, że Tom nadal lubi zaskakiwać i mieszać ze sobą „niemieszalne”. Uwielbiam go za tą różnorodność wyborów. Po chwili tempo przyspiesza i słyszę „I You She together come on baby let’s go” i robi mi się żal, że jednak nie usłyszałam, Peaches w moim ulubionym kawałku. Olga dotyka mojego ramienia.
-          Musze na chwilkę wyjść, zaraz wrócę. – przekrzykuje muzykę.
-          Iść z Tobą? – krzyczę w jej stronę. Zaprzecza ruchem głowy, więc zostaję.
Muzyka się zmienia i rozpoznaję „Get Lucky” Daft Punk’ów. Do takiej muzy łatwo się tańczy, więc ruszam się swobodnie. Nagle czuję jak ktoś łapie mnie w pasie. Odwracam się i widzę Szymona.
-          Co Ty tu robisz?! – krzyczę odskakując od niego jak oparzona.
-          Bawię się. – uśmiecha się zawadiacko i pokazuje ruchem głowy za siebie na swojego faceta. – Pozwolił mi nawet z Tobą się pokręcić. – mówi wprost do mojego ucha.
-          Nie chcę. Jestem tu z Olgą.
-          Wiem, mówiła, że tu dziś będziesz. – zaczynam rozumieć rozkazujący ton Olgi i jej małą intrygę. Chciała mnie tu sprowadzić i zgadała się Szymonem.
Jego ręce w jednym ruchu obejmują mnie i przyciskają do siebie. Nie chcę go, nie mam dziś na niego ochoty. Jednak kołysze się z nim i powoli rozgrzewam. Czuję jego urywane oddechy na moim karku i pomimo zmęczenia budzi się moje nienasycenie. Rozsądek z nim walczy, ale znam ten głód i wiem, że zimna logika rozpuści się jak kawałek lodu na mojej gorącej skórze. Jestem zła na Olgę, uknuła spisek i teraz pewnie zaciera ręce z zadowolenia. Staram się trzymać i skupiam się próbując rozpoznać kolejną ścieżkę, tym razem to Lemaitre coś o zmianie kolorów, ale nawet to nie daje mi wytchnienia, bo palce Szymona zaczynają błądzić pod moją sukienką niebezpiecznie blisko ocierających się ud. Czuję jego język na mojej szyi i odpływam. Jest mi zbyt dobrze. I nagle słyszę charakterystyczny dźwięk drewnianej tarki i mam ochotę piszczeć z radości. A jednak Tom pamiętał.
I like the innocent type, Deer In the headlight, Rocking me All night, Flexing his might, Doing it right, Keeping me tight, Taking a bite out of the peach tonight
Wyrywam się Szymonowi z objęć i tańczę sama wczuwając się w nieprzyzwoity do granic możliwości tekst ulubionego kawałka, mrucząc pod nosem to samo, co Peaches. Jestem szczęśliwa, jest mi bosko. Tylko tego było mi trzeba.

piątek, 9 stycznia 2015

Wierzganie...

Siedzimy dłuższą chwilę. Ja nadal skulona, otulona kocem, on w samych bokserkach Bez zbędnych słów, bez dziwnego zakłopotania, jak stare dobre małżeństwo przyzwyczajone do milczenia we własnym towarzystwie. Nie mam pojęcia skąd w nas ten rodzaj dziwnej zażyłości. Przypatruję się dziwnym cieniom na ścianie rzucanym przez płomyki świec. Jestem jeszcze lekko rozdygotana i potwornie zmęczona. Opieram się czołem o jego ramię i pomimo cichego podszeptu strachu gdzieś wewnątrz czaszki, czuję się prawie wygodnie.
-          Masz gorączkę. – mówi Mateusz znanym mi dobrze łagodnym tonem.
-          Zaraz ostygnę. – odpowiadam, zastanawiając jakim sposobem to wyczuł, skoro jego ramię jest równie gorące jak moje czoło.
Nagle odwraca się twarzą do mnie zmieniając pozycję i chwytając swoimi dużymi dłońmi moje ramiona wymusza, żebym się wyprostowała.
-          Przyrzeknij, że mnie nigdy nie okłamiesz. – mówi wpatrując się poszerzonymi źrenicami wprost w moje oczy.
-          Przecież Cię nie okłamywałam. – nie za bardzo rozumiem o co mu chodzi.
-          Po prostu przyrzeknij. – nadal mocno mnie trzyma.
-          OK., przyrzekam, ale Ty przyrzeknij, że będziesz pozwalał mi na moje perwersje podczas seksu. – przez chwilę zastanawiam się nad tym moim małym geszeftem, ale przypomina mi się stary skecz z TEY’a, gdzie diabeł handlował z aniołem i tekst Laskowika, który zamienił dwa różki za jedno skrzydełko: „Tak należy handlować z diabłem dwa za jeden pamiętajcie, dwa za jeden” i zaczynam się uśmiechać.
-          Nie traktujesz mnie poważnie, a to ważne. – palce Mateusza wbijają się mocniej w moje ramiona.
-          Traktuje Cię bardzo poważnie, ale jestem zmęczona. A Ty naciskasz, wciąż bardziej naciskasz. – nie mam siły krzyczeć, a słowa przeze mnie wypowiedziane bardziej przypominają syknięcia.
Rozluźnia uścisk, a do mnie dochodzi, że właśnie bez najmniejszego trudu zmusił mnie do mówienia mu tylko i wyłącznie prawdy. Teoretycznie nie powinnam mieć z tym większego problemu, jednak pewnych historii wolałabym mu nie mówić, wolałabym, żeby nigdy ich nie usłyszał. Oczywiście planuję, że jak zawsze, będę stosować metodę omijania pewnych tematów.
-          Dlaczego zawsze próbujesz kontrolować sytuacje??? – pyta tym swoim głosem terapeuty, burząc w jednej sekundzie mój misterny plan.
-          Bo tylko wtedy czuję się bezpieczna. – odpowiadam cicho przypatrując się opatrunkom na swoich nadgarstkach opartych bezwładnie na udach.
-          To był gwałt, prawda??? – znów ten zwodniczy miły tembr głosu.
-          Tak. – mówię szeptem łykając jakąś ogromną gulę w przełyku i łzy same zaczynają napływać mi do kącików oczu.
W ciągu nanosekundy mój mały świat kurczy się jeszcze bardziej, do ziarenka piasku. Głowa znów pulsuje z bólu i w uszach słyszę przyspieszone dudnienie własnego serca. Chciałabym uciec, chciałabym krzyczeć, a zamiast tego rzucam się z rękami na Mateusza. Zaciśnięte pięści trafiają w jego twarde napięte mięśnie i choć boli mnie tak samo jak jego, nie jestem w stanie się zatrzymać. Bije na oślep, byle uderzać, byle go bolało. Dopiero kiedy ze zmęczenia brakuje mi powietrza, zauważam, że nie drgnął nawet o milimetr. Tak jakby pozwalał mi się wyżyć na sobie. Wściekłość przybiera na sile jeszcze bardziej. Chcę go zranić najmocniej jak się da, więc ostatkiem sił chwytam za jego włosy i ciągnę w stronę swojej twarzy. Całuję tylko po to by po sekundzie przygryźć jego wargę najmocniej jak się da. Po chwili i moje i jego usta są pełne krwi. Dopiero teraz Mateusz reaguje. Jego dłonie sprawnie zakleszczają się na moich ramionach i odsuwają mnie od niego na bezpieczną odległość.
-          Przestań, już dosyć. – krzyk w jego wydaniu, to jakaś nieznośna kakofonia. Z kącików ust spływają mu karmazynowe ścieżki.
Opadam na łóżko, dysząc i łykając słodko – słony posmak jego krwi i własnych łez. Przymykam oczy. Niech już sobie idzie, niech mnie wreszcie zostawi w spokoju. Jestem zbyt zmęczona żeby to dalej ciągnąć. Czuje lekkie dreszcze rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. Nie wiem jak, ale zdążyłam się zwinąć w pozycję embrionalną. Mateusz siedzi za mną i lekko głaszcze moje plecy.
-          Przepraszam, nie chciałem. Izra, odezwij się, powiedz coś, porozmawiaj ze mną, proszę. – jakaś błagalna nuta przebija się w jego głosie ponad standardowy tembr.
-          Czy Ty nie rozumiesz, że już nie mogę. Nie mam siły. – mój głos się rwie, słychać w nim moją słabość. Nienawidzę okazywać słabości, taką może mnie oglądać tylko jedna osoba, tylko Olga.
Powoli prostuje ręce i nogi, ale zaraz bolesne skurcze atakują większość mięśni. Odwracam się w jego stronę i patrzę prosto w oczy mrużąc wzrok i zaciskając szczękę.
-          Przepraszam, nie chciałem aż tak naciskać, skończymy innym razem.
On nadal nie rozumie, że ja wcale nie zamierzam kończyć tej rozmowy. Nie przyjmuje do wiadomości, że ja o tym nigdy nie będę z nim chciała rozmawiać. Tylko jedna osoba na świecie jest w stanie mnie zrozumieć i tylko z nią, z Olgą mogę o tym mówić.
Mateusz podnosi się z łóżka, wstaje i wychodzi z pokoju. Przez chwile mam nadzieję, że się pozbiera i wyjdzie, ale słyszę, że puszcza wodę obok w łazience i dociera do mnie, że dziś będzie u mnie nocował.
-          Pogaszę świece i położymy się spać. – znów mówi do mnie jak do małego dziecka, podchodzi do komody i zdmuchuje każdą świecę osobno.
Nie jestem w stanie teraz mu wytłumaczyć, że nie sypiam ze swoimi facetami, że powinien przejść do drugiej mniejszej sypialni. Jestem zbyt obolała i zmęczona. Podchodzi do mnie ze zmoczonym ręcznikiem i wyciera moje usta.
-          Swoją drogą, gryźć to Ty potrafisz. – krzywi usta w półuśmiechu i zaraz syczy z bólu, kiedy rana na wargach otwiera się i krwawi.
Potem wyciąga prześcieradło ze skrzynki na pościel i przykrywając nas oboje kładzie się obok zgarniając mnie ramieniem na wysokości piersi.
Jest mi ciepło. Jestem zmęczona. Wszystko mnie boli. Zasypiam.

*          *          *

Jest mi potwornie gorąco. Jakby mnie gotowano w wielkim kotle z wrzącą wodą. Jestem cała spocona i nie mogę normalnie nabrać powietrza, dusze się. Budzę się nagle i nabieram powietrza raptownie, żeby jak najszybciej uzupełnić braki tlenu w płucach, ale nie mogę. Przez moment nie wiem gdzie jestem i co się dzieje. Po chwili z czerni wyłaniają się kształty i już wiem. Ramię Mateusza przydusza mnie i dlatego nie mogę nabrać w płuca tyle powietrza ile bym chciała. Jego tors przyklejony do moich pleców i lewe udo oparte na moim grzeją jak hutniczy piec. Muszę się jakoś wydostać z klatki jego ciała, ale każdy mój ruch może go obudzić, a tego wolałabym uniknąć. Staram się wymyślić jak najszybciej jakiś sposób i wreszcie lekko unosząc jego łokieć jednym ruchem wysuwam się z obręczy ramienia i lekko przesuwając jego nogę swoją stopą uwalniam dolną połowę mojego ciała. Potem cicho ześlizguję się z łóżka i wymykam do drugiej sypialni.
Światło księżyca połyskuje na drewnianych klepkach podłogi. Zwabiona poświatą podchodzę do okna. To jeszcze nie pełnia, brakuje może trzech, może czterech dni, jednak już srebrna kula przyciąga swoją majestatyczną magią. Staram sobie przypomnieć wszystkie oglądane przeze mnie obrazy, na których księżycowe światło oddawałoby piękno tego naturalnego satelity ziemi i sama nie umiem się zdecydować, czy dziś księżyc jest bardziej mroczny jak na obrazach Turner’a, czy z cudowną srebrzystą poświata pozwalającą dostrzec każdy najmniejszy szczegół okolicy jak w dziełach większości Pether’ów. Potem zastanawiam się którego z Pether’ów lubię najbardziej i pomimo, że od razu skreślam ojca Abrahama, nie umiem wybrać między Sebastianem i Henrym. I choć lubię ich obrazy, doskonale wiem, że żaden malarz, nigdy, nie będzie w stanie uchwycić tego idealnego piękna. Bo właśnie jego nieuchwytność czyni je doskonałym.
Skrzypnięcie drzwi. Jednak się obudził. Słyszę odgłos jego stóp na podłodze, ale nadal wpatruje się w niepełną tarczę księżyca.
-          Nawet sobie nie wyobrażasz jak seksownie teraz wyglądasz. – jego głos lekko zachrypnięty, rozdziera idealną ciszę.
-          Naga kobieta zawsze wydaje się facetom seksowna. – odpowiadam wzruszając ramionami.
-          Czemu nie śpisz?
-          Bo nie umiem spać z inną osobą w jednym łóżku. – mam nadzieję, że zrozumie, że odpuści.
-          Przyzwyczaisz się.
Podchodzi blisko, tak że znów czuję gorąco jego ciała. Opuszkami palców, odgarnia włosy z mojej szyi i delikatnie dotyka karku. Przechodzą mnie dreszcze i czuję jak włoski jeżą mi się na skórze. Pochyla się i jego oddech na mojej szyi wzbudza kolejną falę dreszczy. Tak bardzo tego nie chcę, ale moje ciało reaguje instynktownie – wbrew mojej woli. Jego usta miękko dotykają szyi tuż przy tętnicy i już nie ma we mnie najmniejszej siły oporu. Jego ręce teraz przyciągają mnie wprost do jego gorącej skóry.
-          Przyzwyczaisz się do mnie, tak jak ja nauczę się Ciebie. – szepcze wprost do mojego ucha.

Jego słowa uwierają, bo nie chcę przyjąć do świadomości, że on może mieć rację...