Łączna liczba wyświetleń

...

...

piątek, 9 stycznia 2015

Wierzganie...

Siedzimy dłuższą chwilę. Ja nadal skulona, otulona kocem, on w samych bokserkach Bez zbędnych słów, bez dziwnego zakłopotania, jak stare dobre małżeństwo przyzwyczajone do milczenia we własnym towarzystwie. Nie mam pojęcia skąd w nas ten rodzaj dziwnej zażyłości. Przypatruję się dziwnym cieniom na ścianie rzucanym przez płomyki świec. Jestem jeszcze lekko rozdygotana i potwornie zmęczona. Opieram się czołem o jego ramię i pomimo cichego podszeptu strachu gdzieś wewnątrz czaszki, czuję się prawie wygodnie.
-          Masz gorączkę. – mówi Mateusz znanym mi dobrze łagodnym tonem.
-          Zaraz ostygnę. – odpowiadam, zastanawiając jakim sposobem to wyczuł, skoro jego ramię jest równie gorące jak moje czoło.
Nagle odwraca się twarzą do mnie zmieniając pozycję i chwytając swoimi dużymi dłońmi moje ramiona wymusza, żebym się wyprostowała.
-          Przyrzeknij, że mnie nigdy nie okłamiesz. – mówi wpatrując się poszerzonymi źrenicami wprost w moje oczy.
-          Przecież Cię nie okłamywałam. – nie za bardzo rozumiem o co mu chodzi.
-          Po prostu przyrzeknij. – nadal mocno mnie trzyma.
-          OK., przyrzekam, ale Ty przyrzeknij, że będziesz pozwalał mi na moje perwersje podczas seksu. – przez chwilę zastanawiam się nad tym moim małym geszeftem, ale przypomina mi się stary skecz z TEY’a, gdzie diabeł handlował z aniołem i tekst Laskowika, który zamienił dwa różki za jedno skrzydełko: „Tak należy handlować z diabłem dwa za jeden pamiętajcie, dwa za jeden” i zaczynam się uśmiechać.
-          Nie traktujesz mnie poważnie, a to ważne. – palce Mateusza wbijają się mocniej w moje ramiona.
-          Traktuje Cię bardzo poważnie, ale jestem zmęczona. A Ty naciskasz, wciąż bardziej naciskasz. – nie mam siły krzyczeć, a słowa przeze mnie wypowiedziane bardziej przypominają syknięcia.
Rozluźnia uścisk, a do mnie dochodzi, że właśnie bez najmniejszego trudu zmusił mnie do mówienia mu tylko i wyłącznie prawdy. Teoretycznie nie powinnam mieć z tym większego problemu, jednak pewnych historii wolałabym mu nie mówić, wolałabym, żeby nigdy ich nie usłyszał. Oczywiście planuję, że jak zawsze, będę stosować metodę omijania pewnych tematów.
-          Dlaczego zawsze próbujesz kontrolować sytuacje??? – pyta tym swoim głosem terapeuty, burząc w jednej sekundzie mój misterny plan.
-          Bo tylko wtedy czuję się bezpieczna. – odpowiadam cicho przypatrując się opatrunkom na swoich nadgarstkach opartych bezwładnie na udach.
-          To był gwałt, prawda??? – znów ten zwodniczy miły tembr głosu.
-          Tak. – mówię szeptem łykając jakąś ogromną gulę w przełyku i łzy same zaczynają napływać mi do kącików oczu.
W ciągu nanosekundy mój mały świat kurczy się jeszcze bardziej, do ziarenka piasku. Głowa znów pulsuje z bólu i w uszach słyszę przyspieszone dudnienie własnego serca. Chciałabym uciec, chciałabym krzyczeć, a zamiast tego rzucam się z rękami na Mateusza. Zaciśnięte pięści trafiają w jego twarde napięte mięśnie i choć boli mnie tak samo jak jego, nie jestem w stanie się zatrzymać. Bije na oślep, byle uderzać, byle go bolało. Dopiero kiedy ze zmęczenia brakuje mi powietrza, zauważam, że nie drgnął nawet o milimetr. Tak jakby pozwalał mi się wyżyć na sobie. Wściekłość przybiera na sile jeszcze bardziej. Chcę go zranić najmocniej jak się da, więc ostatkiem sił chwytam za jego włosy i ciągnę w stronę swojej twarzy. Całuję tylko po to by po sekundzie przygryźć jego wargę najmocniej jak się da. Po chwili i moje i jego usta są pełne krwi. Dopiero teraz Mateusz reaguje. Jego dłonie sprawnie zakleszczają się na moich ramionach i odsuwają mnie od niego na bezpieczną odległość.
-          Przestań, już dosyć. – krzyk w jego wydaniu, to jakaś nieznośna kakofonia. Z kącików ust spływają mu karmazynowe ścieżki.
Opadam na łóżko, dysząc i łykając słodko – słony posmak jego krwi i własnych łez. Przymykam oczy. Niech już sobie idzie, niech mnie wreszcie zostawi w spokoju. Jestem zbyt zmęczona żeby to dalej ciągnąć. Czuje lekkie dreszcze rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa. Nie wiem jak, ale zdążyłam się zwinąć w pozycję embrionalną. Mateusz siedzi za mną i lekko głaszcze moje plecy.
-          Przepraszam, nie chciałem. Izra, odezwij się, powiedz coś, porozmawiaj ze mną, proszę. – jakaś błagalna nuta przebija się w jego głosie ponad standardowy tembr.
-          Czy Ty nie rozumiesz, że już nie mogę. Nie mam siły. – mój głos się rwie, słychać w nim moją słabość. Nienawidzę okazywać słabości, taką może mnie oglądać tylko jedna osoba, tylko Olga.
Powoli prostuje ręce i nogi, ale zaraz bolesne skurcze atakują większość mięśni. Odwracam się w jego stronę i patrzę prosto w oczy mrużąc wzrok i zaciskając szczękę.
-          Przepraszam, nie chciałem aż tak naciskać, skończymy innym razem.
On nadal nie rozumie, że ja wcale nie zamierzam kończyć tej rozmowy. Nie przyjmuje do wiadomości, że ja o tym nigdy nie będę z nim chciała rozmawiać. Tylko jedna osoba na świecie jest w stanie mnie zrozumieć i tylko z nią, z Olgą mogę o tym mówić.
Mateusz podnosi się z łóżka, wstaje i wychodzi z pokoju. Przez chwile mam nadzieję, że się pozbiera i wyjdzie, ale słyszę, że puszcza wodę obok w łazience i dociera do mnie, że dziś będzie u mnie nocował.
-          Pogaszę świece i położymy się spać. – znów mówi do mnie jak do małego dziecka, podchodzi do komody i zdmuchuje każdą świecę osobno.
Nie jestem w stanie teraz mu wytłumaczyć, że nie sypiam ze swoimi facetami, że powinien przejść do drugiej mniejszej sypialni. Jestem zbyt obolała i zmęczona. Podchodzi do mnie ze zmoczonym ręcznikiem i wyciera moje usta.
-          Swoją drogą, gryźć to Ty potrafisz. – krzywi usta w półuśmiechu i zaraz syczy z bólu, kiedy rana na wargach otwiera się i krwawi.
Potem wyciąga prześcieradło ze skrzynki na pościel i przykrywając nas oboje kładzie się obok zgarniając mnie ramieniem na wysokości piersi.
Jest mi ciepło. Jestem zmęczona. Wszystko mnie boli. Zasypiam.

*          *          *

Jest mi potwornie gorąco. Jakby mnie gotowano w wielkim kotle z wrzącą wodą. Jestem cała spocona i nie mogę normalnie nabrać powietrza, dusze się. Budzę się nagle i nabieram powietrza raptownie, żeby jak najszybciej uzupełnić braki tlenu w płucach, ale nie mogę. Przez moment nie wiem gdzie jestem i co się dzieje. Po chwili z czerni wyłaniają się kształty i już wiem. Ramię Mateusza przydusza mnie i dlatego nie mogę nabrać w płuca tyle powietrza ile bym chciała. Jego tors przyklejony do moich pleców i lewe udo oparte na moim grzeją jak hutniczy piec. Muszę się jakoś wydostać z klatki jego ciała, ale każdy mój ruch może go obudzić, a tego wolałabym uniknąć. Staram się wymyślić jak najszybciej jakiś sposób i wreszcie lekko unosząc jego łokieć jednym ruchem wysuwam się z obręczy ramienia i lekko przesuwając jego nogę swoją stopą uwalniam dolną połowę mojego ciała. Potem cicho ześlizguję się z łóżka i wymykam do drugiej sypialni.
Światło księżyca połyskuje na drewnianych klepkach podłogi. Zwabiona poświatą podchodzę do okna. To jeszcze nie pełnia, brakuje może trzech, może czterech dni, jednak już srebrna kula przyciąga swoją majestatyczną magią. Staram sobie przypomnieć wszystkie oglądane przeze mnie obrazy, na których księżycowe światło oddawałoby piękno tego naturalnego satelity ziemi i sama nie umiem się zdecydować, czy dziś księżyc jest bardziej mroczny jak na obrazach Turner’a, czy z cudowną srebrzystą poświata pozwalającą dostrzec każdy najmniejszy szczegół okolicy jak w dziełach większości Pether’ów. Potem zastanawiam się którego z Pether’ów lubię najbardziej i pomimo, że od razu skreślam ojca Abrahama, nie umiem wybrać między Sebastianem i Henrym. I choć lubię ich obrazy, doskonale wiem, że żaden malarz, nigdy, nie będzie w stanie uchwycić tego idealnego piękna. Bo właśnie jego nieuchwytność czyni je doskonałym.
Skrzypnięcie drzwi. Jednak się obudził. Słyszę odgłos jego stóp na podłodze, ale nadal wpatruje się w niepełną tarczę księżyca.
-          Nawet sobie nie wyobrażasz jak seksownie teraz wyglądasz. – jego głos lekko zachrypnięty, rozdziera idealną ciszę.
-          Naga kobieta zawsze wydaje się facetom seksowna. – odpowiadam wzruszając ramionami.
-          Czemu nie śpisz?
-          Bo nie umiem spać z inną osobą w jednym łóżku. – mam nadzieję, że zrozumie, że odpuści.
-          Przyzwyczaisz się.
Podchodzi blisko, tak że znów czuję gorąco jego ciała. Opuszkami palców, odgarnia włosy z mojej szyi i delikatnie dotyka karku. Przechodzą mnie dreszcze i czuję jak włoski jeżą mi się na skórze. Pochyla się i jego oddech na mojej szyi wzbudza kolejną falę dreszczy. Tak bardzo tego nie chcę, ale moje ciało reaguje instynktownie – wbrew mojej woli. Jego usta miękko dotykają szyi tuż przy tętnicy i już nie ma we mnie najmniejszej siły oporu. Jego ręce teraz przyciągają mnie wprost do jego gorącej skóry.
-          Przyzwyczaisz się do mnie, tak jak ja nauczę się Ciebie. – szepcze wprost do mojego ucha.

Jego słowa uwierają, bo nie chcę przyjąć do świadomości, że on może mieć rację...   

6 komentarzy:

  1. Dziękuję że nie wystraszyły cie moje grymasy ale ja tak nie lubię kiedy się tak ociągasz ;) Zauważam postęp w twoich opowiadaniach tak jakbyś powoli godziła się sama ze sobą a każdy kolejny wpis był przysłowiowym kotarzis dla ciebie. Coraz więcej tu ciebie i za to lubię tu zaglądać i czytać jeszcze bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo, ociągam się, bo chcę, żeby tekst był na tyle zjadliwy, żeby dało się go jakoś przeczytać;) Ja postępu nie widzę - wręcz przeciwnie (przez to że się spieszyłam, a jak wiesz w domu net rwie połączenie to zgrałam na pendriva nie tą wersję - czyli bez ostatecznych wygładzeń) no i teraz jak zajrzałam to dopiero opadły mi ręce, cóż widocznie tak miało być.
      Miłego

      Usuń
  2. Milo ma rację. Chciałabym, żebyś do końca zrzuciła z siebie te dziwne więzy. Jeśli tylko zechcesz, na pewno Ci się uda.
    A ja znowu podziwiam Twój pisarski talent. Może spróbuję napisać coś w tym stylu...
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bisumarko, nie mogę się pozbyć części siebie. Wtedy stałabym się kimś zupełnie innym, a wolę chyba być taka jaka jestem. Już dawno pogodziłam się z przeszłością na tyle ile byłam w stanie, a to że koszmary przeszłości czasem się odzywają, cóż tak już musi być, dlatego wolę nie prowokować i omijam dużym łukiem;)
      Bisumarko ja nie mam talentu pisarskiego - ja się jedynie słownie wyżywam;)
      Miłego

      Usuń
  3. Moja Droga! Musisz wiedzieć jedną rzecz. Z premedytacją Cię uwielbiam. Dziękuję Ci za Twoje teksty, za Twoją obecność, za poziom odczuwania!!!


    Wybacz "przerwę w zasilaniu"! Chwilowy kryzys osobowości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam, ale wiedz, że zasiałeś w mojej duszy strach, a ja najbardziej ze wszystkiego nie lubię się bać;)
      Też Cię uwielbiam, bo oglądanie świata z Twojej perspektywy to czysta przyjemność - więc nie odmawiaj mi więcej tego przywileju;)
      Miłego

      Usuń