Łączna liczba wyświetleń

...

...

sobota, 6 grudnia 2014

Odkrywanie kart.

Ciemno dokoła mnie uspokaja rytm mojego serca. Zwalnia coraz bardziej i wrażenie, że płynę, unoszę się odprężona, przenosi mnie w błogostan sennego upojenia. Jakiś dziwny dźwięk przypominający szuranie nie pozwala mi całkowicie zapaść się w tym przyjemnym stanie. I zapach – znany mi, choć nieprzyjemnie drażniący. Próbuję odszukać w pamięci ten charakterystyczny zapach i wreszcie przypominam sobie – mieszanina lizolu, chloraminy i połowy tablicy Mendelejewa. Szpital. Powoli otwieram oczy. Ściany w kolorze bezpiecznego beżu i pielęgniarka wystukująca coś na klawiaturze. Kilka osób na plastikowych krzesełkach przytwierdzonych do metalowych prętów na ścianie i nad podłogą. Opieram się na lewym ramieniu Mateusza, który pisze coś ołówkiem w notatniku.
-          Co piszesz??? – pytam próbując zajrzeć na kartkę.
-          Obudziłaś się? To dobrze. – zgrabnie unika odpowiedzi zamykając notatnik. – Chyba za chwilę nasza kolej.
Unoszę cięższą niż zwykle głowę i prostuję się na niewygodnym kawałku plastiku. Mateusz delikatnie odwraca moją lewą rękę i wpatruje się w przesiąknięty krwią bandaż.
-          Nadal nie rozumiem, co chciałaś przez to osiągnąć???
-          Chwila słabości, czasem mi się zdarza… Jak każdemu. – sama nie mogę uwierzyć, że odpowiadam mu zgodnie z prawdą. – Właściwie to ja powinnam być zła. – szybko stosuję taktykę odwracania sytuacji na swoją korzyść. – Miałeś skończyć ze śledzeniem. Miałeś mi dać spokój.
Przez dłuższą chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
-          A co jeżeli nie potrafię? Jeżeli coś, czego sam nie rozumiem ciągnie mnie do Ciebie. – mówiąc to patrzy w podłogę, jakby tam szukał podpowiedzi, wreszcie podnosi wzrok i wparuje się we mnie tak, że samoistny dreszcz przechodzi przez moje ciało. – Wiem, że Ty też to czujesz.
Kiedy pielęgniarka wywołuje moje nazwisko oboje wstajemy i długim korytarzem idziemy do gabinetu zabiegowego. Mateusz zostaje na zewnątrz, ja wchodzę do środka.
-          No i co my tu mamy? – pyta odwijając bandaż chirurg, wysoki szczupły siwiejący szatyn o podkrążonych jasnoniebieskich oczach.
-          Melepetę, która nie potrafi filetować ryby. – odpowiadam lekko wykrzywiając usta w uśmiechu.
Lekarz uważnie ogląda ranę lekko naciskając i sprawdzając nacięcie palcami w lateksowych rękawiczkach, na których po chwili pojawiają się czerwone plamy. Przez cały czas zerka na mnie.
-          Dwa szwy wystarczą. I zastrzyk przeciwtężcowy. Będzie bolało.
-          Jak się jest niezdarą to trzeba cierpieć. – kwituję znów szczerząc się do niego.

*          *          *

Jestem związana. Przez parę minut nic innego do mnie nie dociera. Nie mogę zamknąć powiek, bo pod nimi czają się obrazy, których nie mam siły oglądać. Świadomość mówi, że sama na to się zgodziłam. Wiem, że w każdej chwili mogę powiedzieć STOP. Mimo to strach ukryty w podświadomości jest wszechowładniający i paraliżuje mnie skutecznie.
-          Spokojnie. – szepcze mi Mateusz wprost do ucha. – Nie zrobię Ci krzywdy.
Niby dociera do mnie sens jego słów, jednak moje ciało nadal jest napięte jak struna. Przez tyle lat skutecznie od tego uciekałam. Unikałam sytuacji, w których musiałabym się poddać, podporządkować, ulec. To oni mi ulegali, to oni prosili, to ja kontrolowałam sytuację. I tylko wtedy mogłam się odprężyć, wystarczająco zrelaksować, żeby móc z kimś pójść do łóżka. Czuje się całkowicie obnażona i choć nie ma to nic wspólnego z nagością mojego ciała, jest mi zimno, cholernie zimno.
Czuje własne paznokcie wbijające się w dłonie i choć bardzo się staram nie potrafię zwolnić zaciśniętych pięści. Puls mi szaleje i lodowate szpilki przechodzą falami po moim ciele, jak stado mrówek z zamarzniętymi odnóżami. Jest mi zimno, ale zaciskając uda czuję jak bardzo gorącą mam skórę. Co parę sekund szarpię chustką, która mam przywiązane nadgarstki do łóżka, zupełnie nie zważając na szwy na lewej ręce. Wiem, że mogę sobie zrobić krzywdę, że szwy mogą pęknąć, a nadgarstki jutro będą mocno poobcierane i zdaję sobie sprawę, że to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Mimo to nie umiem zapanować nad tym odruchem.
Tak bardzo tego nienawidzę, tak bardzo chciałabym uciec. Jednak mówiąc STOP przegrałabym o wiele więcej. Musiałabym przyznać Mateuszowi rację, że nie potrafię stanąć po drugiej stronie. Nie dam mu tej satysfakcji, choćby miał mnie trafić grom z jasnego nieba. Nie, bo nie, nie i już.
Łapię powietrze szybkimi krótkimi haustami i powoli zaczynam odczuwać zmęczenie. Doskonale wiem, że jeszcze kilka minut i przegram, ale panika ta wstrętna rozdygotana furiatka wewnątrz mnie nie odpuszcza.
-          Będzie dobrze, ale musisz się uspokoić. – jego ton jest prawie błagalny i to sprawia, że przez krótką chwilę znajduje nadzieje na odwrócenie ról. To ja jestem kontrolerem, nawet teraz mogę nad nim zapanować.
Skupiam się najmocniej jak potrafię i wyrównuję oddech. Wdech, wydech. Spokojnie. Przestaje się szarpać. Tak…. Dam radę, nawet teraz mogę nad nim zapanować, wystarczy troszkę się postarać.
Mateusz pochyla się i całuje mnie w usta. Delikatnie kładzie wargi na moich, raz i jeszcze raz. Potem próbuje przebić się językiem głębiej, ale moje zaciśnięte zęby skutecznie mu to uniemożliwiają. Rezygnuje.
-          Chcesz grać niedostępną???? – pyta lekko zdumiony.
-          Aż taką hipokrytką nie jestem. – wykrzywiam usta w ironicznym uśmiechu.
-          W razie, czego mam jeszcze kilka asów w rękawie. – odpowiada mi prawie tak samo jadowitym spojrzeniem.
Kładzie swoje wielkie dłonie na mojej szyi. Spodziewam się mocnego uścisku, duszenia, a on ledwie jej dotyka opuszkami chłodnych palców. I właśnie to powoduje, że przechodzi mnie przyjemniejszy dreszcz. Staram się myśleć tylko o tym żeby jakoś ukryć reakcje mojego ciała, ale długie odrętwienie nie pozwala mi grać wystarczająco dobrze. On jedną ręką lekko przechyla mi twarz w lewo i zaczyna koniuszkiem języka drażnić szyję powoli przesuwając do obojczyka w górę i z powrotem. Wewnętrzny lód topi się powoli. Rozgrzewam się. Fale ciepła rozchodzą się po moim kręgosłupie raz po raz. Skupiam się na łunie świecy tlącej się na komodzie i po paru sekundach dochodzę do siebie, ale on zaczyna sunąć już w dół do moich piersi. Wiem, że je uwielbia i myślę, że zatrzyma się na nich dłużej dla własnej przyjemności. Jeszcze nie odkrył, że akurat te części mojego ciała są mi obojętne. Mam rację, całuje i przygryza sutki, masuje piersi, skupia na nich całą uwagę i teraz mam chwilę, żeby skupić się na małej „dywersji”. Lekko manewruję kolanem sięgając wypukłość malującą się na jego bokserkach i niby przypadkiem powoli ocieram kilka razy. Nawet przez materiał czuję jego erekcję. Jest sztywny i napięty. Więc tak naprawdę najchętniej byłbyś już we mnie – myślę – cóż zrobimy wszystko żeby sprowokować Cie jak najszybciej.
Grzecznie wyciągam się na całą długość i wyginam ciało w łuk, ponownie narażając się na obtarcia nadgarstków, jednak efekt wart jest swojej ceny. Mateusz porzuca piersi i szybko odnajduje moje usta. Całuje bardziej zachłannie, zapamiętale. Oddaje mu pocałunek drążąc, wdzierając się głębiej i głębiej, aż czuje, że brakuje mu tchu. Wykorzystuje moment, w którym nabiera powietrza i teraz to ja wyznaczam językiem ścieżkę na jego szyi w górę. Całuję i kąsam naprzemian. Poddaje mi się bez najmniejszej oznaki oporu. Moje piersi ocierają się o jego tors. Mój język penetruje jego małżowinę i wchodzi koliście coraz głębiej, wreszcie odrywam się i wypuszczam jeden szybszy zduszony oddech wprost do jego mokrego ucha.
Drży. Wiem, że już jest mój. Na chwilę odrywa się od mnie by zdjąć bokserki, ale w jego oczach tęczówki ciemnieją i wiem, że wygrałam, że teraz nie myśli już o niczym innym jak tylko żeby mnie posiąść, żeby we mnie wejść.
Unosi moje biodra i rozdziela kolana. Pochyla się nade mną tak, że zaciągam się jego zapachem. Świeży, delikatny – geranium i mięta pieprzowa. Jego penis jeszcze przez chwilę pulsuje pomiędzy płatkami. Czuje go. Jest gorący i sztywny. Drażni się jeszcze parę sekund wreszcie bierze penisa w prawą rękę odnajduje wejście i wchodzi we mnie jednym szybkim pchnięciem.
-          FUCK!!! – wyrywa się z jego gardła.
Czuje ogromny rozżarzony pal rozdzierający mnie wewnątrz i przez jedną krótka chwilę też mam ochotę wrzasnąć z bólu, ale zamiast tego wydaje z siebie zduszone syknięcie i zaraz mi przechodzi. Zastyga podpierając się rękami nade mną. Nie napiera, nie rusza się podnoszę wzrok i widzę szok w tych jego pociemniałych oczach.
-          Nie byłaś gotowa. – bardziej stwierdza niż pyta.
-          Ale teraz już jestem. – mówię z jadowitym półuśmieszkiem.
Zaczynam powoli rytmicznie poruszać biodrami. Wiem, że się temu nie oprze. Mam rację. Podejmuje grę najpierw bardzo wolno. Wolniej, nieśmiało, prawie delikatnie. Kropelki potu zraszają jego dużą klatkę. Kosztuje go to dużo wysiłku, więc znów poruszam się pod nim pozwalając zwiększyć tempo. Ociera się szybciej, coraz szybciej, nasze oddechy zaczynają się zrównywać. Biodra poruszają się w tym samym rytmie mlaszcząc szybciej, szybciej, szybciej…. Jeszcze chwilkę i skurcze przejmują nade mną kontrolę. Ściskam go wewnątrz i dochodzi warcząc przekleństwo. Fala ciepła rozpływa się we mnie, a on opada na mnie całym swoim ciężarem. Jego głowa ląduje w zagłębieniu pomiędzy piersiami i moim podbródkiem.
Czekam aż pulsowanie wewnątrz mnie ustanie i jeszcze parę dodatkowych sekund. Wreszcie zaczynam się pod nim wiercić.
-          Nie ruszaj się. – mruczy.
-          Rozwiąż mnie – marudzę.

-          Nie. Jeszcze nie.

11 komentarzy:

  1. Dziękuję za prezent mikołajkowy :) Pozdrawiam,
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu proszę - mam nadzieję, że prezent Ci się spodobał;)
      Miłego

      Usuń
    2. Czy mi się spodobał? Prezent jest cudowny :) Jestem Twoją fanką, to co piszesz jest genialne. Masz talent i nie zaprzeczaj, bo to 'najprawdziwsza prawda' :D
      Pozdrawiam,
      Asia

      Usuń
    3. No i spurpurowiałam;) Dziękuję.
      Miłego

      Usuń
  2. Jak zwykle kolorowo i barwnie....wiem jednak, że to tylko zasłona i jak dużo wysiłku cię to kosztowało... Dzielna z ciebie dziewczynka :-)
    Dziękuję za prezent a od siebie przesyłam mikołajkowe buziaki :-* :-* :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo, minęły trzy miesiące, a ja dopiero teraz jestem w stanie na "chłodno" to opisywać - żeby było śmieszniej to nie był koniec wieczoru.
      Ślicznie dziękuję za buziaki i przesyłam gorące uściski;)
      Miłego

      Usuń
  3. Tak, bardzo barwnie i wrażliwie. Po komentarzach wnioskuję, że były to ważne przeżycia. Ciekawa jestem, jaki będzie finał, efekt zmagań Twoich/Twojej bohaterki z samą sobą... Izro, jak zawsze podziwiam Twoje szczegółowe opisy, umiejętność pisania.
    Pozdrawiam jeszcze mikołajkowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bisumarko, nazwałabym siebie bardziej antybohaterką, ale dziękuję. Te ważne przeżycia to przeszłość, która niestety nie daje o sobie zapomnieć - zwłaszcza w takich sytuacjach.
      Co do szczegółowych opisów, musisz uwierzyć mi na słowo, że z pierwszego szkicu zazwyczaj 1/3 szczegółów zostaje usunięta, bo nie dałoby się tego czytać;)
      Na mnie Twoje opisy robią wrażenie - ja bym tak nie umiała.
      Miłego

      Usuń
    2. Wielkie dzięki. Słowa uznania od Ciebie, Izro, to miód na moje serce :)
      Trzymaj się!

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Tobie Kochana życzę Wesołych, Wypoczynkowych, Smacznych, Mile Zaskakujących i Cudownie Relaksujących Świąt:*

      Usuń