Łączna liczba wyświetleń

...

...

piątek, 10 października 2014

Zmiany

Kryszkowiak wpada do mojego pokoiku. Przez chwilę patrzy mi prosto w oczy tym swoim przeszywającym wzrokiem, jakby chciał prześwietlić każdą ledwie zarysowaną i niesprecyzowaną myśl formującą się w mojej głowie. Potem siada po drugiej stronie mojego biurka i wydając z siebie coś w rodzaju pół – wydechu zaczyna mówić.
-         Jeszcze nikt o tym nie wie, ale niedługo zaczną się poważniejsze zmiany w resorcie. Parę osób odejdzie. Ja również. – mówi nienaturalnie spokojnie. Jakby ta kwestia w ogóle nie dotyczyła jego osoby. – Chciałem Cię osobiście uprzedzić. Chcę, żebyś była przygotowana, żebyś wiedziała.
Automatycznie sięgam po gumkę na nadgarstku i zaczynam ciągnąć i puszczać. Major wstaje, obchodzi biurko lekko pochyla się nade mną i ciepłą dłonią chwyta mój nadgarstek.
-         Miałem nadzieję, że już się z tego wyleczyłaś. – pochyla się nade mną jeszcze bardziej i w ojcowskim geście całuje w czoło.
Odsuwam się od niego. Nie chcę jego czułości. Zostawia mnie na pastwę hien. Doskonale wie co się będzie działo, wie jak zażarta zacznie się walka o stołki. W kociołku parę osób „wyparuje” ze względu na krótki staż, inni będą bezpardonowo i nachalnie narzucać się wybrańcom na stałych stanowiskach. Ja zostanę „bezpańska” więc przydzielą mnie do pierwszego lepszego na wyższym stołku, albo do następcy majora, bo przecież po tak długim czasie doskonale wiem gdzie szukać każdego najmniejszego świstka, który przeszedł przez moje i majora ręce.
Kryszkowiak przez cały czas trzyma mój nadgarstek nie pozwalając mi dosięgnąć do gumki. Jestem na niego zła, jednak nie potrafię mu tego okazać w bardziej widoczny sposób. Czuje jak adrenalina zaczyna krążyć mi w żyłach. Fala gorąca zalewa moje ciało i najchętniej zaczęłabym wrzeszczeć na całe gardło, ale nie mogę. Siedzę wmurowana w krzesło niczym posąg. Mija jeszcze parę ładnych minut, aż wreszcie major wstaje puszczając moją rękę i powoli wychodzi z mojego biura. Kiedy zamyka za sobą drzwi dociera do mnie że coś w jego sylwetce, się zmieniło. Jakby te parę minut dodało mu kilkanaście lat. Sama nie umiem sprecyzować dlaczego, ale nagle robi mi się go strasznie żal. Złość mija i nagle robi mi się strasznie zimno.                         

*          *          *
  
Parę minut po siedemnastej wychodzę z pracy. Przechodzę przez główne wyjście i widzę Olgę opartą o nasz filar z czerwonego piaskowca w stylu ART. DECO z lewą ręką opartą na prawym biodrze, a w opuszczonej prawej trzymającą zapalonego papierosa. Mała czarna przylega szczelnie do jej ciała i kończy się tuż na kolanami eksponując nieziemsko zgrabne nogi. Nie wiem jakie odczucie najpierw do mnie dociera – zachwyt nad obrazkiem z Olgą przypominającą fotografię Rity Hayworth z „Gildy”, czy szok spowodowany widokiem smugi dymu wydobywającego się z jej kształtnych bordowych ust. Przymykam oczy, żeby wypalić w pamięci ten widok. Kiedy otwieram oczy widzę też bacznie przypatrującego się jej policjanta. Olga dostrzega mnie i szybko podnosi dłoń do ust żeby wciągnąć kolejną dawkę nikotyny.
-         Nie byłyśmy dziś umówione. – mój głos wpada w dziwnie wysokie tony.
-         Nie wygłupiaj się, do kliniki zawsze jeździmy razem.
Przez sposób w jaki wypowiada to zdanie, wiem, że jest na mnie wściekła. Nie miałam okazji porozmawiać z nią dłużej na temat „przygody” w bramie. Rzuciłam tylko przez telefon kilka zdawkowych słów z prośbą o zapisanie mnie jak najszybciej. Olga znając „bardzo dobrze” jednego z lekarzy potrafi załatwić badanie w ciągu jednego dnia, a ja chyba nie wytrzymałabym w niepewności dłużej. I tak zdaje sobie sprawę że czeka mnie ta sama procedura jeszcze za dwa tygodnie i potem jeszcze raz po miesiącu. Nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio pozwoliłam sobie na taki wybryk.
Olga zaciąga się jeszcze raz po czym rzuca papierosa na chodnik i w charakterystyczny sposób wciera w ziemię podbiciem czarnej szpilki na oczach zdziwionego policjanta. Mam ochotę parsknąć śmiechem widząc wewnętrzną walkę jaka maluje się na twarzy stróża prawa, ale Olga bierze mnie za łokieć i prowadzi do taksówki zaparkowanej kilka metrów dalej nie pozwalając się wystarczająco nasycić tym widokiem.
-         Ja naprawdę nie rozumiem o co chodzi. Czy odezwała się Twoja autodestrukcyjna podświadomość, czy po prostu na chwilę zupełnie przestałaś myśleć.
Teraz dochodzi do mnie, że przyjechała, bo się o mnie boi. Zbyt często musiała mnie ratować, zbyt często widziała jak łatwo przychodzi mi pogrążanie się w tej głębokiej czerni, która dławi bólem i nie pozostawia miejsca na nic innego. Musze ją uspokoić. Muszę wytłumaczyć, że wszystko będzie dobrze, że wytrzymam. Szukam w głowie odpowiednich słów, ale zamiast tego wyrywa mi się:
-         Kryszkowiak odchodzi....
-         To dlatego???? – jej źrenice robią się ogromne.
-         Nie... cholera, Olga daj mi się normalnie wygadać. Kryszkowiak dziś do mnie wpadł i powiedział, że szykują się jakieś odgórne zmiany i między innymi on odchodzi. Nie wiem co się dzieje i jestem zła, ale dam radę – naprawdę. Przyrzekam nie zrobię już nic głupiego. Nie martw się o mnie.
-         Ale ten obcy, w bramie... jezuuuu Izra, to było skrajnie nieodpowiedzialne, przecież wiesz.
-         Wiem, przepraszam. Sama nie wiem jak to się stało i głupio mi, naprawdę.
Przechylam się w jej stronę i przytulam do siebie najmocniej jak się da. Jej ciało najpierw spięte, po chwili się rozluźnia.
-         Nigdy więcej mnie tak nie strasz. – mówi gdzieś po stronie moich pleców. – Słyszysz, nigdy więcej. Za stara na to jestem.
Ty nigdy nie będziesz stara – prycham. – Ale przyrzekam. Wszystko będzie dobrze. Musi być. – uśmiecham się wtulając się w nią mocniej i zaciągając się jej zapachem zmieszanym z Chanel no.5.    

6 komentarzy:

  1. Cieszę się że wróciłaś....ale dlaczego tak krótko???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam i już piszę więc będzie więcej;) Powoli zbieram się w "całość". Przepraszam za długą przerwę, ale we wrześniu dopadło mnie przemęczenie i ciężko mi było choćby do pracy się zawlec o innych rzeczach nie wspominając...

      Usuń
  2. Izzz....Twoje pisanie jest piękne :) Choć budzi we mnie emocje i odczucia, które z definicji są sprzeczne, i ciągle czuję jakieś brzęczenie jak czytam, to bardzo mi się podoba.... Ja krytykiem literackim nie jestem, ale w słowie czytanym nie zawodowo szukam pewnych elementów, które w głowie kwalifikują tekst jako "dobry" lub "słaby"....i Twoje są dobre :)) pisz proszę więcej i częściej.... :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzisz E. Ja jej to ciągle powtarzam,że to co pisze jest naprawdę dobre ale to skromna osóbka jest i jakoś trudno jej w to uwierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i buraczkowe policzki przez was mam;) I czkawkę;) Proszę mnie nie chwalić, bo w piórka obrosnę i za bardzo zacznę wierzyć we własne możliwości - a ja muszę realnie podchodzić do tematu - piszę przeciętnie. Dobrze to pisze Adaś;)

      Usuń
    2. Oj dobra dobra....jak mówię że dobrze to tak ma być i obrastaj w te swoje piórka mi to zupełnie nie przeszkadza. Jedyne za co mogę nakrzyczeć to to, że zdecydowanie za rzadko wstawiasz te swoje wpisy, O!!!

      Usuń