Ostatnie trzy dni i trzy noce wydają się jakąś dziwną
mieszanką stresu, nadmiaru kawy, przemęczenia i minimalnej ilości snu. Coś jak
automatyczne wykonywanie czynności bez większego zaangażowania hipokampu, korzystając
jedynie z kory czołowej. Już nie odczuwam strachu ani złości. Została tylko
bezsilność i to specyficzne przeświadczenie, że to ciągłe piszczenie w uszach
kiedyś musi minąć. Kiedyś musi zapaść cisza. Olga ma dziś przyjechać po mnie do
pracy, żeby pomóc mi się przygotować, a ja myślami tkwię zawieszona w
przeszłości bez możliwości restartu. Próbuje skupić się choć na chwilę
przepisując kolejne oświadczenia Kryszkowiaka, jego wskazówki dotyczące
strategicznych punktów przy wschodniej granicy, ale nie mogę, nie jestem w
stanie. Wiem, że „GÓRA” przesiaduje całymi dniami i nocami próbując przygotować
jeszcze lepsze scenariusze zabezpieczeń na wypadek zaognienia sytuacji w
Kijowie i na Krymie, ale tak naprawdę nie wiele z tego do mnie dociera. Nie
umiem odczuwać strachu przed realnym zagrożeniem wojną, bo mój umysł błądzi we
mgle walcząc z urojonymi demonami niemocy i zdrady.
Kryszkowiak zastaje mnie wpatrującą się niewidzącym wzrokiem
w okno.
-
Co się dzieje??? – kładzie na moim biurku kolejne kilka
kartek wypełnionych jego starannym
odręcznym pismem.
-
Nic. Kolejne notki? – Pytam wskazując na nie głową.
-
Izra, ja się nie pytałem czy, tylko co. Wyglądasz
gorzej niż ja, a to ja nie byłem w domu od dwóch dni.
-
Naprawdę, wszystko w porządku.
Spuszczam wzrok i staram się brzmieć przekonująco.
-
Wiesz, że zawsze możesz przyjść pogadać. – mówi
łagodnym tonem. Czubek głowy parzy mnie od jego wzroku, ale nie jestem w stanie
patrzeć mu teraz prosto w oczy. Po chwili wychodzi.
Major zna mnie wystarczająco długo, żeby wiedzieć kiedy się
wycofać. Nie jestem jego córką, choć czasem próbuje mnie tak traktować.
Z biura wychodzę tuż po siedemnastej. Jest jeszcze jasno,
choć ciężkie stalowe chmury wiszą nisko zapowiadając zbliżający się deszcz.
Jestem zmęczona, tak potwornie zmęczona. Olga stoi oparta o taksówkę z
założonymi na piersiach rękami. Kiedy tylko spostrzega mnie uśmiecha się
promiennie i idzie w moja stronę.
-
Nie dam rady. – mówię jeszcze zanim zaczyna mnie
obejmować.
-
Mała, spokojnie, wszystko będzie dobrze. – ściska mnie
i głaszcze po plecach. – Chodź, ten klient nie lubi spóźnień.
* * *
Na miejsce docieramy w dwadzieścia minut. To piękna jasna,
odnowiona kamieniczka na Marszałkowskiej. Chce być twarda, ale nogi zaczynają
mi drżeć, a w głowie wciąż piszczy. W bramie Olga wyciąga butelkę z wodą
mineralną i podaje mi jakąś tabletkę na swojej dłoni.
-
Weź. To Cię uspokoi.
-
Nie biorę prochów – przecież wiesz.
-
To tylko antydepresant. Dziś jest wyjątkowa noc. Na
dziś masz dyspensę. – znów uśmiecha się do mnie, a ja nie umiem się oprzeć temu
pięknemu obrazkowi uśmiechniętej Olgi, więc połykam tabletkę i popijam wodą.
Wchodzimy po drewnianych schodach, a Olga zaczyna referować,
żeby przygotować mnie na to widowisko.
-
Będę miała ręce przypięte do stołu. Stół jest na środku
pokoju. Ty będziesz w klatce, po lewej stronie. Klient będzie siedział w fotelu
w wykuszu. Nie za bardzo go widać i wcale go nie słychać. Czasami się
zastanawiam po co to robimy, bo on przez całe przedstawienie nie daje znaku
życia. Widocznie to go kręci.
Zalewa mnie fala gorąca, jakbym nagle weszła do sauny. Przed
oczami mam mroczki. Żołądek przewraca mi się na druga stronę. Do tego kolana
drżą coraz bardziej.
-
Olga niedobrze mi. – mówię zatrzymując się na kolejnym
schodku i opierając o drewnianą secesyjna poręcz.
-
Zaraz Ci przejdzie. Zobaczysz wszystko będzie dobrze. –
bierze mnie pod ramie i pomaga pokonywać kolejne schody.
* * *
W mieszkaniu panuje półmrok. Jedynym oświetleniem jest nikłe
światło świec porozstawianych tu i ówdzie na drewnianej podłodze. Stoję w
klatce już jakieś dziesięć minut i powoli zaczyna mnie to drażnić. Głowę mam
ciężką więc opieram się czołem o stalowy pręt, nogi mam jak z waty więc mocno
trzymam rękami pręty żeby nie upaść i czuje jak kropelki zimnego potu
przylepiają do mojej skóry lnianą dopasowana sukienkę. Olga ma na sobie tylko
dziwny stanik z skórzanych czarnych pasków i podobne krótkie spodenki, bardziej
odkrywające niż zasłaniające jej blade jak kreda ciało. Opiera się płaskim
brzuchem o wielki toporny drewniany stół z rękami przypiętymi do krawędzi stołu
skórzanymi pasami. Lekko kręci mi się w głowie i nie umiem prawidłowo określić
się w tej przestrzeni, jakby ktoś założył mi okulary z przekłamanymi soczewkami.
Kiedy tylko na chwilę zamykam oczy, widzę Olgę na tamtym jasnym zakurzonym
strychu, przywiązaną grubym powrozem do belki z ciałem pokrytym małymi
czerwonymi od krwi nacięciami i kilkoma większymi fioletowo-żółtymi siniakami
na udach i pod żebrami. Tak bardzo chciałbym wymazać ten obraz z pamięci, tak
bardzo chciałabym już nic nie czuć. Otwieram oczy i znów zgięta Olga z górną
połową ciała na stole. Twarz ma zwróconą w moją stronę i lekko się uśmiecha, jakby
próbowała mi dodać otuchy. Całe moje ciało kurczy się w sobie, chciałabym zniknąć.
Wiem że nie mogę przymknąć powiek bo tamten obraz z przed dwudziestu lat nadal
czai się tuż pod powiekami.
Nagle w pokoju rozlegają się pierwsze drażniace dźwieki
trochę przypominające charakterystyczne brzęczenie. Wytężam pamięć próbując
dopasować muzykę do wykonawcy. To MUSE. Olga nadal uśmiecha się do mnie. Kątem
oka widze zbliżającego się do niej mężczyznę. Jest wysoki i całkiem nagi jest
mulatem. Gładka skóra nawet na kształtnej ogolonej głowie, napięte mięśnie przedramion
i śliczne mięśnie brzucha. Dawno nie widziałam tak pięknie wyrobionego „kaloryferka”.
Mark, Szymon, Gerchard mają ładne sylwetki, ale ten facet wygląda jak
profesjonalny trener fitnes, albo model z reklamówki. Strach odpływa gdzieś
daleko i zostaje tylko fascynacja tym osobnikiem, który wydaje się bardziej
snem niż jawą. Powoli podchodzi do Olgi i nachylając się nad nią, swoimi
umięśninymi ramionami koloru mlecznej czekolady przykrywa jej kredowo białe
ręce. Ten kontrast kolorów skóry, powoduje że serce zaczyna przyspieszać a dłonie
bardziej zaciskają się na prętach. Jej kruchość i jego siła są jak dokonała
mieszanka, jak niedościgniony ideał. Szepcze jej coś do ucha i zaczyna całować
jej szyję. Olga mróży oczy i z jej ust wydobywają się dwa dłuższe westchnienia.
Jego wąskie usta suną po jej kręgosłupie, a jego ręce obejmują ją w tali.
Wpatruje się jak zahipnotyzowana, w ten pokaz nie potrafiąc odczuwać nic poza
podziwem. Muzyka cichnie i po chwili słysze pierwsze dźwieki „Uprising”. Tak musi
być, ten wieczór będzie pod znakiem Muse. Mulat wkłada sobie dwa palce do ust przywiera
biodrami do pośladków Olgi i po chwili jego ręka niknie z przodu pomiędzy udami
Olgi wykonując najpierw wolniejsze potem szybsze ruchy. Ona wygina się i cicho
pojękuje. Wreszcie mężczyzna prostuje się chwyta swój napęcznialy instrument i
namierzając wchodzi w Olgę jednym szybkim ruchem. Jej ciało wygina się w
delikatny łuk i raptownie wciąga powietrze odrzucając włosy na plecy i
odchylając maksymalnie szyję. Przygryzam wargę i mocniej ciałem przywieram do
prętów. Zaczynam pulsować i rytm serca przyspiesza mi raptownie. Czuję że
policzki mam purpurowe i choć nie przyznałabym się do tego kusi mnie scena
rozgrywająca się przed moimi oczami. Mulat podnosi nogi Olgi i owija je sobie
wokół bioder. Jego pchnięcia z wolniejszych i dokładniejszych przyspieszają
teraz i słychać krótkie stęknięcia za każdym razem kiedy wchodzi w nią szybciej
i szybciej. Olga wije się z każdym głuchym jęknięciem trzymając rękoma krawędzie
drewnianego stołu. Jej brzuch suwa się w jedną i druga stronę przy każdym jego
ruchu. Przyspieszają a ja rozpalam się coraz bardziej. Jeszcze sekunda, dwie i Olga
wydaje ostatni przeciągły jęk i po
chwili mulat z harknieciem pada na nią wyczerpany. Nadal patrzę nie mogąc od
nich oderwać wzroku. Jej biała skóra z mokrymi od potu czarnymi włosami okalającymi
filigranową twarzyczkę i jego ciemniejsza twarz, skóra koloru mlecznej
czekolady przylegająca do bieli jej pleców….
Dzięki za wpis,czekam z niecierpliwością i napięciem na dalszy ciąg
OdpowiedzUsuńHmmm, zapowiada się ciekawie ale bardziej ciekawa jestem nie tego co się wydarzy a tego co wydarzyło się te dwadzieścia lat temu...mam nadzieję, że o tym też napiszesz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMilo, to historia która wymaga ode mnie trochę więcej czasu i pewnej odporności, której jeszcze w sobie nie wyrobiłam. Dlatego będzie tylko w małych urywkach i trochę minie zanim opiszę ją całą, dokładnie. Przepraszam, ale tego nie przeskoczę... bo nie umiem.
UsuńUmiesz...zdolna z ciebie bestia haha a ja cierpliwie poczekam. Pozdrawiam
UsuńCzytam kolejny raz Twoje wpisy i zastanawiam się,czy jest to czysta fikcja literacka,czy tworzysz je na podstawie własnych doświadczeń i przeżyć?
OdpowiedzUsuńFikcja literacka mieści się w ozdobnikach (miejsca ciut ładniejsze niż w rzeczywistości, moje obowiązki służbowe dalekie od tych opisanych), natomiast same zdarzenia, moje odczucia wszystko związane z upodobaniami - jak najbardziej prawdziwe.
UsuńDziękuję Ci za szczerość. Masz bogatą duszę i talent pisarski. Zostaję na Twoim blogu,żeby czytać kolejne opowieści wywołujące dreszcze,drżenie mięśni,szybsze bicie serca. Pozdrawiam
Usuń