Codzienna szarość za oknami przygnębia. Mżawka powoduje że
docieram do pracy przemoczona i wściekam się sama na siebie że znów gdzieś
zgubiłam parasolkę. Napięta sytuacja pomiędzy Rosją a Ukrainą utrzymuje się wystarczająco
długo, żeby wszyscy dookoła w biurze zachowywali się jak nakręcone marionetki
pozbawione naturalnych odruchów i wciąż klepiące dokładnie te same wyuczone
teksty, w ten sam wyreżyserowany sposób. Przechodząc do siebie widzę na
korytarzu holu głównego wysoko postawionych dygnitarzy stojących w mniejszych
cztero, trzyosobowych grupkach szepczących pomiędzy sobą. Konferencyjna jest
zajmowana przez nich od mniej więcej trzech tygodni dzień po dniu i powoli
zaczynam się przyzwyczajać do tego nowego stanu oblężenia dotąd cichej
przestrzeni. Z powodu ciągłego zamieszania praca nigdy się nie kończy, bo lewie
zdążę uporać się z tym co podesłano mi w ciągu poprzednich paru godzin już
kolejne papierki piętrzą się w kolejce. Tak jak większość w biurze nie mam
czasu, żeby wyrwać się na dłuższą przerwę śniadaniową i biorę coś z firmy cateringowej obsługującej nasze piętro. Zazwyczaj
przechodzą obok mojego pokoju około 13.00 więc kiedy o 12.45 ktoś puka do moich
drzwi odruchowo odwracam się na krześle sięgam po torebkę i portfel nie patrząc
nawet kto wchodzi.
-
Macie może kanapki z indykiem takie jak wczoraj??? –
pytam.
-
Nie mam, ale jeżeli bardzo Ci zależy mogę się wybrać na
łowy do spożywczego.
Odwracam się z portfelem
w dłoni i choć mam wielką ochotę parsknąć śmiechem, nie robię tego mocno
kontrolując mimikę swojej twarzy.
-
Co Ty tutaj robisz??? Nie wolno Ci odwiedzać mnie w
pracy. – mówię pilnując, żeby intonacja wyraźnie dawała do zrozumienia mój
gniew.
Wchodzi do pokoju i patrząc na mnie z góry z rękami w
kieszeniach zaczyna tyradę.
-
Nie miałem wyjścia. Od trzech tygodni stosujesz jakieś
dziwne uniki, a mam dość sms-ów, cytuję: „Przepraszam, ale teraz naprawdę nie
mam czasu”. Przegięłaś, mała i to mocno. Miesiąc czasu???? Aż tak odporny i
cierpliwy nie jestem.
Patrzę na tego przystojniaczka o twarzy naburmuszonego
chłopca i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mimowolnie tęskniłam za widokiem tej
słodkiej twarzyczki. Jest ode mnie trzy lata młodszy, ale wygląda jakby dopiero
kończył liceum. Wzrostem nie dorównuje moim pozostałym facetom, ale i tak jest
ode mnie o pół głowy wyższy. Ma najcieplejszy orzechowy odcień oczu jaki
kiedykolwiek widziałam. Teraz patrzy na mnie z wyrzutem jak dzieciak, któremu
odebrałam lizaka.
Faktycznie, trochę za długo zwlekałam, ze spotkaniem.
Najpierw wyjazd do Berlina, potem Olga i wreszcie „regenerujący” wypad do
Krzyśka. Wiem, że nagięłam lekko zasady, ale on je właśnie złamał. Mimo
wszystko nie umiem się na niego gniewać. Jest jednym z najbardziej bezpośrednich
i szczerych facetów jakich znam. Przy nim często czuję się jak kumpela, a nie
tylko kochanka od zaspokajania „stanów dewiacyjno – seksualnych”.
-
No dobra. Teoretycznie masz trochę racji. Ale tylko
trochę. – uśmiecham się delikatnie i już wiem że dałam mu zielone światło,
które na pewno teraz wykorzysta.
Patrzy mi prosto w oczy lekko przechylając głowę i nawet nie
chcę się domyślać co zamierza zrobić. A on po prostu odwraca się i cofa do
drzwi przekręcając w nich klucz.
-
Szymon, ani się waż. Nawet o tym nie myśl. – wstaje z
krzesła, próbując pokazać mu, że teraz się naprawdę wkurzyłam. Ale on jak gdyby
nigdy nic z ironicznym uśmiechem na twarzy znów obraca się w moją stronę i robi
kolejne dwa kroki.
-
Za późno. Już pomyślałem i nie ma powrotu do sytuacji sprzed.
– w jego uśmiechu czai się podstęp.
Jeszcze jeden krok i staje naprzeciwko mnie po drugiej
stronie biurka. Chwyta moje ręce, mocno prawie boleśnie w nadgarstkach i jednym
szybkim ruchem przyciąga do siebie, zmuszając do pochylenia w jego stronę. Sam
również lekko pochyla się nad drewnianą krawędzią. Kiedy jest już na odległość
oddechu delikatnie muska ustami moje wargi.
-
I tak nigdzie mi nie uciekniesz, więc po prostu mi
pozwól.
Widzę ten lekki odcień desperacji w jego oczach, więc
przestaję siłować się z jego rękami. Puszcza mnie i obchodzi biurko dookoła.
Kładzie chłodną dłoń na moim karku i przyciąga mnie wpijając się mocno w moje
usta. Tym razem to nie muśnięcie i choć wargi dotykają jedynie warg czuję ten
pocałunek całą sobą i zaczynam odczuwać jego głód. Rozumieć jego pragnienie.
Potem jego język zaczyna drążyć i dołączam do niego, próbując oddawać ten sam
rodzaj zapamiętania.
Jego druga ręka najpierw przytrzymuje mnie w pasie, ale
zaraz sunie w dół, zatrzymując się dopiero na wzgórku łonowym i zaciskają na
nim palce. Czuję ten dotyk mocno pomimo warstwy materiału spódnicy, rajstop i
bawełny bielizny. Haczę palce o jego pasek od dżinsów i próbuje przyciągając
jego ciało, wybić go z rytmu, ale wyczuwa mój podstęp i lekko popycha w stronę
ściany przy oknie, przez cały czas całując i lekko pocierając głębiej moje „wejście”.
Gorąco zaczyna powoli obejmować moje ciało i poddaję się chwili. Szymon odrywa
się od moich ust i teraz czuje jak końcówką języka śledzi linię na mojej szyi. Delikatne
dreszcze są coraz przyjemniejsze i zaczynam oddychać głębiej. Wyciągam rękę i
zaczynam pocierać jego wybrzuszenie odznaczające się na dżinsach. Jego jęk jest
jak najpiękniejsza muzyka dla mich uszu. Przez nanosekundę zastanawiam się czy
nie doprowadzić go ręką, ale jakby czytając w moich myślach odsuwa moją dłoń i
szepcze mi wprost do ucha:
-
Nie tak, nie w ten sposób. Długo czekałem i chcę być w
Tobie cały, a nie kończyć w przedbiegach.
Znów wczepia się w moją szyję, po czym zadziera w górę
spódnicę najwyżej jak się da.
-
Rajstopy mają być całe. – mówię patrząc jak ocenia
wzrokiem co z nimi zrobić.
Posłusznie roluje je w dół razem z bawełnianymi figami, aż
do kostek. Czuję jego język na brzuchu i zamieram. On wie, że ta strefa mojego
ciała nie lubi ust i języka.
-
Przepraszam. – mówi podnosząc się z klęczek i całując
łagodniej w usta.
Ktoś puka do drzwi
-
Catering.
Zamieramy wstrzymując oddechy i próbując myślami zatrzymać
rozgorączkowany puls. Patrzymy na siebie i oboje liczymy w myślach sekundy,
zanim dziewczyna z wózkiem przejdzie dalej i nie będzie miała szansy nas usłyszeć.
Szymon znów wbija się pocałunkiem w moje usta. Moje palce teraz bardziej
pożądliwie zaczynają rozpinać jego koszule i spodnie. On ślini dwa palce i
wbija je we mnie kciukiem masując łechtaczkę. Jego przyspieszony oddech mówi
mi, że też chciałby jak najszybciej znaleźć się w środku, ale odwleka ten moment,
jakby świadomie torturując samego siebie. Robię się naprawdę mokra i chcę go
wreszcie poczuć, więc dotykam dłonią jego slipy. Wkładam rękę pod gumkę i już bezceremonialnie
obejmuję członek wykonując dwa ruchy w dół i w górę. Syczy mi wprost do ucha,
po czym na chwilę przestaje zabawiać się palcami w moim wnętrzu i podnosi mnie w
górę za pierwszy razem przenosząc kilkanaście centymetrów w bok na wprost okna
za drugim sadzając mnie na parapecie. Teraz jest na idealnej wysokości więc
wreszcie lekko zsuwa dżinsy, ściąga slipy i pokazuje wzwód do tej pory więziony
w jego bieliźnie. Oczy błyszczą mu z podniecenia.
-
Muszę teraz, bo dłużej nie wytrzymam.
Rozchylam uda i pozwalam mu wsunąć się w siebie. Gorący i
twardy. Na moment zastyga, ale potem znów wysuwa się i wchodzi głęboko, po same
jądra. Z ust ucieka mi całe powietrze. Wolniejsze ruchy i jego place bawiące się moim
słabym punktem, doprowadzają mnie do wrzenia. Już nie chcę czekać, więc sama
narzucam szybsze tempo. Wymuszam parę szybkich skurczów i jego zawziętość nagle
zaczyna przybierać odpowiednią szybkość. Nasze ruchy są zbyt szybkie, zbyt
nachalne, zbyt zaciekłe. Jakbyśmy oboje ścigali się które pierwsze osiągnie
orgazm. Plaskanie naszych ciał zaczyna szumieć w moich uszach i po chwili
odpływam. Szymon dochodzi kilka pchnięć później, opadając czołem na moje ramię,
drżąc i ściskając najmocniej jak się da. Trzyma mnie w ramionach jak jakiś
najcenniejszy skarb i jego zwalniający oddech rozchodzi się falami gdzieś w
okolicy mojego obojczyka.
-
To się nazywa pracowity dzień. – mówi dochodząc do
siebie.
Apetyczna przerwa śniadaniowa :)
OdpowiedzUsuńFakt, apetyczna tyle, że zamiast dodawać energii, to ją zabiera;)
UsuńNa takie zabieranie energii to ja bym się pisała....niestety u mnie w pracy jest to niewykonalne.... ;)
UsuńNieźle piszesz!
OdpowiedzUsuń