Czekam na korytarzu, aż Olga wyjdzie z łazienki. Deszcz
wystukuje na parapecie kolejne niezbyt miarowe odcinki czasu. Palcem śledzę
ścieżki wytyczające krople deszczu na zimnej tafli szyby. Jest ciemno, a ja nie
mam siły, żeby przejść dwa kroki dalej i zapalić światło. Opieram ciężką głowę
o ramę okienną i myślę jak długo jeszcze jestem w stanie ustać na własnych
nogach. Powraca piszczenie w uszach i ból mięśni. Nagle słyszę jak otwierają
się drzwi za mną od tamtego pokoju w którym odbywała się „sesja”. Ktoś zapala
światło i chwilę mrugam aż wzrok przyzwyczai się do ostrej bieli jarzeniówek
dookoła mnie. Odwracam się, przywierając plecami do ściany żeby mieć odpowiednią
powierzchnię podparcia. Chcę sprawdzić czy to mulat wreszcie postanowił wyjść,
ale moim oczom ukazuje się zupełnie inna twarz. Znam go. Czasami widuje go u
nas w MSZ’cie. Jeden z przedstawicieli węgierskiej strony pilnującego finansów MFW
z grupy wyszechradzkiej. Patrzy w moją stronę i wreszcie podchodzi.
-
Wszystko w porządku???? – pyta jakby uprzejmość w
takiej sytuacji była czymś najbardziej naturalnym. – Nie wygląda Pani dobrze.
Wzruszam ramionami mając nadzieję, że odpuści i sobie
pójdzie, ale on nadal stoi i chyba oczekuje innej reakcji.
-
Jestem zmęczona, czekam na koleżankę. – odpowiadam
wskazując ruchem głowy na łazienkę.
-
Nie widziałem tu Pani wcześniej. Często dorabia sobie
Pani w ten sposób???
-
Powiedzmy, że jestem na zastępstwie i nie, nie dorabiam
sobie w ten sposób. A Pan często korzysta z usług mojej koleżanki??? – zaczynam
celowo ironizować, żeby odpuścił i wreszcie się odczepił.
-
Zawsze, kiedy tylko jestem w Warszawie. Powiedzmy, że
pani koleżanka ma dar spełniania konkretnych, bardzo specyficznych zamówień. I
jest z tego znana w moim środowisku.
-
Tak, wiem. Kręgi sejmowo rządowe z naszego kraju też
doceniają jej talent.
Ucinam. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, jestem zbyt
zmęczona, żeby bawić się w gierki niedopowiedzeń i niuansów. Po chwili widzę, że
zrobiłam błąd bo na jego twarzy maluje się wyraz większego zdziwienia.
-
My się znamy???? Bo szczerze powiedziawszy nie
przypominam sobie abyśmy się już kiedyś spotkali, a pamięć mam całkiem dobrą.
-
Nie znamy się. Wiem po prostu że jest pan Węgrem dość
często bywającym w Polsce.
-
Dla ścisłości jestem pół Węgrem pół polakiem. Moja
matka była polką. Chyba dlatego mam taki sentyment do polski.
Wreszcie otwierają się drzwi łazienki i wychodzi z nich
Olga. Przez chwilę patrzy na mnie marszcząc brwi ze zdziwienia. Potem odwraca się
i idzie w stronę wyjścia. Słyszę jej oddalające się kroki na schodach i nie
rozumiem co się dzieje, nie rozumiem dlaczego nie podeszła do mnie. Chciałabym
wrzasnąć za nią ale zdaje sobie sprawę jak bardzo desperacko by to wyglądało.
Facet zdaje się być zadowolony z takiego obrotu sprawy. Podchodzi krok bliżej
zmniejszając jak tylko się da dystans między nami, a potem wyciąga dłoń i
placami prawej ręki przesuwa po moim lewym ramieniu w dół. Dziwny rodzaj dotyku
zarezerwowany dla osób dobrze się znających. Oznaka spoufalenia, która nie
powinna mieć miejsca. Patrzę mu prosto w oczy próbując wyrazić wzrokiem całą
pogardę jaką teraz do niego odczuwam. Czuje chłód rozprzestrzeniający się od
lewego ramienia po całym moim ciele. Jest mi niedobrze. Chcę żeby Olga wróciła
i wreszcie zabrała mnie do domu. Facet po dłuższej chwili odsuwa się ode mnie.
-
Myślę, że jeszcze się spotkamy.
-
Mam nadzieję że nie.
Słyszę kroki na schodach i w wyjściowych drzwiach staje
Olga.
-
Mała idziemy, taksi czeka.
Te cztery słowa brzmią w moich uszach jak najpiękniejsza
melodia na świecie. Olga zauważa, że nie ruszam z miejsca więc podchodzi,
pomaga mi oprzeć się o nią i powoli idziemy w stronę schodów.
* * *
W domu włączam komórkę i widzę 13 nieodebranych połączeń.
Siedem od Szymona, z którym przekładałam już dwa razy spotkania i powinnam
oddzwonić, żeby wykazać się odrobiną zainteresowania, ponieważ jest moim drugim
podwładnym i teoretycznie jesteśmy związani specyficznym kodeksem postępowania.
Pozostałe to telefony od Krzysztofa. Trochę mnie dziwią, bo nie kontaktował się
ze mną przez ostanie półtora roku. Upodobania Krzysztofa biją na głowę
wszystkich moich dotychczasowych kochanków. Zgadzam się na nie, ponieważ jest
lekarzem, a wszystkie „sesje” gwarantują mi spokojny sen bez snów. Czasem to
jedyna normalna terapia dla mnie, więc w pewnym sensie uzupełniamy się nawzajem.
On dostaje to czego nie dostałby w normalnych warunkach, a ja wreszcie dostaje
zasłużony wypoczynek. Zastanawiam się dlaczego odezwał się po tak długim
czasie. Zdążyłam już skreślić go z swojego grafika na dobre. Ciekawość krąży
przez chwilę z moim krwiobiegiem powodując że zaczynają mnie piec policzki.
Palce mnie świerzbią i w końcu naciskam połącz. Nieznośne czekanie na
połączenie i słyszę:
-
Izra??? Nawet nie wiesz jak się cieszę że oddzwoniłaś.
-
Szczerze, myślałam że ktoś zwinął Ci komórkę i teraz
sprawdza wszystkie stare kontakty.
-
Przepraszam, wiem szmat czasu, ale tak jakoś się
ułożyło. – słyszę zniecierpliwienie w jego głosie.
-
To kiedy chcesz się widzieć???
-
Naprawdę, chciałabyś, mogłabyś, zgodziłabyś się???
-
Przecież mnie znasz.
Szymon będzie musiał jeszcze poczekać. Teraz potrzebuję Krzysztofa i
jego nietypowej terapii. Obopólnego zjednania nieodczuwania, niepamięci,
niebycia – mojej prywatnej nirwany.
Stanowczo za krótkie te opowieści,zbyt szybko się kończą i to w momencie kiedy chce się więcej
OdpowiedzUsuńTym razem kolejna część będzie o wiele szybciej (już piszę) i mam nadzieję, że zaspokoję Twoją ciekawość. Bardzo mi miło, że mnie dopingujesz, bo poniekąd "łechta" to troszkę moje ego - a to coś co lubię bardziej niż poranną kawę;)
UsuńZapowiada się całkiem ciekawie...ale zgadzam się z przedmówczynią...krótko zdecydowanie za.....;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIntrygujesz mnie coraz bardziej,zwłaszcza po komentarzu na pewnym blogu i racją jest, że oczekiwanie jest NIEZNOŚNE. Mimo to staram się cierpliwie czekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam