Stoję na przystanku tramwajowym i podziwiam magię wschodu
słońca. Jest pięknie, feeria barw przed moimi oczami i mgliste wspomnienie
jakiegoś dziecięcego naiwnego zachwytu nad cudem przenikania kolorowych
świetlistych puchowych obłoków. Nie przeszkadza mi nawet świadomość, że tramwaj
się spóźnia i na pewno spóźnię się do pracy. Chłonę ten obraz i zachowuje tuż
pod powiekami. W słuchawkach
brzmi „Live some beautiful days In a magical place Beautiful loves Perfect and
straight” i nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. Jestem pewna, że to
będzie dobry dzień.
Kiedy docieram do pracy Kryszkowiak wzywa mnie do siebie.
Przez kilka minut przygotowuje w myślach elaborat usprawiedliwiający moje 10
minutowe spóźnienie, ale kiedy wchodzę do jego pokoju on nawet jednym słowem o
nim nie wspomina, więc oddycham z ulgą i jak posłuszna asystentka nastawiam się
na odbiór.
-
Jedziemy do Berlina. – mówi bez wstępów i podaje
wydrukowany plan wyjazdu – Zbierz wszystkie materiały jakie mamy dot. Hildebranda
Gurlit’a i obrazów zaginionych w czasie drugiej wojny światowej. Część
dokumentacji jest zastrzeżona, więc musisz użyć tego. – podaje mi pendriva, na
którym jest tzw. elektroniczny klucz do zabezpieczonych plików. – Wyjeżdżamy jeszcze dziś wieczorem.
-
Muszę się spakować.
-
Wyjdziesz o szesnastej i wrócisz na dwudziestą.
Przez moment widać jak największa zmarszczka na jego czole
się pogłębia i zaczynam sobie zdawać sprawę, że tylko raz widziałam u niego
taki wyraz twarzy, tuż po tym jak się dowiedział, że jego wnuk miał wypadek.
Strasznie mnie korci, żeby zapytać po co tak naprawdę jedziemy, ale wiem, że
by mi nie odpowiedział.
I pomimo antypatii jaką darze naszych zachodnich sąsiadów,
cieszę się na ten wyjazd. Plan wyjazdu ma pół dnia przerwy co daje mi szanse na
wyrwanie się i zrealizowanie własnego „planu”. Po powrocie do swojego pokoju,
zamiast grzecznie zacząć przeszukiwać archiwa, otwieram prywatnego e-maila i
piszę do Gercharda.
„Zgadnij kto przyjeżdża do Ciebie na weekend???”
* * *
Z Gerchardem znamy się od prawie 10 lat. Pamiętam doskonale
nasz pierwszy raz, kiedy powietrze wokół nas przesycone hormonami nie pozwalało
skupić się na czymkolwiek innym. Jego czarne oczy jak otchłań w których nigdy
nie umiałam znaleźć źrenic, wpatrywały się we mnie całymi godzinami i słuchał,
zawsze uważnie mnie słuchał. Potem mówił zaledwie kilka słów od których na
całym ciele dostawałam gęsiej skórki i dopadaliśmy do swoich ust, spragnieni,
wciąż nienasyceni. Byliśmy jak dwa kółka zębate w szwajcarskim zegarku –
idealnie pasujące do siebie. Przez chwilę na samym początku znajomości, byłam
na takim emocjonalnym haju, że zgodziłam się z nim zamieszkać. Do dziś wymawia
mi, że dla mnie na pół roku przeprowadził się do Polski. Nie widzieliśmy się
przez ostatnie 4 miesiące i czuję specyficzny rodzaj ekscytacji. Teraz wiem, że
będę myśleć o nim cały dzień.
* * *
Berlin. Taksówkarz patrzy na mnie w ten specyficzny
zatroskany, pełen szacunku sposób, jakby chciał przeprosić, za wszystkie swoje
złe uczynki. Jego spojrzenie przypomina mi, że czarny habit jaki mam na sobie
jest symbolem cnoty i czystości. Cech, które świadomie przez większość swojego
dorosłego życia spycham głęboko w zapomnienie. Próbuje wyobrazić sobie własne
zdziwienie, kiedy otworzyłam paczkę od kuriera i zobaczyłam to „wdzianko”. Nie
wiem jakim cudem Gerchard zawsze dostaje to czego chce, ale teraz chciał jednej
z najbardziej obrazoburczych rzeczy jakiej tylko można chcieć.
Taksówka mija ogród Lust garten i zatrzymuje się na
Schlossplatz. Moim oczom ukazuje się Berliner Dom w całej okazałości. Jest
piękna. Pomimo swej pechowej historii zachowuje cały blichtr i sakralny
charakter przynależny katedrze.
Idę do bocznego wejścia zgodnie z wskazówkami. Drzwi są
uchylone co jest znakiem, że wszystko idzie zgodnie z planem. Nie wiem i nie
chcę wiedzieć jakim sposobem Gerchard załatwił wejście do katedry w czasie tzw.
przerwy technicznej.
Wewnątrz uderza mnie lekko chłodne powietrze i zapach
kadzidła. Jakby jeszcze przed paroma minutami odbywało się tu nabożeństwo.
Unoszę wzrok i jak zahipnotyzowana oglądam złoto, czerwienie i błękity fresków
nad moją głową. Odrywam oczy i poniżej tuż nad ołtarzem podziwiam witraże,
wyglądające jakby ktoś namalował obrazy światłem. Sam ołtarz, przepełniony
złoceniami i rzeźbami – precyzyjny, a zarazem kruchy kunszt każdej dłoni, fałdy
sukni, pukla włosów zapiera dech w piersiach. Trochę tego za dużo, taki ogrom
piękna powinno się dawkować. Zadziwia mnie, że pomimo zgaszonych świateł jest
tu zupełnie jasno. Mija parę minut zanim przypominam sobie główny cel mojej
„wycieczki”.
Siadam w drewnianej ławce, klękam i składam dłonie do
modlitwy. Właściwie nie muszę udawać, bo zachwyt nad tym miejscem jest jak
najbardziej prawdziwy. Staram się skupić nad dalszym scenariuszem, ale oczy
nadal chłoną przepych, który mnie otacza.
Po kilku minutach czuje na sobie wzrok Garcharda. Odwracam
się i widzę jak powoli idzie w moją stronę. Zatrzymuje się przy mojej ławce,
klęka obok i ręką chwyta moje udo. Jego dotyk parzy nawet przez grubą warstwę
wełny.
-
Idziemy. – mówi cicho, ale stanowczo.
Kiwam głową i idę za nim. Przechodzimy przez nawę główną i
skręcamy w lewo. Gerchard przepuszcza mnie pierwszą i pokazuje kierunek. Po
chwili wspinamy się schodami prowadzącymi na chór. Jest tuż za mną, łapie mnie
w pasie, odchyla kornet i zaczyna całować szyję. Mam ochotę odwrócić się i
odwzajemnić, ale jego ramie zakleszcza się unieruchamiając mnie całkowicie.
Dreszcz za dreszczem przechodzi mnie od kręgosłupa po opuszki palców. Wreszcie
zwalnia uścisk i lekko popycha w stronę wejścia. Organy z tak bliskiej
perspektywy wydają się być gargantuiczne. Gerchard jednym ruchem przyciska mnie
do drewnianej ściany i zaczyna drążyć językiem wewnątrz moich ust. Lubię jego
rozgorączkowanie, pośpiech, ruchy wyrażające tylko jedno pragnienie. Jego
instynktowne wyuzdanie. Kuca i czuje jego ciepłe dłonie sunące po moich
łydkach, udach, pośladkach. Dwa palce prawej ręki przesuwają się w stronę
wnętrza ud. Robi dziwny grymas kiedy natrafia na figi. Wzruszam ramionami. Jego
ręce rolują kawałek bawełny w dół po moich nogach i po chwili czuje znów dwa
zręczne palce Gercharda. Bawi się całując wrażliwe miejsce na szyi i masując
łechtaczkę. Zna moje ciało, aż za dobrze. Szukam jego ust i próbuje wytrącić go
z rytmu. Wreszcie odrywa się od mnie, rozpina spodnie i pospiesznie zębami
zrywa folie z kondoma, po chwili widzę czarny gruby materiał na jego rękach i
unosi mnie lekko wbijając się we mnie jak najgłębiej się da. Moje nogi
instynktownie owijają się wokół jego pasa. Czuje jak palą mnie uszy i serce
pędzi jak szalone. Poddaję się jego szybkim, naglącym ruchom. Chcę tak bardzo
jak on, chce gorączkowo, chce teraz, chce rozkoszy.... Złoto i czerwienie przed
moimi oczami zlewają się w jakąś łunę intensywnego światła i moje ciało rozpada
się na milion drobnych kawałków, ciągnąc za sobą przeklinającego po niemiecku
Gercharda. Puszcza mnie i powoli zsuwam się po drewnianej boazerii. On ląduje
obok. Teraz nie widzę już ołtarza ani witraży, nade mną górują potężne złote
organy.
-
I za to Cię właśnie lubię mała. – odzywa się nagle
Gerchard – jesteś spełnieniem moich najbardziej wyuzdanych zachcianek.
Uśmiecha się do mnie czarująco i czule całuje w czoło.
Tytuł mówi wszystko, właściwie nie mam nic do dodania. Coraz bardziej mnie intrygują te Twoje opowiadania. Masz dużą swobodę pisania co automatycznie przenosi czytelnika w sam środek akcji ....Ja przynajmniej tak mam, że wyobraźnia mnie ponosi podczas lektury a świadczy to tylko o tym że jest to na prawdę bardzo dobre ;) Czekam na kolejne odcinki :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAch i zapomniałabym.....nie ma za co pamiętaj o tym ;)
OdpowiedzUsuńSuuuuper, w katedrze, w Niemczech, przy organach i z Helmutem (czytaj, na pewno potomkiem jakiegoś nazisty) :) Jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz, z niecierrrrrpliwością czekam :) Bardzo obrazująca narracja :)
OdpowiedzUsuńIzra nie będę się powtarzać ale nie wcielaj się w BOSKIEGO ADAMA i wrzuć coś na Boga jako 13 apostoł jesteś do tego wręcz zobligowana :)
OdpowiedzUsuńJuż, już, jeszcze chwileczkę. Milo, ty mnie jednak mobilizujesz;) Zawsze się boję, że tekst za mało "dopieszczony" i zwlekam;)
UsuńKochana to dopieszczaj migusiem bo przeczytałabym kolejny pikantny odcinek ;)
Usuń