Wymykamy się z
katedry po cichu. Gerchard upiera się na spacer. Trochę mnie korci, żeby od
razu się z nim pożegnać. Wie, że wieczorem muszę być spakowana do wyjazdu.
Dodatkowo habit mocno ogranicza moją swobodę ruchów co mnie strasznie drażni.
Przez dłuższą chwilę patrzy mi prosto w oczy i wreszcie ulegam. Chwyta mnie za
rękę, ale wyrywam ją szybko.
-
Siostry
zakonne nie chodzą za rękę z przystojniakami.
-
Mała
hipokrytka.
Uśmiecha się
rozbrajająco i nie jestem w stanie się na niego złościć. Idziemy więc obok
siebie. Blisko, choć bez najmniejszej szansy na odrobinę czułości. W pewnym
sensie to bardzo podniecające, świadomość jego zachłannych dotyku rąk tuż obok,
ale bez możliwości poczucia ich ciepła na skórze. Powietrze między nami iskrzy.
Lekki powiew wiatru i czuje intensywniej doskonałą mieszankę zapachów wody po
goleniu i Gercharda.
Niebo nad naszymi
głowami zaczyna różowieć i przez chwilę czuję się absolutnie szczęśliwa. To jak
przebłysk intensywności obrazów, dźwięków, zapachów skumulowany w jednej
nanosekundzie, która otacza mnie jak bańka ciepłem i radością. Skręcamy w
Karlliebknecht strasse i po chwili mijamy po drugiej stronie ulicy jeszcze
jeden cud niemieckiej architektury, kościół mariacki z XIII wieku. Gotycka
strzelistość i czerwona cegła urzeka mnie, ale dziś mogę go podziwiać tylko z
zewnątrz. Dalej już tylko nowoczesne budynki z serii metal i szkło. Wiem, że to
wyznacznik nowoczesnej europy, jednak mi samej kojarzą się jedynie z
zachłannością wielkich zachodnich koncernów.
-
Gdzie
idziemy??? – pytam, bo w końcu dociera do mnie, że to w zupełnie innym kierunku
niż mój hotel.
-
Zobaczysz.
– uśmiecha się i widzę te niebezpieczne iskierki w przepastnej czerni jego
oczu.
Nie zdążę się
spakować – szepcze podświadomość, ale nagle przestaje mieć to jakiekolwiek
znaczenie. Gerchard coś knuje i wiem, że nie ma sensu próbować mu się
przeciwstawiać, bo to jak walka z wiatrakami. Jest mistrzem manipulacji.
Potrafi w najbardziej czarujący sposób zmusić drugiego człowieka do realizacji
własnych planów, tak że ofiara jest święcie przekonana, że sama podjęła taką decyzję.
Czasami myślę że mam cholerne szczęście, bo mnie traktuje bardzo pobłażliwie.
Stara się powstrzymać od manipulowania i wiem, że ciężko mu z tym.
Przechodzimy na
jakimś skrzyżowaniu i już widzę dworzec na Alexanderplatz. Jedno z nielicznych
miejsc w Berlinie, które znam i rozpoznaje bez trudu. Mam nadzieję, że po
prostu wejdziemy do jednej z licznych kawiarni na mrożoną kawę. Niestety
Gerchard prowadzi mnie dalej i zatrzymuje się dopiero przed ogromnym szklanym
wieżowcem Park Inn. Kiwam głową przecząco.
-
Zwariowałeś????
-
Nie. Wszystko
pod kontrolą, mała.
-
Ale ja o 21.00
wyjeżdżam, musze jeszcze zabrać rzeczy z mojego hotelu. – nastrój zmienia mi
się o 180 stopni. Mała zjadliwa istotka we mnie zaczyna ironicznie
podśmiechiwać się z mojej nieudolności, wytyka palec z zgryźliwą miną i woła: a
nie mówiłam!!!!!
Zrezygnowana daję
się jednak poprowadzić do holu a potem do windy. Jedzie z nami jakaś starsza
para więc niejako instynktownie wczuwając się w role jaką narzuca mi strój
układam ręce na podołku i spuszczam wzrok. Wysiadają na szóstym piętrze i
Gerchard dopada do mnie w ułamku sekundy po zamknięciu drzwi. Nie mam siły się
opierać. Przymykam oczy i czuję jego przyspieszony oddech na mojej szyi, mokre
pocałunki na twarzy, język najpierw delikatnie igra z moim, potem natarczywy,
drążący, pcha głębiej, mocniej. Mam gęsią skórkę na całym ciele.
-
Tak
bardzo Cię chcę, doprowadzasz mnie do wrzenia. – szepcze mi gdzieś w okolicy
zasłoniętego kornetem ucha.
Jego gorące ręce
błądzą po szczelnie dopasowanej górze habitu. Przyciska mnie do siebie tak że
przez chwilę brakuje mi oddechu, ale też czuję jego napiętą pod spodniami
męskość. Winda się zatrzymuje i natychmiast odskakuje od niego jak oparzona. Na
korytarzu nie ma nikogo. Gechard łapię mnie w pasie i prowadzi w stronę drzwi
do pokoju. Otwiera je kartą i lekko popycha mnie do środka.
Pokój nie jest zbyt
duży, ale przyjemnie nowoczesny i czysty. Bez zbędnej pstrokatości, raczej w
kolorach bezpiecznego beżu z dużym podwójnym łóżkiem zajmującym większość
miejsca. Jednak jest coś co przebija wszelkie dodatkowe ekstrawagancje. Okno na
całej szerokości pokoju przedstawia zapierającą dech w piersiach panoramę
Berlina. Taki widok wart jest wszystkich pieniędzy i wiem że to kolejny as w
rękawie Gercharda.
-
Już Cię
nie lubię. – mówię z pretensją w głosie nie odrywając oczu od widoku za oknem.
-
Lubisz,
lubisz, tylko żałujesz, że nie masz tego na co dzień.
Jedną ręką chwyta
mnie w pasie i odwraca w swoją stronę. Miękki czuły pocałunek i znów ten mocny
uścisk. Po chwili kolejny pocałunek, niecierpliwy, głeboki, penetrujący. Gęsia
skórka natychmiast powraca na moją skórę, a on nie przestaje. Jego ręce staja
się bardziej natarczywe. Znajduje wsuwki i sprawnie ściąga kornet.
-
Szajse,
gdzie ten zamek.
-
Chciałeś
powiedzieć haftki???? – śmieje mu się prosto w nos, pokazując tył habitu.
Odwraca mnie jednym
ruchem i zaczyna powolny proces odpinania 50 haftek. Każdy kolejny centymetr
odsłoniętych pleców namaszcza mokrym pocałunkiem a jego ręka błądzi z przodu
masując przez materiał mój czuły punkt. Dreszcze przechodzą mnie teraz z taką
częstotliwością, że tracę całą siłę walki. Chcę się poddać walkowerem, już,
teraz, natychmiast. Wreszcie zsuwa ze mnie habit i przysysa się do szyi wciąż
palcami operując przy łechtaczce. Puls mi szaleje w uszach zaczyna szumieć.
-
Uwielbiam
Cię, miękkość twojej skóry, twoje gorące wnętrze, twój zapach. Dla mnie zawsze
pachniesz pożądaniem. – mruczy wprost do mojego ucha.
Jestem mokra. Nie
chcę już czekać. Odwracam się twarzą do niego i wpijam się w jego usta. Ręce
pospiesznie odpinają guziki jego koszuli. Odrywam usta od jego ust i językiem
wytyczam szlag na szyi, klatce piersiowej, na chwile zatrzymuje się przy sutku
i delikatnie ssę i lekko zahaczam zębami. Moje ręce automatycznie odpinają jego
pasek i guziki od spodni i wreszcie widzę go naprężonego w całej okazałości.
Chcę go spróbować, ale w ostatniej chwili Gerchard podnosi mnie za ramiona,
-
Nie
wytrzymam, nie dam rady. – mówi błagalnym tonem.
Dwa kroki i popycha
mnie na łóżko. Ląduje na plecach, a Gerchard zakłada kondom i kładzie się na
mnie. Sekunda i wchodzi we mnie jednym płynnym ruchem. Wzdycham. Jego gorąco
rozpycha się wewnątrz mnie jak rozpalony pręt. Wiem że to będzie krótki lot.
Kilka dłuższych, głębszych pchnięć i potem krótkie szybkie, naglące. Jest mi
dobrze. Szum w uszach staje się głośniejszy i w końcu skurcze zaczynają ściskać
moje wnętrze. Już nic nie słyszę nic nie widzę tylko czuje boską przyjemność
rozchodzącą się falami od kręgosłupa po końcówki wszystkich nerwów. Gerchard
opada twarzą pomiędzy moimi piersiami.
-
Uwielbiam
cię mała. – mówi po chwili zaciągając się mną jak zapachem perfum.
Przygoda jak z filmu i do tego bardzo gorąca! Sobie też bym życzyła żeby się wyrwać za miasto by mój mężczyzna mnie tak przeleciał... Nie ma to jak adrenalina i dreszczyk emocji w szczególności w windzie ;) oj Izra pisz dalej bo to jest strasznie wciągające :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń