Łączna liczba wyświetleń

...

...

środa, 19 lutego 2014

Berliński splin

Wymykamy się z katedry po cichu. Gerchard upiera się na spacer. Trochę mnie korci, żeby od razu się z nim pożegnać. Wie, że wieczorem muszę być spakowana do wyjazdu. Dodatkowo habit mocno ogranicza moją swobodę ruchów co mnie strasznie drażni. Przez dłuższą chwilę patrzy mi prosto w oczy i wreszcie ulegam. Chwyta mnie za rękę, ale wyrywam ją szybko.
-          Siostry zakonne nie chodzą za rękę z przystojniakami.
-          Mała hipokrytka.
Uśmiecha się rozbrajająco i nie jestem w stanie się na niego złościć. Idziemy więc obok siebie. Blisko, choć bez najmniejszej szansy na odrobinę czułości. W pewnym sensie to bardzo podniecające, świadomość jego zachłannych dotyku rąk tuż obok, ale bez możliwości poczucia ich ciepła na skórze. Powietrze między nami iskrzy. Lekki powiew wiatru i czuje intensywniej doskonałą mieszankę zapachów wody po goleniu i Gercharda. 
Niebo nad naszymi głowami zaczyna różowieć i przez chwilę czuję się absolutnie szczęśliwa. To jak przebłysk intensywności obrazów, dźwięków, zapachów skumulowany w jednej nanosekundzie, która otacza mnie jak bańka ciepłem i radością. Skręcamy w Karlliebknecht strasse i po chwili mijamy po drugiej stronie ulicy jeszcze jeden cud niemieckiej architektury, kościół mariacki z XIII wieku. Gotycka strzelistość i czerwona cegła urzeka mnie, ale dziś mogę go podziwiać tylko z zewnątrz. Dalej już tylko nowoczesne budynki z serii metal i szkło. Wiem, że to wyznacznik nowoczesnej europy, jednak mi samej kojarzą się jedynie z zachłannością wielkich zachodnich koncernów.
-          Gdzie idziemy??? – pytam, bo w końcu dociera do mnie, że to w zupełnie innym kierunku niż mój hotel.
-          Zobaczysz. – uśmiecha się i widzę te niebezpieczne iskierki w przepastnej czerni jego oczu.
Nie zdążę się spakować – szepcze podświadomość, ale nagle przestaje mieć to jakiekolwiek znaczenie. Gerchard coś knuje i wiem, że nie ma sensu próbować mu się przeciwstawiać, bo to jak walka z wiatrakami. Jest mistrzem manipulacji. Potrafi w najbardziej czarujący sposób zmusić drugiego człowieka do realizacji własnych planów, tak że ofiara jest święcie przekonana, że sama podjęła taką decyzję. Czasami myślę że mam cholerne szczęście, bo mnie traktuje bardzo pobłażliwie. Stara się powstrzymać od manipulowania i wiem, że ciężko mu z tym.
Przechodzimy na jakimś skrzyżowaniu i już widzę dworzec na Alexanderplatz. Jedno z nielicznych miejsc w Berlinie, które znam i rozpoznaje bez trudu. Mam nadzieję, że po prostu wejdziemy do jednej z licznych kawiarni na mrożoną kawę. Niestety Gerchard prowadzi mnie dalej i zatrzymuje się dopiero przed ogromnym szklanym wieżowcem Park Inn. Kiwam głową przecząco.
-          Zwariowałeś????
-          Nie. Wszystko pod kontrolą, mała.
-          Ale ja o 21.00 wyjeżdżam, musze jeszcze zabrać rzeczy z mojego hotelu. – nastrój zmienia mi się o 180 stopni. Mała zjadliwa istotka we mnie zaczyna ironicznie podśmiechiwać się z mojej nieudolności, wytyka palec z zgryźliwą miną i woła: a nie mówiłam!!!!!
Zrezygnowana daję się jednak poprowadzić do holu a potem do windy. Jedzie z nami jakaś starsza para więc niejako instynktownie wczuwając się w role jaką narzuca mi strój układam ręce na podołku i spuszczam wzrok. Wysiadają na szóstym piętrze i Gerchard dopada do mnie w ułamku sekundy po zamknięciu drzwi. Nie mam siły się opierać. Przymykam oczy i czuję jego przyspieszony oddech na mojej szyi, mokre pocałunki na twarzy, język najpierw delikatnie igra z moim, potem natarczywy, drążący, pcha głębiej, mocniej. Mam gęsią skórkę na całym ciele.
-          Tak bardzo Cię chcę, doprowadzasz mnie do wrzenia. – szepcze mi gdzieś w okolicy zasłoniętego kornetem ucha.
Jego gorące ręce błądzą po szczelnie dopasowanej górze habitu. Przyciska mnie do siebie tak że przez chwilę brakuje mi oddechu, ale też czuję jego napiętą pod spodniami męskość. Winda się zatrzymuje i natychmiast odskakuje od niego jak oparzona. Na korytarzu nie ma nikogo. Gechard łapię mnie w pasie i prowadzi w stronę drzwi do pokoju. Otwiera je kartą i lekko popycha mnie do środka.
Pokój nie jest zbyt duży, ale przyjemnie nowoczesny i czysty. Bez zbędnej pstrokatości, raczej w kolorach bezpiecznego beżu z dużym podwójnym łóżkiem zajmującym większość miejsca. Jednak jest coś co przebija wszelkie dodatkowe ekstrawagancje. Okno na całej szerokości pokoju przedstawia zapierającą dech w piersiach panoramę Berlina. Taki widok wart jest wszystkich pieniędzy i wiem że to kolejny as w rękawie Gercharda.
-          Już Cię nie lubię. – mówię z pretensją w głosie nie odrywając oczu od widoku za oknem.
-          Lubisz, lubisz, tylko żałujesz, że nie masz tego na co dzień.
Jedną ręką chwyta mnie w pasie i odwraca w swoją stronę. Miękki czuły pocałunek i znów ten mocny uścisk. Po chwili kolejny pocałunek, niecierpliwy, głeboki, penetrujący. Gęsia skórka natychmiast powraca na moją skórę, a on nie przestaje. Jego ręce staja się bardziej natarczywe. Znajduje wsuwki i sprawnie ściąga kornet.
-          Szajse, gdzie ten zamek.
-          Chciałeś powiedzieć haftki???? – śmieje mu się prosto w nos, pokazując tył habitu.
Odwraca mnie jednym ruchem i zaczyna powolny proces odpinania 50 haftek. Każdy kolejny centymetr odsłoniętych pleców namaszcza mokrym pocałunkiem a jego ręka błądzi z przodu masując przez materiał mój czuły punkt. Dreszcze przechodzą mnie teraz z taką częstotliwością, że tracę całą siłę walki. Chcę się poddać walkowerem, już, teraz, natychmiast. Wreszcie zsuwa ze mnie habit i przysysa się do szyi wciąż palcami operując przy łechtaczce. Puls mi szaleje w uszach zaczyna szumieć.
-          Uwielbiam Cię, miękkość twojej skóry, twoje gorące wnętrze, twój zapach. Dla mnie zawsze pachniesz pożądaniem. – mruczy wprost do mojego ucha.
Jestem mokra. Nie chcę już czekać. Odwracam się twarzą do niego i wpijam się w jego usta. Ręce pospiesznie odpinają guziki jego koszuli. Odrywam usta od jego ust i językiem wytyczam szlag na szyi, klatce piersiowej, na chwile zatrzymuje się przy sutku i delikatnie ssę i lekko zahaczam zębami. Moje ręce automatycznie odpinają jego pasek i guziki od spodni i wreszcie widzę go naprężonego w całej okazałości. Chcę go spróbować, ale w ostatniej chwili Gerchard podnosi mnie za ramiona,
-          Nie wytrzymam, nie dam rady. – mówi błagalnym tonem.
Dwa kroki i popycha mnie na łóżko. Ląduje na plecach, a Gerchard zakłada kondom i kładzie się na mnie. Sekunda i wchodzi we mnie jednym płynnym ruchem. Wzdycham. Jego gorąco rozpycha się wewnątrz mnie jak rozpalony pręt. Wiem że to będzie krótki lot. Kilka dłuższych, głębszych pchnięć i potem krótkie szybkie, naglące. Jest mi dobrze. Szum w uszach staje się głośniejszy i w końcu skurcze zaczynają ściskać moje wnętrze. Już nic nie słyszę nic nie widzę tylko czuje boską przyjemność rozchodzącą się falami od kręgosłupa po końcówki wszystkich nerwów. Gerchard opada twarzą pomiędzy moimi piersiami.

-          Uwielbiam cię mała. – mówi po chwili zaciągając się mną jak zapachem perfum.

1 komentarz:

  1. Przygoda jak z filmu i do tego bardzo gorąca! Sobie też bym życzyła żeby się wyrwać za miasto by mój mężczyzna mnie tak przeleciał... Nie ma to jak adrenalina i dreszczyk emocji w szczególności w windzie ;) oj Izra pisz dalej bo to jest strasznie wciągające :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń