Stygnę. Serce
uspokoiło się i od paru minut nie czuję już gorąca przechodzącego przez ciało.
Czas się zbierać. Zaczynam delikatnie kręcić się pod nim.
-
Muszę pod
prysznic. – marudzę.
-
Jeszcze
chwilkę. – odpowiada Gerchard wkładając ręce pod moje plecy i przytulając się
policzkiem do mojej klatki piersiowej.
-
Żadne
chwilkę. Muszę się ogarnąć. Miną dwie godziny zanim wrócę do swojego hotelu, a
jeszcze musze zebrać rzeczy.
-
Mymmmmm.
– mruczy, czym naprawdę zaczyna mnie wkurzać.
Bardziej nerwowo
się poruszam i wyginam, ale Gerchard waży znacznie więcej ode mnie i nie mam
szansy w ten sposób wydostać się spod niego, wreszcie ciągnę z całych sił za
jego czarne krótkie włosy.
-
Ałć,
przestań. Spójrz do szafy, nigdzie nie musisz jechać.
Puszcza mnie, więc
nie marnuje okazji i szybko wyślizguję się spod jego ciała. Podchodzę do szafy
otwieram i widzę własną walizkę z małym podręcznym plecakiem. Chciałabym
wiedzieć jakim sposobem moje rzeczy znalazły się tutaj, ale tylko macham ręką.
Mój organizm domaga się wody. Orzeźwienia, otrzeźwienia, uwolnienia od stanu
całkowitego otumanienia Gerchardem.
Prysznic jest
oddzielony od pokoju jedynie szklanymi taflami, ale nie przeszkadza mi to.
Przed Gerchardem nigdy nie czułam wstydu, ani skrępowania. Przed naszym
pierwszym razem rozebrał mnie do naga i patrzył na mnie przez bitą godzinę
jedynie muskając powietrze wokół mojego ciała. Nie dotykał, nic nie mówił,
jedynie odprawiał ten dziwny rytuał rzeźbienia w powietrzu kształtu mojego
ciała. Wspomnienie tego co działo się później często powoduje, że kąciki ust
same unoszą się w bezwiednym uśmiechu. To raz na zawsze wyleczyło mnie z
poczucia zażenowania przy nim.
Upinam włosy i
puszczam letni strumień wody. Krople natychmiast delikatnie wytyczają mokre
ścieżki na mojej skórze. Lubię ten stan. Lubię wodę otulającą mnie tą
przezroczystą czystością. Biorę buteleczkę mini żelu i rozprowadzam masując
rękami po całym ciele. Trochę mi brak szorstkiej gąbki.
-
Kończ
już, bo cię siłą stamtąd wyciągnę. – Gerchard stuka w zaparowaną szybę i podaje
mi ręcznik.
Spłukuję pianę i
wychodzę spod prysznica otulając się ręcznikiem
i mocząc wykładzinę mokrymi stopami. Gerchard wchodzi pod prysznic i
teraz to ja mam darmowe przedstawienie. Siadam na łóżku przypatrując mu się z
uwagą. Ma ładnie zbudowane ciało, przyjemnie patrzy się na jego klatkę w
kształcie trójkąta i wąskie biodra. Nie jest zbyt umięśniony, ale wystarczająco
proporcjonalny, żeby zwrócić na siebie uwagę płci przeciwnej. Często, jeszcze
kiedy mieszkaliśmy razem, nie mogłam zrozumieć dlaczego upodobał sobie mnie –
mając do wyboru tak licznie grono oglądających się za nim panienek.
Patrzę na niego i
czuje jak powoli ogarnia mnie senność. To był intensywny w wrażenia dzień i
zmęczenie wygrywa. „Położę się tylko na chwilkę, na momencik.” –
usprawiedliwiam się sama w myślach. Przykrywam się kołdrą i wciąga mnie ciepła,
miękka ciemność.
Budzą mnie fale
gorąca rozchodzące się po całym moim ciele. Jakim cudem na miłość boską on ma
jeszcze siłę!!!! Wiem co robi – sama go tego nauczyłam. Zamiast całować,
wdmuchuje pojedynczym oddechem cały zapas powietrza na małych odcinkach
kręgosłupa, co kilka centymetrów. Chciałabym zaprotestować, jakoś się mu
oprzeć, ale to jeden z niewielu zabiegów, który rozgrzewa mnie szybko i
powoduje, że ciało samo reaguje, wbrew mojej woli. Lekko wyczuwalny zarost na
jego brodzie dodatkowo zwiększa moją wrażliwość skóry pleców. Wyginam się i
zaczynam szybciej oddychać. Drżę i napinam część mięśni. To jak jedna z
najprzyjemniejszych tortur. W tej chwili przeklinam Gercharda i jego doskonałą
znajomość moich słabych punktów. Jego palce z bioder przenoszą się na
łechtaczkę i powolnymi ruchami zataczają na niej kółeczka.
-
Jesteś
już gotowa, czuję. – mówi w przerwie pomiędzy jednym a drugim dmuchnięciem.
-
Niech
ciiieeee szlaaag. – urywam, bo drżenie nie pozwala mi zachować odpowiedniej
intonacji.
Nacisk jego palców
robi się bardziej natarczywy, czuje jak końcówką języka wytycza linie od kręgosłupa
przez szyję do ucha. Wreszcie ręką unosi moja prawą nogę i czuje jak jego penis
trzema łagodnymi pchnięciami wchodzi we mnie. Przyjemne pulsowanie, ocieranie,
plaśnięcia ciało o ciało. Szybkość i nagłe zawieszenie. Nadal jest we mnie ale
nie porusza się, czeka, aż nasze oddechy się uspokoją. Przetrzymuje nas przez
dwie, może trzy minuty, które wydają się wiecznością. Gdybym miała więcej sił
wymusiłabym na nim ruch, ale jestem zbyt zmęczona. Wreszcie ponawia pchnięcia.
Jestem na skraju wytrzymałości, kiedy wreszcie szybkość i ocieranie rozpryskują
się we mnie przetaczając ekstazą z wewnątrz na zewnątrz i z powrotem. Po
sekundzie Gerchard wydaje z siebie przedłużony charczący jęk, potwierdzenie
jego rozkoszy.
Zawijam się w
kłębek, ale on po zdjęciu kondoma dołącza do mnie wtulając się we mnie w
pozycji na łyżeczki i wciągając głęboko zapach moich włosów.
-
Przypomnij
mi dlaczego się od ciebie wyprowadziłem??? – mruczy.
-
Bo
zaczęłam w ciebie rzucać talerzami. - odpowiadam zgodnie z prawdą.
-
Ale
przecież było nam tak dobrze.
-
Dobrze
powiedziane – było, czasami było nam dobrze – pamiętaj, że to czas przeszły.
Było nam, też okropnie, strasznie, paskudnie – mam wymieniać dalej.
Leżymy jeszcze
dłuższą chwilę. Potem zaczyna mnie poganiać wewnętrzny zegar. Ubieranie, czesanie,
mycie zębów i z zadowoleniem stwierdzam że jednak będę na dworcu na czas. Tuż
przed wyjściem z pokoju jeszcze raz napawam się widokiem panoramy Berlina,
wieczorem rozświetloną milionami świateł i neonów.
* * *
Wychodząc z
wieżowca kątem oka zauważam Kryszkowiaka. W pierwszym odruchu chce do niego
pomachać, ale coś w jego ruchach każe mi czekać i po sekundzie gratuluje sobie
w duchu niezawodnej intuicji. Kryszkowiak rozmawia z jakimś niemieckim
mundurowym. Patrzę na jego charakterystyczne rysy twarzy i już wiem gdzie
widziałam go wcześniej. Był jednym z koleżków Sebastiana Edathy’ego. Nagle w
mojej głowie pojawia się naraz tysiąc pytań, ale też jedna ważna odpowiedź. To
dlatego przyjechaliśmy z majorem do Berlina. Widzę jak Kryszkowiak odbiera od niego
jakąś małą teczkę, potem odwraca się i idzie w stronę dworca. Odczekuje jeszcze
pięć minut i sama udaje się w tą samą stronę. Na dworcu na mój widok Kryszkowiak zachowuje się już
całkiem naturalnie.
-
Dobrze
że już jesteś, pociąg powinien zaraz przyjechać. W Warszawce mają mały stan
alarmowy. Na Majdanie znowu zrobiło się gorąco. Sikorski ma jechać negocjować.
Ciekawość zżera mnie bardziej niż
kiedykolwiek, ale wiem też że nie mam najmniejszej szansy dowiedzieć się co
jest w tej małej niebieskiej teczce trzymanej teraz przez Kryszkowiaka.
Wow, zrobiło się całkiem gorąco... a nawiązanie do teraźniejszości to strzał w dziesiątkę, gdyż jeszcze bardziej wciąga czytelnika i pozwala wczuć się w akcję i tempo wydarzeń.
OdpowiedzUsuńBędzie z tego dobra książka i ja już Ci to Izra przepowiadam bo ze mnie jest taka mała wróżka dobróżka ;) Pozdrawiam
Jak zwykle kobieco i z dmuchaniem :D:D:D
OdpowiedzUsuńHmmm, chyba już czas na kolejną część...."ciekawość zżera mnie bardziej niż kiedykolwiek" haha trochę słów podebrałam ale ich zawartość jest jak najbardziej adekwatna do sytuacji ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJuż jest choć tym razem mniej seksu więcej fabuły;)
Usuń