Stoimy nieruchomo szybko oddychając jeszcze dłuższą chwilę.
Mark przyciska mnie mocno do pnia zakleszczając swoje ramiona nieco powyżej
mojej talii. Czuję jak kora miejscami wbija się w moje plecy gdzieś w okolicy
łopatek. Chciałabym już poczuć grunt pod nogami, ale nie mogę się przemieścić
nie naruszając równowagi naszych ciał i nie narażając nas na upadek. On nadal
tkwi we mnie, wypełnia szczelnie, nie maleje. Powoli mokry chłód zaczyna być
drażniący. Słyszę szelest deszczu spadającego kroplami na moją torebkę rzuconą
na trawę niecały metr dalej. Zaczynam drżeć, ale Mark nie zwraca na to uwagi.
-
Zimno mi. – mówię na głos.
-
Ogrzeję Cię. – nadal dyszy, co zaczyna mnie mocno
irytować.
-
Przestań się wygłupiać, chcę zejść.
Jednym szybkim ruchem wychodzi ze mnie i stawia mnie na
ziemi. Z bólu momentalnie zginam się wpół i mam ochotę wrzasnąć, ale z moich
ust wydobywa się tylko syknięcie.
-
Przepraszam. – mówi, chwytając moją dłoń i patrząc mi
prosto w oczy, kiedy już odzyskuje równowagę.
Delikatnie wyciągam rękę z jego uścisku. Korci mnie, żeby
zapytać, jak bardzo jego zabolało, ale zaraz mi mija i skupiam się na jak
najszybszym pozbieraniu swoich rzeczy i doprowadzeniu się do względnego
porządku. Podnoszę z trawy figi, wyciskam najmocniej jak się da i ubieram,
klnąc pod nosem, bo mokra bawełna sprawia mi sporo problemów zatrzymując się co
chwilę na mokrej skórze ud. Potem zbieram sukienkę od spodu i też bezskutecznie
próbuję wycisnąć. Materiał przylepiony do mojego ciała od ramion począwszy tuz
na kolanami skończywszy czyni ze mnie nieprzyzwoicie „rozebraną” uwidaczniając
aż nadto moje kształty. Uświadamiam sobie jak upokarzająca będzie jazda
taksówką do domu. Robię krok żeby podnieść torebkę i przyglądam się jak Mark
siłuje się z swoimi dżinsami. Nie mogę się powstrzymać i zaczynam się śmiać.
Przerywa szamotaninę, spogląda na mnie zdziwiony, po czym sam wybucha szczerym
śmiechem. Jednym susem dopada do mnie podnosi i zaczyna obracać się dokoła
własnej osi. Oboje zanosimy się śmiechem a świat wiruje jak na karuzeli. Przez
parę chwil znów czuje się jak beztroski dzieciak i jest mi tak dobrze, że
chciałabym żeby czas przestał płynąć: „Chwilo trwaj”.
Mark traci równowagę i lądujemy w mokrej trawie. Wzdycham
zrezygnowana.
-
Taksówkarz będzie miał z nas ubaw???
-
Po co Ci taxi, przyjechałem Volfim. – odpowiada Mark
podpierając głowę na ramieniu.
Volfi (jak go pieszczotliwie nazywa) to jego 15 letni
volkswagen pasat b5. Zazwyczaj unika jazdy nim po Warszawie, ale widać dziś
zrobił wyjątek. Nie jestem pewna czy to przez jego wcześniejsze przypuszczenia,
czekającej go poważnej rozmowy. Jednak cieszy mnie świadomość, że ominie mnie
wątpliwa przyjemność pokazywania się w takim stanie innym. Po 10 minutach
siedzę wygodnie w beżowym fotelu Volfiego. Mark rusza, a ja rozluźniam się
wsłuchując w miarową pracę wycieraczek i uśmiecham sama do siebie. Lubię
jeździć z Markiem. Byliśmy razem na kilku wycieczkach za miasto i zawsze jazda
była jednym z najprzyjemniejszych elementów takich wypraw.
-
Ufasz mi? – pyta nagle.
-
Zależy w jakiej kwestii. – odpowiadam przyglądając się
mu uważnie.
-
Chcę Cię teraz zabrać do siebie.
-
To nie jest dobry pomysł. – staram się nie pokazać
natychmiastowej zmiany mojego nastroju.
Jedna z odgórnych zasad dotyczy nie odwiedzania mieszkań
poddanych. To oni są zobowiązani odwiedzać mnie, na moim terenie, na moich
warunkach. Nadchodzi znajomy skurcz w okolicy żołądka i lodowaty dreszcz
przechodzi mnie wzdłuż kręgosłupa.
-
Izra, zrozum, to dla mnie ważne. Przecież było tak
przyjemnie i naturalnie, tak po prostu. Chciałbym Ci pokazać kawałek mojego
świata. Właśnie teraz.
Najrozsądniej byłoby odmówić. Logika podpowiada, że on
wykorzystuje sytuacje, a to zawsze jeszcze bardziej komplikuje relacje. To co
się dzieje od dłuższego czasu pomiędzy nami jest wystarczająco pogmatwane.
Zjeżdża na chodnik i zatrzymuje się nie wyłączając silnika.
-
Izra, proszę. Tylko ten jeden raz. Proszę. – przewierca
mnie na wskroś tymi swoimi szklistymi zielono – niebieskimi oczami.
-
Dobrze, ale o dwudziestej, chcę być z powrotem w domu.
Odwieziesz mnie.
Sama nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam. Podświadomie
wiem, że robię błąd, że nie powinnam, że będę tego mocno żałować. Mark uśmiecha
się szeroko.
-
Nie pożałujesz. Przyrzekam.
„Już żałuję!!!!!!!!!” – wrzeszczy głos w mojej głowie.
Cieszę się, że w końcu dałaś radę wrzucić kolejną część swojej opowieści. Czekam już na ciąg dalszy spotkania z Markiem (bo chyba takowy nastąpi, prawda?). A jak znów będziesz tak zwlekać i odmawiać nam czytelniczkom przyjemności czytania, to nie omieszkam zafundować Ci 'wirtualnego' kopniaka (tak żeby trochę Cię zmotywować) ;) i mam nadzieję, że się nie obrazisz :)
OdpowiedzUsuńAsiu - możesz kopać (nie obrażę się) - tyle, że ja od dłuższego czasu "leżę" i czuję się jak "skopana". Bo jak się człowiek urodził z pieczątką "PECH" na czole to tak zostanie - nic tego nie zmieni. Jednak masz rację nie powinnam się tak ociągać. Kolejną część już piszę.
UsuńNormalnie chyba po łapkach cię strzelę ;-) kurczaki tyle czekałam i nadal muszę czekać bo z tego wpisu nic co mnie interesowało się nie dowiedziałam :-( ładnie to tak wodzić za nos??? Proszę cię bardzo postaraj się zamieścić ciąg dalszy w miarę szybko :-)
OdpowiedzUsuńPostaram się i przyjmuje karę z pokorą. Należy mi się. Ale wiesz, że ze mną ostatnio kiepsko - a teraz jeszcze gorzej. Przepraszam...
UsuńIzro!
OdpowiedzUsuńSkąd u Ciebie takie przekonanie o własnym pechu?
Wydaje mi się, że jesteś na tyle mądrą osobą, żeby tak nie uważać!
Nie wolno! Zakazuję Ci!
A to, że się robi coś wbrew rozsądkowi albo wbrew swoim wcześniejszym założeniom... Cały urok życia na tym polega. :D
Trzymaj się!!! Trochę optymizmu. Będzie ok.
No i pisz dalej.
Pozdrawiam.
Rozbisumaniona żono.... nie, to nie chodzi o to co się dzieje pomiędzy mną a "moimi facetami". Do tych spraw podchodzę zawsze z dużym dystansem. Pech dotyczy spraw związanych z bardzo bliską mi osobą i mojej bezsilności. Czasami mi się marzy, żeby być prawdziwą wiedźmą i mieć moc "zabierania" i "przenoszenia" na siebie bólu i choroby.....
UsuńHej jest tam kto? Gdzie się znowu podziewasz?
OdpowiedzUsuń