Słyszę dźwięk budzika i przeciągam się leniwie czując
przyjemne napięcie wzdłuż całego ciała. Przez chwilę próbuje sobie przypomnieć
sen który właśnie śniłam, ale oprócz wrażenia kolorów i zapachów nie mogę
sprecyzować ani jednej konkretnej myśli układającej się w jakiś urywek
historii, która jeszcze przed paroma minutami wypełniała całkowicie mój umysł.
Wstaje i idę pod prysznic, żeby zmyć z siebie resztki sennego odrętwienia.
Poranki to wyliczone minuty, przeznaczane na te podstawowe
obowiązkowe czynności, które składają się na każdy kolejny dzień, wyuczony w
swej powściągliwości i szarości. Po prysznicu śniadanie i kawa. Zapach drażni
mnie przyjemnie zanim pozwalam sobie na pierwszy łyk. Delektuje się smakiem,
zapachem, ciepłem i pozwalam sobie na odrobinę szlachetnej przyjemności. Potem
zaczynam się spieszyć. Narzucam bawełniany T-shirt i spodenki. 15 minut do
wyjścia by rowerem przemierzyć trasę na aleje Szucha i zdążyć na miejscu
wskoczyć jeszcze raz pod prysznic.
Jazda na rowerze to specyficzny rodzaj speed’u. Przebijanie
się przez miasto w inny sposób powodowałoby za duży przypływ frustracji. Do
listopada zostały jeszcze dwa miesiące, potem trzeba będzie odłożyć rower do
piwnicy aż do kwietnia. Wkładam słuchawki od MP3-jki w uszy i słyszę VERONICAS –
UNTOUCHED która krótkimi wstawkami skrzypcowymi i beatem narzuca szybkie tempo.
Mruczę pod nosem tekst i korzystam z tego poczucia całkowitej wolności
dociskając mocno pedały. Jest rześko. Jeszcze tydzień temu jadąc czułam
ciężkie, gorące, wilgotne powietrze. Teraz ranki nie są już tak upalne, powoli
w powietrzu czuć zbliżającą się jesień.
Docieram do budynku mijam portiera i bramki wykrywające
metal z wyciągniętą legitymacją i przeskakując po dwa schodki w dół do łazienek
dla personelu. Po prysznicu przebieram się w służbowy uniform i przeskakuje po
dwa stopnie na piętro w stronę swojego biura. Tuż przy wejściu do sekretariatu
za biurkiem siedzi najnowszy nabytek ministerstwa Jeremiasz. Jest spokojnym
niezbyt wysokim szczupłym blondynem z zaprogramowanym sztucznym uśmiechem, na
którego widok mam ochotę wyć. Tylko granatowy mundur, który ma na sobie czyni z
niego osobnika godnego uwagi. Bez niego nie wyglądał by tak reprezentatywnie.
Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, dwa tygodnie temu z tym wystudiowanym uśmiechem,
pierwszą myślą było, że nie można w bardziej widoczny sposób zaznaczyć swojej
homoseksualnej natury. Nie dawało mi to spokoju przez kilka dni, ale nigdy nie
odważyłabym się niczego nawet zasugerować. Lekko kiwam głową. On podaje mi plik
z listami. Zabieram, podpisuję się na protokole odbioru i przechodzę do swojej
klitki. Mam jeszcze osiem minut więc wyciągam z szuflady kosmetyczkę i nakładam
tusz na rzęsy i błyszczyk na usta. Odpalam komputer i czekając, aż ściągną się
wiadomości na pocztę zaczynam przeglądać zeszłotygodniowy raport. Zauważam dwie
niezgodności i robię czerwone odnośniki, żeby odesłać Martynie z administracji.
Interkom na moim biurku zaczyna zgrzytać więc włączam przycisk.
-
Izra pozwól do mnie. – słyszę gardłowy głos mojego
nowego szefa.
-
Już idę.
Zgarniam w biegu notatnik, wsuwam pinezkę do buta tuż przy
pięcie i wychodzę z pokoju. Na korytarzu mijam Martynę i już chcę ją zagadnąć w
sprawie poprawek raportu, ale widzę jak mocno powstrzymuje się przed uronieniem
łez zbierających się w jej oczach.
Wkraczam do przestronnego gabinetu Maxa i z lekkim
rozrzewnieniem wspominam jego poprzednika majora Kryszowiaka. Max nie dorasta
mu do pięt, ale chora ambicja i przerośnięte ego nie pozwalają mu dostrzec jak
bardzo myli się w własnym osądzie.
-
Dlaczego nie dostałem kopii o informacjach przesyłanych
po wizycie gości z Korei???!!!
Krzyczy na mnie od progu nie zważając, że jeszcze nie
zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. Czuję jak furia wzbiera we mnie i szybko
przydeptuję pinezkę w bucie, żeby do końca nie stracić kontroli nad sobą. Ból
rozchodzi się od kręgosłupa po wszystkich nawet najmniejszych komórkach
nerwowych mojego ciała i już mi lepiej, już jestem spokojna i opanowana.
-
Przesłałam na twoją skrzynkę zaraz po zredagowaniu.
Odpowiadam mocno kontrolując modulacje własnego głosu.
-
To podejdź i sprawdź gdzie to do cholery jest!!!
Wrzeszczy jeszcze głośniej wskazując swojego laptopa
rozłożonego na biurku. Podchodzę nachylam się nad sprzętem i selekcjonując
według nadawcy odnajduję i klikam otwierając rzeczonego e-maila.
-
Proszę bardzo.
Mówię, prostuję się i robię miejsce, żeby mógł naocznie
sprawdzić swoją nieudolność. Przybliża się i przez chwilę przypatruje z nie
dowierzaniem.
-
Następnym razem odznacz jako wysoki priorytet. – syczy
przez zęby. I przez chwilę widzę jak jego małe szare oczka robią się jeszcze
mniejsze i ciemniejsze.
-
Dobrze. – potakuję – Coś jeszcze? – pytam lekko
akcentując ostatnie głoski.
-
Nie.
Odwracam się i szybko wychodzę na korytarz.
-
Niech cię szlag. – mówię już po zamknięciu drzwi.
* * *
Dzień mija szybko. Koło południa dostaję kilka sms’ów od
Marka i zastanawiam się jak długo jeszcze uda mi się go zwodzić. Powinnam
wreszcie szczerze z nim porozmawiać i skończyć to jednym szybkim „cięciem”, ale
wciąż nie jestem przygotowana na odpieranie jego potencjalnych argumentów.
Natłok obowiązków sprawia że głowa zaczyna mi pulsować i dopiero kilkanaście
minut po 18.00 zdaję sobie sprawę, że czas najwyższy wracać do domu. Zaczynam
się zbierać i odzywa się moja komórka.
-
Hej, pamiętasz o naszym dzisiejszym spotkaniu? – słyszę
miękki głos Mateusza i dociera do mnie, że eksperyment jaki miałam zastosować
co do jego osoby przypada na dzisiejszy wieczór.
-
Tak, oczywiście. – kłamię.
-
Mogę po ciebie przyjechać?
-
Nie. Spotkamy się u mnie o ósmej.
-
Do zobaczenia.
Pomimo fatalnego początku dnia, dzisiejsza noc zapowiada się
nader interesująco.
* * *
Mateusz wchodzi niepewnie i od progu próbuje przejąć
inicjatywę. Niby niechcąco w korytarzu dotyka mego ramienia, chwyta dłonią w
pasie wreszcie delikatnie przyciąga i całuje. Nieśmiało kładzie wargi na moich
i dopiero po chwili jego język zaczyna penetrować wnętrze moich ust. Czuję się
jakbym znów miała naście lat. Patrząc na tego rosłego mężczyznę i jego
nieporadne ciężkie ruchy mam ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem. Powstrzymuję
się jednak i kiedy kończy pocałunek jednym zwinnym ruchem wymykam się z jego
wielkich dłoni i staję za nim lekko popychając w stronę pokoju. Otwiera szerzej
uchylone dotąd drzwi i staje jak sparaliżowany tarasując mi wejście.
-
Nie jestem pewien czy kajdanki to dobry pomysł. – mówi
cicho.
-
Myślę, że dasz radę. – dodaję mu otuchy i znów łagodnie
popycham w stronę pokoju. Robi krok do przodu, a ja nadal tłumaczę, używając
najsłodszego tembru głosu. – Pamiętasz, rozmawialiśmy o tym. Tłumaczyłam Ci
wszystko. W momencie kiedy nie będziesz w stanie czegoś znieść mówisz STOP i ja
przestaję. Przyrzekam, że nie zrobię ci krzywdy.
-
A nie możemy bez kajdanek??? Proszę.
-
Już to omawialiśmy.
Przerażenie w jego oczach jednak nie maleje.
-
Usiądź. – mówię autorytatywnie wskazując mu łóżko. –
Zrozum, staram się zaakceptować fakt, że nie zgodzisz się na większość zabaw
które mi sprawiają największą satysfakcję. Staram się wybaczyć i zaakceptować
Twoje, dotychczasowe zachowanie. Ale jeśli nie będziesz umiał dopasować się w
tak podstawowych kwestiach jak głupie kajdanki, dalsze spotkania nie będą miały
sensu.
-
Rozumiem, przepraszam. – szepcze mi prawie prosto do
ucha i znów próbuje pocałować tym razem w zagłębienie przy obojczyku. Odsuwam
się w ostatniej chwili i widzę zawód w jego wielkich jasno niebieskich oczach.
-
Rozbierz się i połóż. – mówię rozkazująco.
Spełnia polecenie. Zostaje w samych bokserkach i przez
chwilę przychodzi mi do głowy, że taki widok jednak zawsze robi na mnie
wrażenie. Metr dziewięćdziesiąt, szerokie bary, i bicepsy których nie byłabym w
stanie objąć nawet gdybym miała trzy ręce. Kładzie się na łóżku, a ja gaszę
górne światło i pokój oświetla mdłym światłem jedynie nocna lampka i świeczki
porozstawiane na komodzie. Podchodzę do leżącego Mateusza podnoszę jego ręce,
zginam je w łokciach i zapinam nadgarstki w kajdanki nad głową. On nerwowo
przełyka ślinę, a ja żeby go uspokoić delikatnie dłonią gładzę jego tors i
zaczynam całować. Nie tak jak on delikatnie, ale gwałtownie, mocno, zachłannie.
Ciało przy ciele, moja skóra na jego skórze. Słyszę jak łańcuch gwałtownie
przesuwa się po prętach i czuję szarpnięcia Mateusza, który szamocze się i
próbuje wyswobodzić. Uśmiecham się pod nosem do samej siebie – Dobrze,
baaardzoooo dobrze. Poczuj jak bardzo jesteś teraz ode mnie zależny. – Mówię do
niego w myślach.
Rozbieram się i zaczynam się powoli rozkręcać. Całuję, liżę,
ssę jego ciało, od ust począwszy, przez sutki, brzuch, wgłębiania z obu boków i
wreszcie dochodzę do członka. Stoi naprężony, twardy i gotowy. Z główki już
sączy się ejakulat. Ręką delikatnie ściskam koło jąder i biorę do ust językiem
drażniąc sam czubek przy ujściu cewki.
-
Jeeezuuu. – jęczy pode mną, nadal się szamocząc i
wyginając, a mnie skręca z satysfakcji.
Jest gotowy. Czubeczkiem języka przesuwam po wędzidełku i
czuję jak przechodzi go dreszcz. Delikatnie obciągam go ręką i kontynuuję
taniec języka dokoła żołędzi. Potem zasysam na przemian płytko i głębiej. Coraz
głębiej. Smakuje lekko słono, lekko słodko. Kiedy zaczyna gwałtownie wypychać
biodra w moją stronę, przerywam, zostawiając go na krawędzi.
-
Błagam nie przestawaj. – jęczy zdyszany.
-
Cierpliwości. – mówię łagodnie i przesuwam się wyżej w
stronę jego spoconej klatki piersiowej wsłuchując się w szaleńczy wyścig jego
serca.
Czekam, aż jego ciało się uspokoi. Kiedy rytm wystarczająco
zwalnia, znów zaczynam zabawę od nowa. Drażnię i przygryzam sutki, przez chwilę
przeciągam językiem wzdłuż prawego boku i wreszcie biorę penisa do ust. Teraz
wszystko odbywa się znacznie szybciej.
-
Nie dam rady się powstrzymać!!! – wyrywa mu się
zachrypniętym głosem. I po sekundzie kończy w moich ustach. Jęczy, przeklina, a
jego sperma kilkoma stróżkami zalewa moje gardło. Skupiam się z całych sił na
oddechu przez nos, żeby się nie zakrztusić.
Czekam jeszcze chwilę. Potem zostawiam go i dyskretnie
sięgam po chusteczkę higieniczną żeby obetrzeć usta. Muszę odpocząć. Normalnie
zaczerpnąć powietrza. Siadam na podłodze opierając się plecami o bok łóżka.
Biorę też moja ulubioną Primaverę by kilkoma łykami złagodzić podrażnienie
gardła. Mija parę minut i ze zdziwieniem stwierdzam że jego sprzęt nadal stoi w
pełnej gotowości.
-
Nadal cię pragnę – mruczy zażenowany.
-
Widzę. – uśmiecham się szelmowsko.
Siadam na nim okrakiem i ocieram się o niego, żeby poczuł
moją wilgoć. Jego jęk staje się bardziej niż błagalny.
Unoszę się i powoli, powolutku wsuwam się na niego.
Centymetr po centymetrze żeby poczuł mnie dokładnie. Łapie szybkie oddechy i
wiem że teraz panuję nad nim całkowicie. Kiedy jest już cały we mnie raptownie
się unoszę a on wydaje z siebie ostry syk. Tym razem wpijam się na niego szybko
i widzę jak zaczyna lekko drżeć. To będzie bardzo krótki lot – myślę i zaczynam
poruszać się w górę i w dół narzucając coraz szybsze tempo. Po kilkunastu ruchach
czuję jak spazmy przechodzą jego ciało, warczy jakieś przekleństwo i po
sekundzie ciepło jego spermy zalewa mnie wewnątrz. Przez chwilę czekam aż
wyrówna mu się oddech, potem schylam się i odpinam kajdanki. On jednak nie
pozwala mi z siebie zejść. Łapie mnie swoimi wielkimi rękami i przyciska do
siebie tak mocno, że brakuje mi tchu.
-
Przestań. – mówię odpychając jego wielkie ramiona i
próbując wstać.
Unieruchamia mnie jednak skutecznie.
-
Teraz coś co ja lubię. – mówi mi wprost w obojczyk. Po
czym delikatnie całuje w zagłębienie szyi.
-
Puść mnie. – warczę i chyba dochodzi do niego że w ten
sposób nie osiągnie swojego celu więc delikatnie zwalnia uchwyt. Jednym szybkim
ruchem schodzę z niego i wskakuję na podłogę.
Pozbieraj się i wyjdź. – mówię rozkazująco i wiem że za parę minut już
go u mnie nie będzie.
Jesteś taka stanowcza. Wręcz okrutna. Chciałabym umieć tak traktować mężczyzn. Niektórym bez wątpienia to by się przydało. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDroga Bisumarko, okrucieństwo nie leży w mojej naturze. Musisz mi uwierzyć na słowo, że to co czynię swoim mężczyznom jest dla nich swoistą rozkoszą - mam na to dowody;)
UsuńMiłego
..."swoistą". Zastanawiające... :-)
UsuńO mamoooo...chyba tylko tyle albo aż tyle mogę powiedzieć.....na razie, zobaczymy jak będzie kiedy to przetrawię....
OdpowiedzUsuńMilo, ale tu nie ma co przetrawiać;) Rozumiem, że tekst nie za bardzo Ci podszedł - przepraszam, chciałam napisać więcej i jakoś tak mniej opisowo wyszło:(
UsuńMiłego
Nieee,absolutnie nie to miałam na myśli raczej to, że gorący i intensywny ten wpis już dawno tu takiego nie było. A podobał mi się bardzo :-) jak zwykle zresztą ;-) Pozdrawiam
UsuńInteresujące ;-)
OdpowiedzUsuńMarion, to tylko moje życie.
UsuńMiłego
Doskonałe 👌 pod każdym względem
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne;)
UsuńMiłego