Łączna liczba wyświetleń

...

...

poniedziałek, 3 listopada 2014

Nieznane i nowe...

Słyszę dźwięk budzika i przeciągam się leniwie czując przyjemne napięcie wzdłuż całego ciała. Przez chwilę próbuje sobie przypomnieć sen który właśnie śniłam, ale oprócz wrażenia kolorów i zapachów nie mogę sprecyzować ani jednej konkretnej myśli układającej się w jakiś urywek historii, która jeszcze przed paroma minutami wypełniała całkowicie mój umysł. Wstaje i idę pod prysznic, żeby zmyć z siebie resztki sennego odrętwienia.
Poranki to wyliczone minuty, przeznaczane na te podstawowe obowiązkowe czynności, które składają się na każdy kolejny dzień, wyuczony w swej powściągliwości i szarości. Po prysznicu śniadanie i kawa. Zapach drażni mnie przyjemnie zanim pozwalam sobie na pierwszy łyk. Delektuje się smakiem, zapachem, ciepłem i pozwalam sobie na odrobinę szlachetnej przyjemności. Potem zaczynam się spieszyć. Narzucam bawełniany T-shirt i spodenki. 15 minut do wyjścia by rowerem przemierzyć trasę na aleje Szucha i zdążyć na miejscu wskoczyć jeszcze raz pod prysznic.
Jazda na rowerze to specyficzny rodzaj speed’u. Przebijanie się przez miasto w inny sposób powodowałoby za duży przypływ frustracji. Do listopada zostały jeszcze dwa miesiące, potem trzeba będzie odłożyć rower do piwnicy aż do kwietnia. Wkładam słuchawki od MP3-jki w uszy i słyszę VERONICAS – UNTOUCHED która krótkimi wstawkami skrzypcowymi i beatem narzuca szybkie tempo. Mruczę pod nosem tekst i korzystam z tego poczucia całkowitej wolności dociskając mocno pedały. Jest rześko. Jeszcze tydzień temu jadąc czułam ciężkie, gorące, wilgotne powietrze. Teraz ranki nie są już tak upalne, powoli w powietrzu czuć zbliżającą się jesień.  
Docieram do budynku mijam portiera i bramki wykrywające metal z wyciągniętą legitymacją i przeskakując po dwa schodki w dół do łazienek dla personelu. Po prysznicu przebieram się w służbowy uniform i przeskakuje po dwa stopnie na piętro w stronę swojego biura. Tuż przy wejściu do sekretariatu za biurkiem siedzi najnowszy nabytek ministerstwa Jeremiasz. Jest spokojnym niezbyt wysokim szczupłym blondynem z zaprogramowanym sztucznym uśmiechem, na którego widok mam ochotę wyć. Tylko granatowy mundur, który ma na sobie czyni z niego osobnika godnego uwagi. Bez niego nie wyglądał by tak reprezentatywnie. Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, dwa tygodnie temu z tym wystudiowanym uśmiechem, pierwszą myślą było, że nie można w bardziej widoczny sposób zaznaczyć swojej homoseksualnej natury. Nie dawało mi to spokoju przez kilka dni, ale nigdy nie odważyłabym się niczego nawet zasugerować. Lekko kiwam głową. On podaje mi plik z listami. Zabieram, podpisuję się na protokole odbioru i przechodzę do swojej klitki. Mam jeszcze osiem minut więc wyciągam z szuflady kosmetyczkę i nakładam tusz na rzęsy i błyszczyk na usta. Odpalam komputer i czekając, aż ściągną się wiadomości na pocztę zaczynam przeglądać zeszłotygodniowy raport. Zauważam dwie niezgodności i robię czerwone odnośniki, żeby odesłać Martynie z administracji. Interkom na moim biurku zaczyna zgrzytać więc włączam przycisk.
-          Izra pozwól do mnie. – słyszę gardłowy głos mojego nowego szefa.
-          Już idę.
Zgarniam w biegu notatnik, wsuwam pinezkę do buta tuż przy pięcie i wychodzę z pokoju. Na korytarzu mijam Martynę i już chcę ją zagadnąć w sprawie poprawek raportu, ale widzę jak mocno powstrzymuje się przed uronieniem łez zbierających się w jej oczach.
Wkraczam do przestronnego gabinetu Maxa i z lekkim rozrzewnieniem wspominam jego poprzednika majora Kryszowiaka. Max nie dorasta mu do pięt, ale chora ambicja i przerośnięte ego nie pozwalają mu dostrzec jak bardzo myli się w własnym osądzie.
-          Dlaczego nie dostałem kopii o informacjach przesyłanych po wizycie gości z Korei???!!!
Krzyczy na mnie od progu nie zważając, że jeszcze nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. Czuję jak furia wzbiera we mnie i szybko przydeptuję pinezkę w bucie, żeby do końca nie stracić kontroli nad sobą. Ból rozchodzi się od kręgosłupa po wszystkich nawet najmniejszych komórkach nerwowych mojego ciała i już mi lepiej, już jestem spokojna i opanowana.
-          Przesłałam na twoją skrzynkę zaraz po zredagowaniu.
Odpowiadam mocno kontrolując modulacje własnego głosu.
-          To podejdź i sprawdź gdzie to do cholery jest!!!
Wrzeszczy jeszcze głośniej wskazując swojego laptopa rozłożonego na biurku. Podchodzę nachylam się nad sprzętem i selekcjonując według nadawcy odnajduję i klikam otwierając rzeczonego e-maila.
-          Proszę bardzo.
Mówię, prostuję się i robię miejsce, żeby mógł naocznie sprawdzić swoją nieudolność. Przybliża się i przez chwilę przypatruje z nie dowierzaniem.
-          Następnym razem odznacz jako wysoki priorytet. – syczy przez zęby. I przez chwilę widzę jak jego małe szare oczka robią się jeszcze mniejsze i ciemniejsze.
-          Dobrze. – potakuję – Coś jeszcze? – pytam lekko akcentując ostatnie głoski.
-          Nie.
Odwracam się i szybko wychodzę na korytarz.
-          Niech cię szlag. – mówię już po zamknięciu drzwi.

                                                           *          *          *

Dzień mija szybko. Koło południa dostaję kilka sms’ów od Marka i zastanawiam się jak długo jeszcze uda mi się go zwodzić. Powinnam wreszcie szczerze z nim porozmawiać i skończyć to jednym szybkim „cięciem”, ale wciąż nie jestem przygotowana na odpieranie jego potencjalnych argumentów. Natłok obowiązków sprawia że głowa zaczyna mi pulsować i dopiero kilkanaście minut po 18.00 zdaję sobie sprawę, że czas najwyższy wracać do domu. Zaczynam się zbierać i odzywa się moja komórka.
-          Hej, pamiętasz o naszym dzisiejszym spotkaniu? – słyszę miękki głos Mateusza i dociera do mnie, że eksperyment jaki miałam zastosować co do jego osoby przypada na dzisiejszy wieczór.
-          Tak, oczywiście. – kłamię.
-          Mogę po ciebie przyjechać?
-          Nie. Spotkamy się u mnie o ósmej.
-          Do zobaczenia.
Pomimo fatalnego początku dnia, dzisiejsza noc zapowiada się nader interesująco.

*          *          *

Mateusz wchodzi niepewnie i od progu próbuje przejąć inicjatywę. Niby niechcąco w korytarzu dotyka mego ramienia, chwyta dłonią w pasie wreszcie delikatnie przyciąga i całuje. Nieśmiało kładzie wargi na moich i dopiero po chwili jego język zaczyna penetrować wnętrze moich ust. Czuję się jakbym znów miała naście lat. Patrząc na tego rosłego mężczyznę i jego nieporadne ciężkie ruchy mam ogromną ochotę wybuchnąć śmiechem. Powstrzymuję się jednak i kiedy kończy pocałunek jednym zwinnym ruchem wymykam się z jego wielkich dłoni i staję za nim lekko popychając w stronę pokoju. Otwiera szerzej uchylone dotąd drzwi i staje jak sparaliżowany tarasując mi wejście.
-          Nie jestem pewien czy kajdanki to dobry pomysł. – mówi cicho.
-          Myślę, że dasz radę. – dodaję mu otuchy i znów łagodnie popycham w stronę pokoju. Robi krok do przodu, a ja nadal tłumaczę, używając najsłodszego tembru głosu. – Pamiętasz, rozmawialiśmy o tym. Tłumaczyłam Ci wszystko. W momencie kiedy nie będziesz w stanie czegoś znieść mówisz STOP i ja przestaję. Przyrzekam, że nie zrobię ci krzywdy.
-          A nie możemy bez kajdanek??? Proszę.
-          Już to omawialiśmy.
Przerażenie w jego oczach jednak nie maleje.
-          Usiądź. – mówię autorytatywnie wskazując mu łóżko. – Zrozum, staram się zaakceptować fakt, że nie zgodzisz się na większość zabaw które mi sprawiają największą satysfakcję. Staram się wybaczyć i zaakceptować Twoje, dotychczasowe zachowanie. Ale jeśli nie będziesz umiał dopasować się w tak podstawowych kwestiach jak głupie kajdanki, dalsze spotkania nie będą miały sensu.
-          Rozumiem, przepraszam. – szepcze mi prawie prosto do ucha i znów próbuje pocałować tym razem w zagłębienie przy obojczyku. Odsuwam się w ostatniej chwili i widzę zawód w jego wielkich jasno niebieskich oczach.
-          Rozbierz się i połóż. – mówię rozkazująco.
Spełnia polecenie. Zostaje w samych bokserkach i przez chwilę przychodzi mi do głowy, że taki widok jednak zawsze robi na mnie wrażenie. Metr dziewięćdziesiąt, szerokie bary, i bicepsy których nie byłabym w stanie objąć nawet gdybym miała trzy ręce. Kładzie się na łóżku, a ja gaszę górne światło i pokój oświetla mdłym światłem jedynie nocna lampka i świeczki porozstawiane na komodzie. Podchodzę do leżącego Mateusza podnoszę jego ręce, zginam je w łokciach i zapinam nadgarstki w kajdanki nad głową. On nerwowo przełyka ślinę, a ja żeby go uspokoić delikatnie dłonią gładzę jego tors i zaczynam całować. Nie tak jak on delikatnie, ale gwałtownie, mocno, zachłannie. Ciało przy ciele, moja skóra na jego skórze. Słyszę jak łańcuch gwałtownie przesuwa się po prętach i czuję szarpnięcia Mateusza, który szamocze się i próbuje wyswobodzić. Uśmiecham się pod nosem do samej siebie – Dobrze, baaardzoooo dobrze. Poczuj jak bardzo jesteś teraz ode mnie zależny. – Mówię do niego w myślach.
Rozbieram się i zaczynam się powoli rozkręcać. Całuję, liżę, ssę jego ciało, od ust począwszy, przez sutki, brzuch, wgłębiania z obu boków i wreszcie dochodzę do członka. Stoi naprężony, twardy i gotowy. Z główki już sączy się ejakulat. Ręką delikatnie ściskam koło jąder i biorę do ust językiem drażniąc sam czubek przy ujściu cewki.
-          Jeeezuuu. – jęczy pode mną, nadal się szamocząc i wyginając, a mnie skręca z satysfakcji.
Jest gotowy. Czubeczkiem języka przesuwam po wędzidełku i czuję jak przechodzi go dreszcz. Delikatnie obciągam go ręką i kontynuuję taniec języka dokoła żołędzi. Potem zasysam na przemian płytko i głębiej. Coraz głębiej. Smakuje lekko słono, lekko słodko. Kiedy zaczyna gwałtownie wypychać biodra w moją stronę, przerywam, zostawiając go na krawędzi.
-          Błagam nie przestawaj. – jęczy zdyszany.
-          Cierpliwości. – mówię łagodnie i przesuwam się wyżej w stronę jego spoconej klatki piersiowej wsłuchując się w szaleńczy wyścig jego serca.
Czekam, aż jego ciało się uspokoi. Kiedy rytm wystarczająco zwalnia, znów zaczynam zabawę od nowa. Drażnię i przygryzam sutki, przez chwilę przeciągam językiem wzdłuż prawego boku i wreszcie biorę penisa do ust. Teraz wszystko odbywa się znacznie szybciej.
-          Nie dam rady się powstrzymać!!! – wyrywa mu się zachrypniętym głosem. I po sekundzie kończy w moich ustach. Jęczy, przeklina, a jego sperma kilkoma stróżkami zalewa moje gardło. Skupiam się z całych sił na oddechu przez nos, żeby się nie zakrztusić.
Czekam jeszcze chwilę. Potem zostawiam go i dyskretnie sięgam po chusteczkę higieniczną żeby obetrzeć usta. Muszę odpocząć. Normalnie zaczerpnąć powietrza. Siadam na podłodze opierając się plecami o bok łóżka. Biorę też moja ulubioną Primaverę by kilkoma łykami złagodzić podrażnienie gardła. Mija parę minut i ze zdziwieniem stwierdzam że jego sprzęt nadal stoi w pełnej gotowości.
-          Nadal cię pragnę – mruczy zażenowany.
-          Widzę. – uśmiecham się szelmowsko.
Siadam na nim okrakiem i ocieram się o niego, żeby poczuł moją wilgoć. Jego jęk staje się bardziej niż błagalny.
Unoszę się i powoli, powolutku wsuwam się na niego. Centymetr po centymetrze żeby poczuł mnie dokładnie. Łapie szybkie oddechy i wiem że teraz panuję nad nim całkowicie. Kiedy jest już cały we mnie raptownie się unoszę a on wydaje z siebie ostry syk. Tym razem wpijam się na niego szybko i widzę jak zaczyna lekko drżeć. To będzie bardzo krótki lot – myślę i zaczynam poruszać się w górę i w dół narzucając coraz szybsze tempo. Po kilkunastu ruchach czuję jak spazmy przechodzą jego ciało, warczy jakieś przekleństwo i po sekundzie ciepło jego spermy zalewa mnie wewnątrz. Przez chwilę czekam aż wyrówna mu się oddech, potem schylam się i odpinam kajdanki. On jednak nie pozwala mi z siebie zejść. Łapie mnie swoimi wielkimi rękami i przyciska do siebie tak mocno, że brakuje mi tchu.
-          Przestań. – mówię odpychając jego wielkie ramiona i próbując wstać.
Unieruchamia mnie jednak skutecznie.
-          Teraz coś co ja lubię. – mówi mi wprost w obojczyk. Po czym delikatnie całuje w zagłębienie szyi.
-          Puść mnie. – warczę i chyba dochodzi do niego że w ten sposób nie osiągnie swojego celu więc delikatnie zwalnia uchwyt. Jednym szybkim ruchem schodzę z niego i wskakuję na podłogę.
Pozbieraj się i wyjdź. – mówię rozkazująco i wiem że za parę minut już go u mnie nie będzie.

10 komentarzy:

  1. Jesteś taka stanowcza. Wręcz okrutna. Chciałabym umieć tak traktować mężczyzn. Niektórym bez wątpienia to by się przydało. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Bisumarko, okrucieństwo nie leży w mojej naturze. Musisz mi uwierzyć na słowo, że to co czynię swoim mężczyznom jest dla nich swoistą rozkoszą - mam na to dowody;)
      Miłego

      Usuń
    2. ..."swoistą". Zastanawiające... :-)

      Usuń
  2. O mamoooo...chyba tylko tyle albo aż tyle mogę powiedzieć.....na razie, zobaczymy jak będzie kiedy to przetrawię....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milo, ale tu nie ma co przetrawiać;) Rozumiem, że tekst nie za bardzo Ci podszedł - przepraszam, chciałam napisać więcej i jakoś tak mniej opisowo wyszło:(
      Miłego

      Usuń
    2. Nieee,absolutnie nie to miałam na myśli raczej to, że gorący i intensywny ten wpis już dawno tu takiego nie było. A podobał mi się bardzo :-) jak zwykle zresztą ;-) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Doskonałe 👌 pod każdym względem

    OdpowiedzUsuń