Zbiegam po schodach najszybciej jak umiem. Spóźnię się,
wiem, że się spóźnię. Cholerny budzik nie zadzwonił akurat dzisiaj. Nawet
gdybym wszędzie miała zielone i czysty przejazd nie zdążę przed odprawą.
Żołądek wariuje mi od dwóch dni, bo wszelkie poważniejsze zmiany w resorcie
przypominają drzeworyt Bielskiego „Bitwa na Psim Polu”. I doskonale zdaję sobie
sprawę jak bardzo trzeba będzie uważać przez kolejne parę tygodni na każde
wypowiedziane słowo i każdy najmniejszy gest – istne pole minowe. A ja właśnie
zaliczam pierwszą wpadkę – spóźniam się na oficjalne przedstawienie następcy
Kryszkowiaka. Pokonuje ostatnie piętro próbując wyłuskać z plecaka klucz do
roweru i całym impetem wpadam na swojego stalker’a.
-
Musimy porozmawiać.
Serce przyspiesza rytm do tego stopnia że wyraźnie słyszę
dudnienie.
-
Nic nie musimy. Nie mam czasu, już jestem spóźniona. –
krótko, stanowczo, rozkazująco. Odpycham go próbując utorować sobie drogę, ale
łapie mnie za ramie zakleszczając rękę prawie boleśnie i wymusza żebym choć na
ułamek sekundy się zatrzymała. – Odczep się wreszcie ode mnie, naprawdę nie mam
czasu.
-
Zaczynasz o ósmej. Odwiozę Cię, wiem jak jechać, żebyś
zdążyła. – znów używa tego miękkiego tonu jakby mówił do małego dziecka, ale
jego palce wciąż boleśnie wbijają się w moją skórę. Mój mózg odbiera sprzeczne
sygnały i zaczynam się wahać.
Nie jestem pewna czy to dobra decyzja, ale kiwam głową
zgadzając się na podwiezienie.
Jego samochód stoi tuż pod moją bramą. Słońce już mocno
grzeje i w powietrzu wyczuwa się nadchodzący szybko upał. Przymykam oczy i
nadal promienne kręgi wirują pod moimi powiekami. Przypomina mi się jeden z
cyklu obrazów „Katedra w Rouen” Moneta, na którym front kościoła, aż jarzy się
żółtymi i białymi refleksami. Przesycony światłem – drażni oczy wdzierając się
do podświadomości.
Czuję się dziwnie. Jakbym łamała kolejne tabu. Chciałam tego
faceta wymazać z pamięci. Chciałam zapomnieć. Zakwalifikować jako jednorazowe
szaleństwo rozpływające się wspomnieniach niczym królik wkładany do
zaczarowanego cylindra. Jeżeli zacznę z nim rozmawiać nie będzie odwrotu. Za
dużo połączeń z teraźniejszością zniweluje efekt rozmytej mgiełki wspomnienia.
-
Czy mógłbym się z Tobą umówić i spokojnie porozmawiać?
– pyta, kiedy mijamy pierwszy zakręt.
-
A jest co omawiać??? – wzruszam ramionami.
Patrzy przed siebie na drogę, ale jego szczęka zaczyna lekko
drgać. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Widać że ta sytuacja go męczy. Nie
wiem czego chcę, czego oczekuje, ale na pewno chciałby przejąć ster i
prowadzić, a ja ewidentnie nie pozwalam mu narzucać jego scenariusza.
-
Obserwuję Cię już od jakiegoś czasu i znam Twoje
nawyki. – znów ten ciepły ton głosu. – Rozumiem, że jestem dla Ciebie kimś w
rodzaju intruza wkraczającego na teren ściśle prywatny, ale chyba zdajesz sobie
sprawę, że to co się wydarzyło, dosyć mocno zmieniło charakter naszej
znajomości.
-
Jakiej znajomości????!!!! Człowieku, łaziłeś za mną
krok w krok. Prześladowca nie kwalifikuje się w moim pojmowaniu jako
ZNAJOMY!!!! – emocje zaczynają we mnie wrzeć i nie umiem się już powstrzymać. –
Przez Ciebie się zapomniałam. Pierwszy raz od długiego czasu, zachowałam się
jak nieodpowiedzialna smarkula. Nie wiem czego ode mnie chcesz!!!! Nie wiem po
co za mną łazisz!!!! – mój krzyk wibruje nieprzyjemnie w małej przestrzeni
samochodu.
-
Przepraszam. Nie tak to miało wyglądać. – na chwilę
odwraca głowę i patrzy mi prosto w oczy. Wiem, że mówi prawdę. Wiem, że żałuje.
Ale nadal nie wiem, czy chcę to ciągnąć dalej.
Dojeżdżamy na aleje Szucha i parkuje po przeciwnej stronie
budynku. Oddycham z ulgą patrząc na zegarek. Jest za siedem ósma, więc
spokojnie zdążę na odprawę.
-
Bardzo zależy mi na spotkaniu i rozmowie.
-
Zastanowię się. – odwracam się w stronę drzwi auta, ale
czuję delikatny uścisk zimnych palców na karku. Kiedy odwracam twarz trafiam na
jego miękkie usta. Pocałunek mnie poraża – jakby nagle cały zgromadzony we mnie
ucisk wściekłości rozpuścił się w miłym cieple gdzieś w okolicy kręgosłupa.
Jestem zbyt skołowana, żeby prawidłowo zareagować. Wysiadam raptownie,
szybko zatrzaskując za sobą drzwi i przebiegam przez ulicę
Choroba chyba się pogubiłam albo po wyczerpującym dniu wolno myślę....mam nadzieję, że dobrze rozpoznałam i jest to ciąg dalszy wpisu pt. Obserwator....????
OdpowiedzUsuńJeżeli tak to kurde dlaczego znowu tak krótko i ucięte jak zaczyna się rozkręcać??? Jesteś mistrzynią stopniowania napięcia bez dwóch zdań;)
Tak to dalszy ciąg. Staram się opisywać najbardziej wiernie, nie dodawać i nie koloryzować. Przez to że tak dużo się działo pisałam skrótami żeby nie zapomnieć najważniejszych wrażeń i teraz jak próbuje to poskładać w całość to i tak ciągle mi się wydaje że coś mi umyka. I następną część postaram się dodać w tempie ekspresowym;)
Usuń