Rozkładana kanapa w kształcie litery „L” na której leży
„Możliwość wyspy” i pod oknem widać przeszkloną szafkę z sprzętem audio.
Dopiero po chwili widzę głośniki zawieszone w dwóch rogach tuż pod sufitem.
Przechodząc z jednego pokoju do drugiego mam wrażenie jakbym przeskakiwała 200
lat w kilka sekund. W łazience otaczają mnie szaro – białe płytki i znów to
wrażenie nieskazitelnej czystości. Nawet lustro nad umywalką ma ledwie jeden
zaschnięty znak po kropelce wody. Sięgam po duży szary kąpielowy ręcznik z
półki wkomponowanej w ścianę obok prysznica i rozbieram się z mokrej sukienki.
Otwierając szklane drzwi prysznica zauważam na półeczce żel, którego używam,
tuż obok męskiego żelu którym zazwyczaj pachnie Mark. W głowie zaczyna mi migać
światełko alarmowe, ale ignoruje je zagłuszając prostymi wytłumaczeniami w stylu:
ktoś z jego rodziny używa tego samego żelu, co ja. Rozgrzewam się ciepłą wodą i
powoli napięcie spływa ze mnie. Staram się czerpać maksimum przyjemności z tej
nie komfortowej sytuacji. Jednak wewnętrzny alarm jak komar w środku nocy nie
daje mi spokoju. Po prysznicu otulona w kąpielowy ręcznik zbieram mokre ciuchy
i wychodzę z łazienki zostawiając za sobą obłok pary. Mark stoi i majstruje
przy laptopie leżącym na parapecie. Wreszcie odwraca się w moją stronę.
-
W dużej szafie powinnaś coś dla siebie znaleźć.
-
Tzn. mogę pożyczyć od Ciebie którąś z koszul od Calvin'a Klein'a??? – zauważam ironicznie.
-
Myślę, że znajdzie się coś odpowiedniejszego niż moja
koszula.
-
Może jednak byłbyś tak dobry i mi pomógł. Ni zwykłam
grzebać w cudzych szafach.
Przechodzi za mną do dużego pokoju i otwiera drzwi
przepastnego mebla z cichym jęknięciem. W środku na kilkunastu wieszakach widzę
swoje rzeczy. Nie, nie moje, ale identyczne jak te, które mogłabym wyciągnąć z
własnej szafy w własnym mieszkaniu. Sukienki, bluzki, spódnice, nawet mój
ulubiony sznurkowy sweter. Na półeczkach tuż obok widzę swoją bieliznę. W ciągu
kilku sekund robi mi się potwornie gorąco. Staram się skupić żeby normalnie
oddychać, ale nie mogę. Nie umiem. Widzę tylko pulsujący stroboskop gdzieś
wewnątrz czaszki i staram się całkowicie skupić żeby zmusić nogi do stania w
tym samym miejscu, żeby jakoś zneutralizować odruch ucieczki.
-
Po co trzymasz w szafie moje rzeczy? – pytam
najbardziej spokojnie jak umiem choć nadal słyszą delikatne drżenie własnego
głosu.
-
Na wszelki wypadek. – uśmiecha się niewinnie i sama nie
wiem czy tylko udaje czy naprawdę nie rozumie jak to wygląda.
-
Mark mnie tu nigdy nie powinno być. Rozumiesz…..
NIGDY!!!!
-
Ale jesteś. – i znów uśmiecha się jak mały chłopiec. –
Sama wiesz, że od dłuższego czasu to już nie jest układ. Przecież to czułaś.
Musiałaś czuć.
Łapie mnie w pasie jedną ręką i przytula do siebie tak że
przez chwilę nie mogę oddychać. I co ja mam mu powiedzieć? W jaki sposób
wytłumaczyć? Dziś i tak niczego nie zrozumie.
-
Jesteś tutaj, jesteś ze mną. Tak długo na to czekałem.
– zaczyna szeptać i wdychać zapach moich mokrych włosów.
Nie mam siły mu się opierać. Nagle czuję się zmęczona. Potwornie
zmęczona. Poddaje się jego pocałunkom, oddechom i powolnym palcom. Nie ma we
mnie krzty woli walki. Całuje mnie coraz bardziej natarczywie, więc rewanżuje
mu się tym samym. Bierze mnie na ręce i niesie do mniejszego pokoju na kanapę.
Czuje się trochę jak bezwolna kukiełka, której sznurki to odruchy ciała
zupełnie pozbawione woli rozumu.