Piwniczki piekiełka nawiązują do kręgów Dantejskich jednak
nie ma w nich ani krzty rozpaczy i beznadziei o których wspominał. Do tej pory
zwiedziłam więzienie, pożądanie, gniew, herezje i przemoc i dopiero tu zaczynam
odczuwać lekkie napięcie związane z wystrojem tego przybytku. Kamienne wnętrze
przypomina trochę średniowieczny loch z arsenałem narzędzi tortur
porozwieszanych dookoła. Jedyną różnicą jest ciepło bijące zewsząd jakby pod
kamienną posadzką faktycznie stado diabłów podsycało piekielny ogień.
Wracam do Marka powoli, podziwiając jego zawieszone ciało.
Szpicrutą wyznaczam ścieżkę na jego plecach wzdłuż kręgosłupa. Wyciągam dłoń i
opuszkami palców prawej ręki kreślę kółka na jego barkach. Nie reaguje, stoi
wyprostowany i spięty. Wiem, że jest mu niewygodnie i w głębi duszy trochę mu
współczuję. Robię pół kroku w tył, przekładam szpicrutę znów do prawej dłoni i
uderzam nią trzykrotnie w pośladki. Mark syczy, ale nie zmienia pozycji nawet o
milimetr. Ma ciało jak grecki posąg i doskonale zdaje sobie sprawę jakie to
robi na kobietach wrażenie. Przechodzę dokoła niego żeby móc podziwiać jego
klatkę piersiową. Tym razem znów uderzam w tors, próbując trafić końcówką
szpicruty w sutki. Z jego ust wychodzi przekleństwo, a ja uśmiecham się pod
nosem, bo właśnie osiągnęłam zamierzony efekt.
Muzyka łagodnieje a ja podchodzę do niego blisko, najbliżej
jak się da i ocieram falbankami spódniczki o wnętrze jego uda. Jestem zbyt
blisko, żeby mógł nadal skupić wzrok na podłodze nawet pomimo niesfornych
pasemek włosów spadających mu znad czoła, więc bezwiednie zaczyna znów
wpatrywać się w moje oczy.
-
Nie pozwoliłam patrzeć. – tym razem tembr mojego głosu
jest łagodniejszy.
-
Proszę Pani pozwól. – odpowiada prawie szeptem.
Kiwam głową na znak potwierdzenia. Jego turkusowe tęczówki
tracą swój kolor i zmieniają się w butelkową zieleń w przytłumionym świetle
piwniczki. Ma zaciśnięte szczęki, więc najwyraźniej przez cały czas walczy sam
ze sobą.
Nie lubię chodzić na obcasach, ale to one umożliwiają mi
teraz patrzenie mu prosto w oczy. Parę sekund i czuje jak napięcie między nami
rozrasta się do niewyobrażalnych rozmiarów i dopiero wtedy pochylam się i
zaczynam go całować. Zachłannie drążę językiem. Pobudzam go lekko ocierając
nogą o jego męskość. Jest gotów, ale ja zamierzam jeszcze trochę się z nim
podrażnić. Odrywam się od jego ust i wbijam się w zgięcie obojczyka. Czuję jak
dyszy mi wprost do ucha, ale ignoruję ten dźwięk skupiając się na swoim zadaniu.
Końcówką języka wślizguję się do jego ucha, i słyszę jego mruczenie. Nagle
minimalnie odchylam się i chwytając jego sutki pomiędzy kciuki, a palce
wskazujące ściskam mocno przekręcając je dookoła. Z jego gardła wydobywa się
coś na kształt charczenia i po kilku sekundach słyszę jęk.
-
Jeszcze.
-
Błagaj. – mówię wprost do jego ucha.
-
Błagam.
Litościwa ze mnie Pani, więc powtarzam zabawę. Potem znów
całuję go i zaczynam mocniej ocierać skórą o skórę. Wreszcie robię większy krok
w tył, żeby rozdrażnić go maksymalnie. Mark zaczyna się szamotać z łańcuchami.
Gwałtowne ruchy pokazują, że zabawa przestaje mu się podobać. Znów przylegam do
niego i mokrymi pocałunkami wytyczam szlag na jego szyi, torsie, brzuchu.
Chłodną dłonią błądzę po podbrzuszu i wreszcie chwytam przyrodzenie. Czuje
lepki ejakulat na żołędzi i przez chwilę zastanawiam się czy powinnam go
wreszcie uwolnić. Odrywam się od niego i idę w stronę ściany do której
przytwierdzona jest dźwignia regulująca mechanizm łańcucha. Podnoszę ją do góry
i łoskot spadającego żelastwa na moment zagłusza muzykę.
Mark stoi teraz z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, choć
obręcze z ciężkim łańcuchem nadal ograniczają mu poruszanie ramionami.
-
Na kolana. – krzyczę.
-
Tak Pani.
Posłusznie klęka i siada na piętach. To że wykonuje
polecenia bez opierania podnieca mnie bardziej niż bym sobie tego życzyła.
Zasłużył na nagrodę. Podchodzę do niego i prowokująco zdejmuję koronkowe figi.
Siadam na jego kolanach, tak by widzieć jego twarz, ręce zawieszając na jego
karku. Chwyta mnie w pasie, po to żeby zapewnić mi równowagę. Tuż przy biodrach
żelazne obręcze na jego rękach powodują dziwny rodzaj łaskotania. Kilka
delikatnych ruchów i czuje, że bardziej już nie może być gotowy. Próbuje
delikatnie wślizgnąć się na jego członek, ale wiem, że nie jesteśmy do siebie
tak dobrze dopasowani. Jest dla mnie za duży więc to on kilkoma następnymi
ruchami wciska się we mnie. Na chwile rozprasza mnie gorący ból pomiędzy udami.
Łapię kilka łyków powietrza więc Mark zastyga czekając aż mi przejdzie. Po
chwili jest mi lepiej. Pierwsze ruchy są wolniejsze jakbyśmy dopiero zaczynali
poznawać swoje wnętrza. Potem wciąga nas
rytm, mokry odgłos plaskania ciał i pościg w dążeniu do rozkoszy. Słyszę jak w
głośnikach rozbrzmiewają pierwsze chóralne odgłosy O FORTUNA z Carmina Burana –
Carl’a Orff’a i wiem że zrobię wszystko, żeby finiszować razem z ostatnimi
taktami. Narzucam własne tempo trochę nierówne i gorączkowe, Mark podchwytuje
je natychmiast. W tej chwili uwielbiam jego idealne wyczucie podporządkowywania
się moim zachciankom. Przedłużam torturę odliczając w myślach takty. Muzyka
narasta w rytm naszych rozgorączkowanych rozkołysanych spoconych ciał i choć
lekko rozprasza mnie drżenie zmęczonych mięśni, jest mi dobrze, coraz lepiej,
idealnie, słyszę narastający szum w uszach... sekundy staja się nieznośne i
wreszcie spazmy zaczynają targać moim wnętrzem, a po paru chwilach czuje jak
ciepło Marka zalewa mnie od środka. Przyciskam się do niego ostatkiem sił i
opadam czołem na jego bark. Jego ręce drżą jeszcze na moich plecach, kiedy
nagle schyla się i szepcze mi coś do ucha. Nie słyszę, nie chcę słyszeć.....
„Jesteś moja”.
Nie ma to jak męskie wyczucie czasu i poczucie przynależności. To się nazywa męskie ego!!!
OdpowiedzUsuńDlatego będzie jeszcze część III;) A podobało się???????
UsuńPewnie, w sumie to zastanawiam się co może się jeszcze wydarzyć?
Usuń