Taniec pozwala się wyżyć. Uzewnętrznić wszystkie emocje, bez
dodatkowej babraniny, poza potem słono osiadającym na całym ciele i zapachem wypitego
alkoholu. Pozwala zapaść się w sobie i obudzić z kacem następnego dnia.
Pamiętam, dlaczego wcześniej chodziłam do klubów. Klubowe życie wciąga, bo nie
jest realne. Bo jest jedynie przyjemną odskocznią od monotonii rzeczywistości. Jest
jak chwilowa magia, która szybko zmienia się w ból głowy i mdłości o poranku.
Kiedy Szymon ciągnie mnie w stronę baru zastanawiam się czy dziś wieczór, znów
chcę się całkowicie zatracić i szybko podejmuje decyzje. Nie.
-
To, co dwa szoty?
-
Wodę z lodem.
Szymon przygląda mi się uważnie, ale po chwili, kiedy może już
stanąć tuż przy barze zamawia szota i wodę. Po lewej stronie widzę barmana, u
którego są moje rzeczy. Obserwuję jego szybkie wykalkulowane ruchy i mimowolne gesty.
Nie jest przypadkowym studentem próbującym dorobić, zna się na tej robocie.
Jest zwinny i spostrzegawczy. Jego ciemne oczy błyszczą w odbijającym się w
szkle neonowym świetle. Pod koszulką widać wyrobione mięśnie, odznaczające się
bardziej przy każdym wyciągnięciu tułowia. Odwraca głowę w moją stronę jakby wyczuwał,
że na niego patrzę. Uśmiecha się do mnie zapraszająco i zmienia minę na zdziwioną,
kiedy Szymon łapie mój łokieć próbując skierować w stronę wąskiej ławy stojącej
pod ścianą. Siadamy. Wpatruję się w bezładną masę ciał podrygującą w
stroboskopowym świetle. Czarne i białe pulsujące rozbryzgi. Obraz przed moimi
oczami przypomina mi jedno z dzieł Jackson'a Pollock'a. Przymykam powieki, żeby oczy
odpoczęły od drażniącego rozdygotanego światła.
-
Dobrze się czujesz? – Szymon mówi wprost do mojego
ucha, delikatnie głaszcząc moje ramię.
-
Tak. Jestem trochę zmęczona. – otwieram oczy.
Wydaję mi się, że mój głos jest zbyt cichy, ale Szymon po
chwili znów się odzywa.
-
Wiesz, dlaczego Olga Cię tu ściągnęła?
-
Kiwam twierdząco i upijam łyk zimnej wody.
-
Chciała mnie na chwile zgarnąć. Dawno się nie
widziałyśmy. Zbywałam ją i poczuła się zaniedbana.
-
Chyba chodzi o coś więcej. – odwraca się tak, żeby
patrzeć mi prosto w oczy, chwyta mnie mocno za rękę jakby próbując wesprzeć. –
Wypytywała o Ciebie bardziej szczegółowo niż zwykle. Kiedy się ostatnio widzieliśmy,
co robiliśmy, o czym mówiliśmy. Pytała nawet jak odpowiadałaś, kiedy się z Tobą
kontaktowałem. I pytała o tego Twojego nowego. Ale ja jeszcze nie miałem z nim
przyjemności. Nie wiem, co jest grane, ale lepiej z nią pogadaj, bo ta kobieta
nigdy nie odpuszcza. – zawiesza głos i po chwili widzę jego lekko
skonsternowany wzrok.
Olga podchodzi do nas z promiennym uśmiechem i siada
pomiędzy nami rozdzielając nasze ręce.
-
No kochani, chyba nie utknęliście na tej ławie??? Izra,
Tom nagrał dla Ciebie jakieś kawałki, powiedział, że tylko Ty będziesz
potrafiła je docenić. – kładzie płytę Cd na moich kolanach. – Wspomniał, że
jutro chętnie by się z nami spotkał na mieście, bo wieczorem ma samolot.
- Olga, wiesz, że nie mogę. Właściwie to
powinnam się zbierać, bo jutro nie zwlekę się z łóżka. – w moim głosie słychać
zmęczenie i podświadomie mam nadzieję, że słychać je na tyle wyraźnie, by Olga
pozwoliła mi się ewakuować do domu.
-
Nie żartuj, jeszcze nie ma pierwszej.
-
Nie żartuję. Muszę się zmywać. Jestem padnięta, a za
parę godzin muszę być w pracy. Ale Ty zostań i baw się za nas dwie. – wstaję,
zabierając płytę i sięgając po ostatni łyk zimnej wody.
Przepycham się do barmana i proszę o swoją torebkę i
kurteczkę. Podaje mi lekko nachylając się w moją stronę i uśmiechając drapieżnie.
-
Koleżanki Olgi, zawsze są mile widziane. – nie wiem, co
oznaczają jego słowa, ale domyślam się, że Olga przyprowadza tu „TE” dziewczyny
i nagle czuję jak zaczynają mnie piec policzki. Robi mi się duszno.
Wychodząc o mały włos nie przewracam się na śliskich schodach,
w ostatnim momencie łapiąc się poręczy. Wszystko we mnie pulsuje. Chcę do domu,
chcę już być w domu. Na zewnątrz lekko siąpi i wreszcie mogę zaciągnąć się rześkim
powietrzem. Robię kilka głębszych wdechów próbując się uspokoić. Idąc w stronę
postoju taksówek znów tracę na chwilę oddech. Kilka kroków ode mnie stoi Mark.
Podchodzi i kiedy jest już na wyciągnięcie ręki, robi krok w tył, pokazując, że
oddaje mi swobodę przestrzeni.
-
Musiałem się z Tobą zobaczyć. Unikasz mnie, a ja już
nie miałem pomysłów, co jeszcze mogę zrobić. I ten Twój "bodyguard", strzegący Cię w każdej sekundzie.
-
To mój nowy facet.
-
No błagam, on nie jest w Twoim typie.
-
To ja mam jakiś typ??? – zaczynam z niedowierzaniem kręcić
głową. – Olga Ci powiedziała, że tu będę???
-
Nie, ona mi pomogła Cię tutaj sprowadzić. – robi dwa
kroki i już jest za blisko.
Czuję jego zapach, mieszanka deszczu, bergamotki, cytryny,
pelargonii i przytłaczającej ambry. Nie chcę go czuć, nie chcę jego bliskości,
ale kiedy przylega do mnie obejmując nie jestem w stanie go odepchnąć. Budzi we
mnie głód, który już raz dziś uśpiłam. Teraz dochodzi do mnie, że popełniłam
błąd. Powinnam już dawno mu wytłumaczyć, że to koniec. Powinnam się spotkać i
rozliczyć naszą przeszłość. Jego oddech słyszę tuż powyżej ucha i zaraz lekko
odrywa się ode mnie i całuje. W tym pocałunku czuję całą jego desperację, bezradność
i pożądanie. Moje ciało odpowiada na jego pocałunek, ale tuż pod powiekami
pojawia się wielki czerwony neon z napisem NIE!!!
-
Nie mogę. – mówię wprost w jego usta w sekundzie, kiedy
nabiera powietrza.
Czas na chwilę zamiera, a on zmienia się w zimnego obcego
człowieka.
-
To koniec, prawda???
Kiwam głową, bo nie mam siły powiedzieć tego na głos. Jego
ramiona nadal mnie obejmują, ale wiem, że to tylko spowolnienie reakcji, jak w
zwolnionym filmie. Mija jeszcze parę minut, za nim jego ciało oddala się ode
mnie, odchodzi, w końcu znika z pola widzenia. We mnie nadal gorąco napływa
falami i pulsuje, pomimo delikatnie kłujących zimnem kropelek mżawki. Idę przed
siebie, ale moje kroki szybko zaczynają zmieniać się w trucht, jakbym mój głód
popędzał mnie bardziej, szybciej. Moja bestia obudziła się na dobre, a ja
zostałam sama. Zatrzymuję się i wyciągam komórkę. Wysyłam sms-a:
„Przyjedź. Teraz.”
„Gdzie jesteś?”
„Bulwar Grzymały, przy
moście.”
„Będę za 10 minut.”
Czas rozciąga się. A ja w nim. Jakby minuty trwały i trwały
w zawieszeniu, w bezruchu. Wszystko dookoła zastyga oprócz zimnych drobinek
wody delikatnie głaszczących mnie po rozgrzanej twarzy. Wreszcie widzę jego
ciemną dużą sylwetkę. Opieram się o balustradę i czekam z napięciem
przekraczającym zdrowy rozsądek.
-
Jesteś cała mokra. – mówi, ale na więcej słów mu nie
pozwalam.
Przywieram do niego całym ciałem i całuję władczo, chciwie,
niecierpliwie. Drży oddając mi pocałunek. Lewą ręką trzyma mnie w zagłębieniu talii,
a prawą bezceremonialnie wsuwa pod przyklejoną do ud sukienkę. Szybko namierza
wzgórek i zaczyna pocierać tuż pod nim, ale przemoczona koronka fig denerwuje go,
więc po chwili klęka na jedno kolano i roluje ją w dół, do kostek, a potem
wyciąga z niej moje stopy. Zaczyna całować wnętrze ud, ale kiedy jego język
idzie wyżej, moje ręce desperacko zaciskają się na jego włosach i raptownie ciągną
w górę. Wstaje lekko zdezorientowany.
-
Dlaczego? – jego pytanie, dławię zachłannym
pocałunkiem.
Nie mam teraz czasu na kolejne tłumaczenia i przepychanki.
Chcę go jak najszybciej, chcę go teraz. Ale on znów dwoma palcami jedynie
pociera wejście. Schyla się i całuje mój obojczyk, jednocześnie zataczając
kciukiem małe kółka na łechtaczce. Bawi się moim pożądaniem. Palcem wskazującym
lewej ręki łapie kroplę wody z mojego czoła i kreśli nią zarys policzka,
podbródka i szyi, potem rozsuwa sukienkę bardziej by lekko gładzić mój mokry
brzuch. Wkurza mnie jego opieszałość. Chwytam dłonią jego krocze i lekko
ściskam w miejscu, w którym wyczuwam mosznę. Wydaje z siebie lekkie charknięcie.
Przez chwilę mocuję się z guzikami spodni i już oswabadzam napiętego i gotowego
penisa z lekko drgającą żołedzią. Obejmuję dłonią i przeciągam po całości, skupiając
się jedynie na wędzidełku, które delikatnie pocieram kciukiem, czując na palcu
lepkość ejakulatu. Wybijam go tym z rytmu.
-
Nie rób tak, bo długo nie wytrzymam.
-
Nie masz wytrzymywać, masz we mnie wejść i skończyć tą
zabawę.
Jeszcze raz dłonią przeciągam po jego członku.
-
Naprawdę tylko tego chcesz?! – wyrywa siebie z pół oddechu.
Kiwam głową. Odrywa się ode mnie, bardziej zsuwając spodnie
i natychmiast jednym płynnym ruchem wbijając się we mnie po same jądra.
Wypełnia mnie całkowicie i wreszcie czuję ulgę. Zaczynam się poruszać. Pręty balustrady
wbijają się moje pośladki, a poręcz boleśnie odbija się od mojego kręgosłupa,
ale zaciskam zęby byle tylko szybciej poczuć ulgę. Jego ruchy też przybierają
na prędkości. Ale więcej w nich złości niż pogoni za spełnieniem. Jakby każdym
kolejnym ruchem chciał mnie ukarać. Jego żołądź uderza coraz szybciej głęboko
wewnątrz mnie i zatracam się w tym. Byle szybciej, byle mocniej. On opiera
swoją rękę za moimi plecami i na chwilę zastyga. Druga ręka wślizguje się pomiędzy
nas i zaczyna drażnić moją napęczniałą łechtaczkę. Znów przyspiesza, ale tym
razem każde jego pchnięcie jest połączone z lekkim naciskiem z przodu. Nie za
bardzo wiem jak, ale skurcze przechodzą gwałtowną falą i mój urywany oddech
zagłusza całkowicie myśli. Po chwili on przekleństwem kończy i lepka ciepła sperma
delikatnie spływa mi po udach. Jego ręce przytrzymują się balustrady, ale i tak
czuję jego ciężkie ciało z opartym czołem na moim ramieniu.