Łączna liczba wyświetleń

...

...

środa, 24 grudnia 2014

Odkrywanie kart c.d.

Najpierw myślę, że żartuje, że się zgrywa, ale po dłuższej chwili uzmysławiam sobie, że to nie wygłup, że on jeszcze czegoś chce i że właśnie odkrył w jaki sposób może to dostać. W myślach zaczynam powtarzać do siebie – Tylko spokojnie. Tylko nie panikuj!!!!! I zbieram siły żeby się opanować  
-         Natychmiast mnie rozwiąż! – mój głos jest stanowczy, ale lekko drży.
-         Nie wywiązałaś się z umowy, więc musisz jeszcze chwilę wytrzymać. – unosi głowę opierając się ramieniem na moich obojczykach i znów wykrzywia usta w tym prawie makiawelicznym uśmiechu.
-         Przestań żartować, umowa to umowa. Dałam się związać. Poddałam się. Teraz mnie rozwiąż. – całą siłę woli skupiam się nad opanowaniem rozdygotanych strun głosowych, ale i tak w moim głosie słychać desperacje. Nie jestem w stanie panować całkowicie nad ciałem, bo strach lodowatą falą sunie powoli tuż pod moją skórą.
-         Jak to było poddanie to ja jestem dalajlama. – prycha. – a mówiłaś że, mogę z Tobą robić co mi się rzewnie podoba dopóki mi się nie poddasz.
-         Pozwoliłam Ci się związać, pozwoliłam Ci robić wszystko na co masz tylko ochotę, więc teraz nie próbuj wymuszać więcej niż ustalaliśmy. Miał być raz, jeden raz, nie więcej. – mówię przybierając coraz bardziej zgrzytliwy ton.
Znów zaczynam coraz bardziej szamotać nadgarstkami i łapać krótkie hausty powietrza. Świadomość podpowiada, że jeszcze kilka minut i zmęczenie nie pozwoli mi w jakikolwiek sposób zapanować nad odruchami i staram się uspokoić, ale nie mogę. Nie umiem. 
-         Moja droga… zmanipulowałaś  mnie i oszukałaś, a umawialiśmy się że tym razem nie będziesz pogrywać w te swoje chore gierki. – powoli unosi się na obu rękach i wreszcie się ze mnie wysuwa. Chwile się waha po czym robi krok nade mną i opierając się plecami o ścianę siada prostopadle do mojego wyciągniętego ciała układając swoje pięty przy moim udzie i łydce.
-         Rozwiąż mnie do jasnej cholery!!!
-         Czy możesz choć na chwile przestać grać. – opiera łokcie o kolana i jedna ręką przeczesuje włosy. – mogłabyś???? Choć na parę minut. Spróbuj, może nawet Ci się spodoba??? – wbija we mnie poważne spojrzenie z ta odrobiną smutku w kącikach oczu i gdzieś wewnątrz mnie jakiś skurcz w klatce piersiowej daje mi znać, że tą partię on wygrał.
Nie mogę myśleć racjonalnie, bo przed oczami zaczynają pojawiać się czarne okręgi. Szarpie unieruchomione ręce, które bolą coraz bardziej i czuję łzy bezsilności napływające powoli do oczu. Niech to szlag, nie dam rady. Narasta dudnienie w uszach i czarne kręgi zapełniają się całkowicie. Jeszcze sekunda i zapadam w głuchą pustkę.
Strych. Światło i duszne, gęste powietrze w którym jak magiczny pył wróżek wiruje kurz. Napięte mięśnie pulsują bólem. Choć brak mi sił, nadal bezwiednie pociągam i szarpię związanymi rękami i stopami. Zaschnięte otarcia natychmiast się otwierają i znów pieką. Mocno. Ból mnie męczy, choć bardziej nieznośny jest zapach. Smród. Powietrze dokoła jest nim przesiąknięte tak samo jak ja i muszę mocno się koncentrować, żeby powstrzymywać odruch wymiotny. Odwracam głowę w prawo. Ta druga bardziej wisi niż stoi. Ma zamknięte oczy. W jej pozie jest coś niepokojącego.
-         Śpisz?! – bardziej charczę niż mówię.
-         Nie, Mała. Nie śpię. Ale Ty powinnaś się przespać.
Odwracam głowę z powrotem i patrzę w stronę zamkniętego brudnego okna. Jasne światło dnia przenika wszystko dookoła. Drobinki kurzu nadal migotają tuż nade mną, a ja nie umiem nie podziwiać tej pięknej gry światła, choć chciałabym, żeby dokoła mnie było jedynie pogorzelisko to, które właśnie dogasa wewnątrz mnie.
-         Izra, Izra, otwórz oczy! Słyszysz, natychmiast otwórz oczy!!! – ktoś szarpie moimi ramionami.
Czuję się mocno oszołomiona, jakby ktoś nagle wyciągnął mnie raptownie z samego dna głębokiego jeziora.
-         Zostaw mnie. – powoli podnoszę powieki. Widzę zmarszczone czoło Mateusza i jego mocno pociemniałe tęczówki.
-         Lubisz mnie straszyć. – jego głos w tonie łagodnym jak zwykle nie pasuje do dziwnego wyrazu twarzy. Musiałam stracić przytomność.
Ręce mam już wolne więc szybko odpycham go od siebie i próbuje wstać, ale zbyt mała ilość tlenu nadal wywołuje lekkie przekłamanie odległości i ląduje z powrotem na łóżku. Mateusz szybko mnie obejmuje. Zaczynam lekko drżeć. On sięga po koc i przykrywa mnie.
-         To nie z zimna – warczę. – Możesz już sobie iść i zostawić mnie w spokoju?! – staram się opanować wściekłość, ale nie daję rady.
-         Nie mogę, nie chcę.
-         To czego chcesz???!!! Czego Ty ode mnie jeszcze chcesz???!!! – wrzeszczę z wściekłości. Poczucie osaczenia wywołuje stare dawno ukryte demony. Wiem, że on nie rozumie i że nigdy nie zrozumie, bo musiałby przejść dokładnie to samo, a tego nie życzyłabym najgorszemu wrogowi. Jestem zmęczona. Nadgarstki parzą od podrażnionej skóry, głowa pulsuje nieprzyjemnie i wiem że teraz nie jestem w stanie racjonalnie myśleć.
-         Chcę Ciebie, prawdziwej Ciebie. Chcę z Tobą rozmawiać, móc Cie dotykać, móc Cie naprawdę poczuć.
Zaczyna do mnie docierać, że on nie zadowoli się tym co dostawali inni. Nie chce tylko erotycznego haju, sensualno – emocjonalnych dreszczy, seksu, chce mnie, całej mnie. Tylko jak, na miłość boską????? Jak????
Drżę bardziej ze złości nad własną niemocą, niż z wściekłości na niego. Znów obejmuje mnie i przytula, jakby próbował uspokoić rozhisteryzowanego dzieciaka.
-         Co mam zrobić? – pytam ze zmęczoną rezygnacją w głosie.
-         Szczerze ze mną porozmawiać. No wiesz. Taka wymiana myśli na głos. – jego próby ironizowania, choć absolutnie nieadekwatne, powodują że mimowolnie unoszę kąciki ust.
-         Postaram się odpowiedzieć na klika pytań. – głos już mi nie drży.
-         Nie kilka pytań, prawdziwa rozmowa.
-         Postaram się. – kiwnięciem głowy potwierdzam swoje słowa.
Nachyla się. Przez chwile ogląda obtarcia. Schodzi z łóżka, sięga po bokserki z podłogi i wychodzi do łazienki. Zerkam na jego pośladki i sama siebie karcę w duchu – „kobieto” on właśnie przekroczył wszystkie granice jakie narzucałaś przez lata, a ty gapisz się na jego tyłek, nie przeczę nadzwyczaj zgrabny, ale jednak to tylko tyłek.
Mateusz wraca siada naprzeciwko mnie i najpierw smaruje nadgarstki maścią arnikową, nakłada gazę i kilkakrotnie owija bandażem. Na koniec opatrzone nadgarstki unosi w górę i lekko całuje, najpierw prawy potem lewy.
-         Przyrzekam, już nigdy nie sprawić Ci bólu. – mówi wpatrując się w moje źrenice.
-         Nie przyrzekaj.

Pochyla się i kładzie delikatny pocałunek na moich spierzchniętych wargach. Wielki mężczyzna z dużymi niezgrabnymi dłońmi całuje mnie delikatniej niż ktokolwiek inny, a ja mimo wszystko nie umiem się pozbyć tego okruszka strachu uwierającego moją podświadomość. 

sobota, 6 grudnia 2014

Odkrywanie kart.

Ciemno dokoła mnie uspokaja rytm mojego serca. Zwalnia coraz bardziej i wrażenie, że płynę, unoszę się odprężona, przenosi mnie w błogostan sennego upojenia. Jakiś dziwny dźwięk przypominający szuranie nie pozwala mi całkowicie zapaść się w tym przyjemnym stanie. I zapach – znany mi, choć nieprzyjemnie drażniący. Próbuję odszukać w pamięci ten charakterystyczny zapach i wreszcie przypominam sobie – mieszanina lizolu, chloraminy i połowy tablicy Mendelejewa. Szpital. Powoli otwieram oczy. Ściany w kolorze bezpiecznego beżu i pielęgniarka wystukująca coś na klawiaturze. Kilka osób na plastikowych krzesełkach przytwierdzonych do metalowych prętów na ścianie i nad podłogą. Opieram się na lewym ramieniu Mateusza, który pisze coś ołówkiem w notatniku.
-          Co piszesz??? – pytam próbując zajrzeć na kartkę.
-          Obudziłaś się? To dobrze. – zgrabnie unika odpowiedzi zamykając notatnik. – Chyba za chwilę nasza kolej.
Unoszę cięższą niż zwykle głowę i prostuję się na niewygodnym kawałku plastiku. Mateusz delikatnie odwraca moją lewą rękę i wpatruje się w przesiąknięty krwią bandaż.
-          Nadal nie rozumiem, co chciałaś przez to osiągnąć???
-          Chwila słabości, czasem mi się zdarza… Jak każdemu. – sama nie mogę uwierzyć, że odpowiadam mu zgodnie z prawdą. – Właściwie to ja powinnam być zła. – szybko stosuję taktykę odwracania sytuacji na swoją korzyść. – Miałeś skończyć ze śledzeniem. Miałeś mi dać spokój.
Przez dłuższą chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
-          A co jeżeli nie potrafię? Jeżeli coś, czego sam nie rozumiem ciągnie mnie do Ciebie. – mówiąc to patrzy w podłogę, jakby tam szukał podpowiedzi, wreszcie podnosi wzrok i wparuje się we mnie tak, że samoistny dreszcz przechodzi przez moje ciało. – Wiem, że Ty też to czujesz.
Kiedy pielęgniarka wywołuje moje nazwisko oboje wstajemy i długim korytarzem idziemy do gabinetu zabiegowego. Mateusz zostaje na zewnątrz, ja wchodzę do środka.
-          No i co my tu mamy? – pyta odwijając bandaż chirurg, wysoki szczupły siwiejący szatyn o podkrążonych jasnoniebieskich oczach.
-          Melepetę, która nie potrafi filetować ryby. – odpowiadam lekko wykrzywiając usta w uśmiechu.
Lekarz uważnie ogląda ranę lekko naciskając i sprawdzając nacięcie palcami w lateksowych rękawiczkach, na których po chwili pojawiają się czerwone plamy. Przez cały czas zerka na mnie.
-          Dwa szwy wystarczą. I zastrzyk przeciwtężcowy. Będzie bolało.
-          Jak się jest niezdarą to trzeba cierpieć. – kwituję znów szczerząc się do niego.

*          *          *

Jestem związana. Przez parę minut nic innego do mnie nie dociera. Nie mogę zamknąć powiek, bo pod nimi czają się obrazy, których nie mam siły oglądać. Świadomość mówi, że sama na to się zgodziłam. Wiem, że w każdej chwili mogę powiedzieć STOP. Mimo to strach ukryty w podświadomości jest wszechowładniający i paraliżuje mnie skutecznie.
-          Spokojnie. – szepcze mi Mateusz wprost do ucha. – Nie zrobię Ci krzywdy.
Niby dociera do mnie sens jego słów, jednak moje ciało nadal jest napięte jak struna. Przez tyle lat skutecznie od tego uciekałam. Unikałam sytuacji, w których musiałabym się poddać, podporządkować, ulec. To oni mi ulegali, to oni prosili, to ja kontrolowałam sytuację. I tylko wtedy mogłam się odprężyć, wystarczająco zrelaksować, żeby móc z kimś pójść do łóżka. Czuje się całkowicie obnażona i choć nie ma to nic wspólnego z nagością mojego ciała, jest mi zimno, cholernie zimno.
Czuje własne paznokcie wbijające się w dłonie i choć bardzo się staram nie potrafię zwolnić zaciśniętych pięści. Puls mi szaleje i lodowate szpilki przechodzą falami po moim ciele, jak stado mrówek z zamarzniętymi odnóżami. Jest mi zimno, ale zaciskając uda czuję jak bardzo gorącą mam skórę. Co parę sekund szarpię chustką, która mam przywiązane nadgarstki do łóżka, zupełnie nie zważając na szwy na lewej ręce. Wiem, że mogę sobie zrobić krzywdę, że szwy mogą pęknąć, a nadgarstki jutro będą mocno poobcierane i zdaję sobie sprawę, że to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Mimo to nie umiem zapanować nad tym odruchem.
Tak bardzo tego nienawidzę, tak bardzo chciałabym uciec. Jednak mówiąc STOP przegrałabym o wiele więcej. Musiałabym przyznać Mateuszowi rację, że nie potrafię stanąć po drugiej stronie. Nie dam mu tej satysfakcji, choćby miał mnie trafić grom z jasnego nieba. Nie, bo nie, nie i już.
Łapię powietrze szybkimi krótkimi haustami i powoli zaczynam odczuwać zmęczenie. Doskonale wiem, że jeszcze kilka minut i przegram, ale panika ta wstrętna rozdygotana furiatka wewnątrz mnie nie odpuszcza.
-          Będzie dobrze, ale musisz się uspokoić. – jego ton jest prawie błagalny i to sprawia, że przez krótką chwilę znajduje nadzieje na odwrócenie ról. To ja jestem kontrolerem, nawet teraz mogę nad nim zapanować.
Skupiam się najmocniej jak potrafię i wyrównuję oddech. Wdech, wydech. Spokojnie. Przestaje się szarpać. Tak…. Dam radę, nawet teraz mogę nad nim zapanować, wystarczy troszkę się postarać.
Mateusz pochyla się i całuje mnie w usta. Delikatnie kładzie wargi na moich, raz i jeszcze raz. Potem próbuje przebić się językiem głębiej, ale moje zaciśnięte zęby skutecznie mu to uniemożliwiają. Rezygnuje.
-          Chcesz grać niedostępną???? – pyta lekko zdumiony.
-          Aż taką hipokrytką nie jestem. – wykrzywiam usta w ironicznym uśmiechu.
-          W razie, czego mam jeszcze kilka asów w rękawie. – odpowiada mi prawie tak samo jadowitym spojrzeniem.
Kładzie swoje wielkie dłonie na mojej szyi. Spodziewam się mocnego uścisku, duszenia, a on ledwie jej dotyka opuszkami chłodnych palców. I właśnie to powoduje, że przechodzi mnie przyjemniejszy dreszcz. Staram się myśleć tylko o tym żeby jakoś ukryć reakcje mojego ciała, ale długie odrętwienie nie pozwala mi grać wystarczająco dobrze. On jedną ręką lekko przechyla mi twarz w lewo i zaczyna koniuszkiem języka drażnić szyję powoli przesuwając do obojczyka w górę i z powrotem. Wewnętrzny lód topi się powoli. Rozgrzewam się. Fale ciepła rozchodzą się po moim kręgosłupie raz po raz. Skupiam się na łunie świecy tlącej się na komodzie i po paru sekundach dochodzę do siebie, ale on zaczyna sunąć już w dół do moich piersi. Wiem, że je uwielbia i myślę, że zatrzyma się na nich dłużej dla własnej przyjemności. Jeszcze nie odkrył, że akurat te części mojego ciała są mi obojętne. Mam rację, całuje i przygryza sutki, masuje piersi, skupia na nich całą uwagę i teraz mam chwilę, żeby skupić się na małej „dywersji”. Lekko manewruję kolanem sięgając wypukłość malującą się na jego bokserkach i niby przypadkiem powoli ocieram kilka razy. Nawet przez materiał czuję jego erekcję. Jest sztywny i napięty. Więc tak naprawdę najchętniej byłbyś już we mnie – myślę – cóż zrobimy wszystko żeby sprowokować Cie jak najszybciej.
Grzecznie wyciągam się na całą długość i wyginam ciało w łuk, ponownie narażając się na obtarcia nadgarstków, jednak efekt wart jest swojej ceny. Mateusz porzuca piersi i szybko odnajduje moje usta. Całuje bardziej zachłannie, zapamiętale. Oddaje mu pocałunek drążąc, wdzierając się głębiej i głębiej, aż czuje, że brakuje mu tchu. Wykorzystuje moment, w którym nabiera powietrza i teraz to ja wyznaczam językiem ścieżkę na jego szyi w górę. Całuję i kąsam naprzemian. Poddaje mi się bez najmniejszej oznaki oporu. Moje piersi ocierają się o jego tors. Mój język penetruje jego małżowinę i wchodzi koliście coraz głębiej, wreszcie odrywam się i wypuszczam jeden szybszy zduszony oddech wprost do jego mokrego ucha.
Drży. Wiem, że już jest mój. Na chwilę odrywa się od mnie by zdjąć bokserki, ale w jego oczach tęczówki ciemnieją i wiem, że wygrałam, że teraz nie myśli już o niczym innym jak tylko żeby mnie posiąść, żeby we mnie wejść.
Unosi moje biodra i rozdziela kolana. Pochyla się nade mną tak, że zaciągam się jego zapachem. Świeży, delikatny – geranium i mięta pieprzowa. Jego penis jeszcze przez chwilę pulsuje pomiędzy płatkami. Czuje go. Jest gorący i sztywny. Drażni się jeszcze parę sekund wreszcie bierze penisa w prawą rękę odnajduje wejście i wchodzi we mnie jednym szybkim pchnięciem.
-          FUCK!!! – wyrywa się z jego gardła.
Czuje ogromny rozżarzony pal rozdzierający mnie wewnątrz i przez jedną krótka chwilę też mam ochotę wrzasnąć z bólu, ale zamiast tego wydaje z siebie zduszone syknięcie i zaraz mi przechodzi. Zastyga podpierając się rękami nade mną. Nie napiera, nie rusza się podnoszę wzrok i widzę szok w tych jego pociemniałych oczach.
-          Nie byłaś gotowa. – bardziej stwierdza niż pyta.
-          Ale teraz już jestem. – mówię z jadowitym półuśmieszkiem.
Zaczynam powoli rytmicznie poruszać biodrami. Wiem, że się temu nie oprze. Mam rację. Podejmuje grę najpierw bardzo wolno. Wolniej, nieśmiało, prawie delikatnie. Kropelki potu zraszają jego dużą klatkę. Kosztuje go to dużo wysiłku, więc znów poruszam się pod nim pozwalając zwiększyć tempo. Ociera się szybciej, coraz szybciej, nasze oddechy zaczynają się zrównywać. Biodra poruszają się w tym samym rytmie mlaszcząc szybciej, szybciej, szybciej…. Jeszcze chwilkę i skurcze przejmują nade mną kontrolę. Ściskam go wewnątrz i dochodzi warcząc przekleństwo. Fala ciepła rozpływa się we mnie, a on opada na mnie całym swoim ciężarem. Jego głowa ląduje w zagłębieniu pomiędzy piersiami i moim podbródkiem.
Czekam aż pulsowanie wewnątrz mnie ustanie i jeszcze parę dodatkowych sekund. Wreszcie zaczynam się pod nim wiercić.
-          Nie ruszaj się. – mruczy.
-          Rozwiąż mnie – marudzę.

-          Nie. Jeszcze nie.